Według pierwszych medialnych doniesień aż 300 z 400 milionów złotych, które miały zostać wydane na budowę ośrodka w Otwocku, miało zostać przekazane PZPN-owi w ramach dotacji przez Ministerstwo Sportu. W kolejnych dniach Kamil Bortniczuk - były minister sportu - wyjaśnił, że taka miała być początkowa kwota, ale ostatecznie państwo miało dołożyć federacji 186 milionów złotych.
Problem w tym, że decyzja o przyznaniu dofinansowania nie była ostateczna, a Sławomir Nitras ją cofnął i publicznie skrytykował PZPN i poprzedniego ministra. Zwracał uwagę na to, że "wnioski były zgłoszone w sposób niechlujny, niekompetentny, niekompletny", czym wystawił druzgocącą ocenę obecnym władzom federacji, dla których budowa centrum szkolenia miała być główną spuścizną obecnego prezesa. Cezary Kulesza potrzebuje takiego sukcesu zwłaszcza po fatalnym 2023 roku, pełnym afer wokół PZPN i reprezentacji.
Federacji próbował bronić Kamil Bortniczuk, który m.in. zaskoczył słowami o tym, że PZPN to "najbardziej profesjonalny związek w Polsce". Sławomir Nitras również postanowił udzielić kolejnych wypowiedzi w związku z tą inwestycją.
- Ja z przykrością obserwuję komentarze przede wszystkim przedstawicieli PZPN w tej sprawie, bo oni powinni wiedzieć sami najlepiej, że w przypadku tego wniosku procedury, które obowiązują w ministerstwie sportu, nie zostały dotrzymane. Wniosek został złożony zgodnie z terminem w lipcu, natomiast później wielokrotnie był poprawiony dlatego, że było wiele błędów, wiele nieprawidłowości w tym wniosku. Następnie dodał. - Natomiast nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wtedy kiedy te wnioski były składane, a składali również inni beneficjenci i oni też mają prawo do uczciwej oceny i w ich przypadku nikt nie pozwalał, bo tego procedura nie przewiduje, żeby te wnioski poprawiać. Oni też na to patrzą i oni pieniędzy nie dostali, a tutaj PZPN w trybie nadzwyczajnym dostał - mówił Nitras w programie "Fakty po faktach" w TVN24.
Minister sportu odniósł się też do wielkości dotacji, która pierwotnie miała wynieść aż 304 miliony złotych. Stwierdził, że ostateczna kwota spadała przez kolejne poprawki we wniosku i "próbowano tę kwotę urealniać" i ostatecznie miała wynieść ona 186 milionów złotych, gdy z wniosku została usunięta budowa pięciogwiazdkowego hotelu. Dodał też, że PZPN miał wywierać naciski na urzędników wskazujących na błędy proceduralne.
- Oczywiście PZPN w międzyczasie uzupełniał dokumenty te brakujące, które ministerstwo wskazywało, że one są nieprawidłowe i ten proces trwał do samego końca. Do ostatniego dnia funkcjonowania rządu Morawieckiego. W ostatnich dniach funkcjonowania rządu Morawieckiego pani minister Dmowska została wezwana do kancelarii premiera z urzędnikami merytorycznymi, którzy mówili, że ten wniosek nie nadaje się do finansowania. I w obecności przedstawicieli PZPN-u, nie pamiętam czy był tam pan Kulesza, ale wcale tego nie wykluczam, były naciski na urzędników, żeby jednak w ostatniej chwili ten wniosek podpisać. Pani minister Dmowska nie uległa tym naciskom, nie podpisała tej dotacji, a po zapoznaniu się z tymi dokumentami szczerze mówiąc włos w niektórych momentach jeżył mi się na głowie jeśli chodzi o to jak podchodzono do procedur - przyznał.
Minister odniósł się też do wątku ziemi, na której miał stanąć obiekt. Przyznał, że nie wie, czy teraz PZPN ma ziemię - stwierdził, że to pytanie do federacji - ale w dniu składania wniosku nie dysponował gruntami.
Minister zaatakował również PZPN za sposób działania, co sugeruje poważny kryzys w relacjach między obecnym rządem a władzami największego związku sportowego w Polsce.
- Kiedy słyszę te nieprawdziwe informacje ze strony PZPN-u, to na przyszłość mam poważną wątpliwość, czy mam do czynienia z wiarygodnym partnerem, z którym mogę uczciwie współpracować, bo prawda jest jedna i trzeba publicznie mówić prawdę (...). Kiedy słyszę publicznie poddawanie w wątpliwość decyzji ministerstwa, ale jednocześnie poddawanie w wątpliwość słów, które oficjalnie kieruje ministerstwo, nawet nie ja tylko komunikatów ministerstwa, które po prostu są rzetelne i oparte na dokumentach, to mam poczucie, że mam do czynienia z partnerem, który uważa, że można coś załatwić, że można się dogadać, a nie trzeba spełniać procedur. Nie, panowie. Te czasy się skończyły. Teraz są procedury, są formalne wnioski, trzeba formalnie przejść procedury i tylko wtedy można liczyć na dofinansowanie. Ze mną się nic nie załatwi, bo to nie są te czasy - powiedział.
Po takich słowach wydaje się, że szanse na to, że inwestycja zostanie dokonana z pomocą państwa znacząco spadły. PZPN w publicznych komunikatach nie ukrywał, że liczy na to, że "wspólnie znajdziemy rozwiązanie, żeby zrealizować tę ważną dla polskiej piłki inwestycję".