Oto prawda o Lewandowskim. Katastrofa z kuriozalną puentą. "Ostro, ale trafnie"

Dawid Szymczak
Robert Lewandowski przypadkowo dostał piłką w głowę, a komentujący mecz Mateusz Święcicki stwierdził, że było to jego najlepsze zagranie. Ostro, ale trafnie. Polak zawodził, jak cała Barcelona i został zmieniony już w 72. minucie. W doliczonym czasie gry, już bez Lewandowskiego, Barcelona strzeliła na 2:1. Wynik z Las Palmas był lepszy niż gra.

To był kompletny przypadek, a zarazem puenta występu Roberta Lewandowskiego. Na akcję z 56. minuty można już było machnąć ręką - Barcelona znów dośrodkowała w pole karne, a obrońcy Las Palmas kolejny raz bez większego trudu zgarnęli piłkę. Saul Coco chciał ją wybić byle dalej. Kopnął mocno i piłka pewnie wylądowałaby w okolicach połowy boiska, gdyby po drodze nie trafiła w głowę wycofującego się Polaka. Lewandowski ani się nie nadstawił, ani nie walczył o jej zatrzymanie. Po prostu oberwał, a piłka po odbiciu szczęśliwie spadła pod nogi Sergiego Roberto, który błyskawicznie oddał ją do Ferrana Torresa. Po jego strzale Barcelona wyrównała. 

Zobacz wideo Prezes Rakowa zdradza nam plany transferowe. "Napastnik potrzebny od zaraz"

I aż do doliczonego czasu gry wydawało się, że Barcelona mogła strzelić gola tylko w tak kuriozalnych okolicznościach. Wszystkie konwencjonalne akcje były bowiem rozbijane przez rywali. W 2024 Barcelona weszła krokiem imprezowiczów wracających z zabawy w noworoczny poranek: niepewnie, powoli, ze zwieszoną głową. W jej grze znów brakowało energii, uśmiechu, resztek polotu i elementów zaskoczenia. Nie wiadomo, jaki miała plan na mecz. Lewandowski pozostawał kompletnie niewidoczny - miał raptem 21 kontaktów z piłką, wykonał tylko osiem podań i nie znalazł żadnej okazji, by strzelić gola. Portal SofaScore niżej od niego ocenił tylko Alejandro Balde i Joao Cancelo, który jednak przez kontuzję zszedł z boiska już w 11. minucie. Poza Frenkim De Jongiem trudno o indywidualne wyróżnienia: niewiele wniósł Ferran Torres, słabo zagrał Raphinha, przy akcji bramkowej Las Palmas, przeprowadzonej zresztą przez wychowanków Barcelony - Sandro Ramireza i Munira El Haddadiego, nie popisali się obrońcy ani bramkarz. Długo cieniował też Ilkay Gundogan, który jednak w doliczonym czasie gry najpierw wywalczył, a po chwili wykorzystał rzut karny, dając Barcelonie zwycięstwo.

Nowy rok, ale stara Barcelona

Najgłośniejsi przeciwnicy Xaviego twierdzą wręcz, że w szerszej perspektywie ta wygrana przyniesie klubowi więcej złego niż dobrego, bo nieco wyciszy krytykę trenera i odwlecze do następnej porażki debatę nad jego zwolnieniem. A Barcelona jak w miejscu stoi, tak będzie stała jeszcze dłużej. Próżno bowiem szukać nadziei, że te trzy punkty ją rozpędzą, naprawią, podłączą do walki o mistrzostwo czy przynajmniej bojowo nastroją na kolejne mecze. Scenariusz spotkania z Las Palmas był przecież podobny do poprzedniego meczu z Almerią, w którym także zwycięstwo 3:2 udało się wyszarpać w końcówce meczu po słabej grze. I ono też miało magicznie pomóc, a ostatecznie nie wywołało żadnej reakcji. Znów potrzebna była przerwa, najpewniej ostra reprymenda w szatni i kilka zmian w drugiej połowie, a przy tym wszystkim sporo szczęścia i błędów rywali, by ostatecznie zwyciężyć. Ale ile razy jeszcze uda się uciec spod topora?

Barcelona spisała mnóstwo noworocznych postanowień i wchodziła w 2024 z oklepaną obietnicą: nowy rok - nowa ja. Xavi zaczął je kreślić zaraz po przedświątecznym meczu z ostatnią w tabeli Almerią. Mówił wtedy, że jego zespół musi odzyskać duszę, że jego piłkarze muszą "biegać jak zwierzęta", bo inaczej sezon pójdzie na marne. Futbolowy esteta rozprawiał o siermiężnych wartościach. Nie wspomniał o pięknej grze, a jedynie o wyszarpywaniu zwycięstw, bo jego zespołowi daleko było w mijającym roku do pryncypiów utrwalanych od czasów Cruyffa.

Xavi obiecywał sobie, że w nowym roku jego drużyna poprawi skuteczność, ale też uszczelni defensywę, bo już w połowie sezonu straciła więcej bramek (22) niż przez cały poprzedni (20). Do zmiany jest też intensywność gry, bierność po stracie piłki i nerwowość w jej rozegraniu. Barcelona w 2024 r. częściej chce słyszeć brawa niż gwiazdy. - One też potrafią zmotywować, ale teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy się zjednoczyć - mówił po poprzednim meczu Sergi Roberto i deklarował: - Dwa tygodnie przerwy dobrze nam zrobią. Wrócimy silniejsi. 

Wrócili jednak w równie słabej formie.

Lewandowski zmieniony już w 72. minucie. Przed nim bardzo ważne miesiące

Podobnie jest z Robertem Lewandowskim, który wchodzi w nowy rok zewsząd słysząc, że zarabia za dużo, by dawać tak mało. Jest krytykowany za słabą skuteczność, techniczne błędy i ogólny spadek formy. Powstają kompilacje, jak macha rękami surowo recenzując zagrania kolegów, mimo że sam nie gra lepiej. Kibice i eksperci pamiętają o przeciekach, według których za pół roku jego pensja ma wzrosnąć do 32 mln euro brutto za sezon. Stąd mnożące się plotki, że klub zechce latem go sprzedać i nie płacić mu wynagrodzenia niewspółmiernego do boiskowego wkładu. Na tym właśnie polegało największe ryzyko podpisywanej latem 2022 r. umowy: że pensja miała rosnąć z każdym kolejnym sezonem - z 20 mln euro brutto w pierwszym do 26 mln euro brutto w drugim i wreszcie do wspominanych 32 mln euro brutto w trzecim sezonie. Barcelona najpewniej wierzyła, że Lewandowski, dzięki nieskazitelnemu prowadzeniu się i wszechobecnemu profesjonalizmowi, będzie starzał się powoli i łagodnie. I o ile po pierwszym sezonie, zakończonym mistrzostwem Hiszpanii i nagrodą dla najlepszego strzelca ligi, władze klubu nie mógł mieć do niego zastrzeżeń, o tyle pierwsza część tego sezonu jest już wyraźnie słabsza.

Barcelona ma problemy ze skutecznością - tworzy sporo okazji, oddała już 119 celnych strzałów, ale zdobyła tylko 34 gole (kolejne dwa to trafienia samobójcze Floriana Lejeune’a i Sergio Ramosa). Według statystyki bramek oczekiwanych (xG) powinna tych goli mieć 43. Dziewięć bramek mniej niż zakłada algorytm to obok walczącego o utrzymanie Deportivo Alaves najgorszy wynik w lidze. Lewandowski nie pomaga - ma w lidze osiem goli, choć według statystyk (xG) powinien ich mieć dwanaście. Jest więc cztery gole na minusie. Dla porównania - poprzedni sezon kończył z 0,5 gola mniej niż przewidywało xG. I to nie tak, że wiecznie brakuje mu okazji. Oddaje najwięcej strzałów w lidze, ma najwięcej goli oczekiwanych, ale w klasyfikacji strzelców jest za Judem Bellinghamem z Realu Madryt (13 goli), Borją Mayoralem z Getafe (12), Alvaro Moratą z Atletico Madryt (12), Artemem Dovbykiem z Girony (11), Antoinem Griezmannem z Atletico (11), Ante Budimirem z Ossasuny (9) i Gerardem Moreno z Villarrealu (9).

Bardziej wnikliwe statystyki pokazują też rosnący problem z przyjęciem piłki - na półmetku sezonu Lewandowski ma 49 nieudanych prób skontrolowania piłki, a w całym poprzednim sezonie miał ich 94. Gołym okiem widać też akcje, w których brakuje go w polu karnym i te, w których brakuje mu energii. Mnożą się mecze takie, jak z Las Palmas, gdy trudno dostrzec go na boisku. 

W Hiszpanii różnie postrzegają transfer Vitora Roque, uzdolnionego 18-letniego napastnika z Brazylii, który pod koniec grudnia trafił do Barcelony. Wylądował w Katalonii pół roku wcześniej niż zakładał sporządzony latem plan. Szczegółowo pisaliśmy o tym TUTAJ. Pośpiech pewnie byłby mniejszy, gdyby Lewandowski strzelał gola za golem, a Barcelona nie miała problemów w ataku. Wyszło jednak na to, że Roque zadebiutował już w meczu z Las Palmas. Wszedł na ostatnich 12 minut za Ferrana Torresa i pokazał się z niezłej strony. Zmarnował dwie dobre sytuacje, ale na razie kibice są wyrozumiali i dostrzegają podstawową różnicę w jego występie i Lewandowskiego: Roque cały czas pokazywał się gry i nieustannie prosił o piłkę, a Polak był bierny i łatwy do okiełznania.

Lewandowski, mimo że nie przywykł do bycia zmienianym już w 72. minucie, wyraźnie wspierał młodszego kolegę zza bocznej linii. Po pierwszej zmarnowanej okazji najpierw złapał się za głowę, ale już po chwili oklaskami na stojąco dodawał mu otuchy i zagrzewał do kolejnych prób.

Większość ekspertów widzi w Roque następcę Lewandowskiego, który na razie spokojnie będzie się wdrażał i uczył u jego boku. Ale są też tacy, którzy dostrzegają w nim konkurenta na tu i teraz. Najwięcej zależy od samego Polaka - jeśli poprawi skuteczność i będzie miał większy wpływ na grę Barcelony, dyskusja się skończy. Jeśli nie - może częściej schodzić z boiska już 20 minut przed zakończeniem meczu. Cierpliwość Xaviego ma swoje granice, a teraz wreszcie ma kim go zastąpić.

Więcej o: