Wystartuje czy nie? To projekt skazany na sukces czy niepowodzenie? Wezmą w nim udział najlepsi czy tylko kilku z nich? Superliga nie ma wielkiego - lub wręcz żadnego - poparcia wśród kibiców, ale niezależnie od sympatii ma kilka pomysłów, na które warto zwrócić uwagę. Nawet jeśli to dyskusja akademicka.
Temat Superligi powrócił po tym, jak Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) ogłosił, że UEFA i FIFA nie mogą mieć monopolu na futbol i blokować alternatywnego projektu nowych piłkarskich rozgrywek. Taki projekt został przedstawiony niecałe dwa lata temu, gdy największe kluby Europy oznajmiły, iż zorganizują własne rozgrywki, które będą dla nich o wiele bardziej atrakcyjne finansowo. Wówczas UEFA zagroziła sankcjami. Projekt szybko upadł, nie zyskał też uznania kibiców, ale nie umarł w głowach prezesów i działaczy. Ci zmodyfikowali kilka jego założeń, w tym to, które budziło złość kibiców - o stałych miejscach w Superlidze dla najlepszych marek. Organizacja A22 Sports Management przedstawiła wersję rozgrywek z udziałem 64 drużyn podzielonych na trzy ligi i systemem spadków i awansów. To Star League, Gold League i trzeci poziom, czyli Blue League, do którego można będzie dostać się za wyniki w rodzimej lidze.
Najciekawszy w projekcie jest jednak pomysł, aby mecze Superligi były darmowe dla kibiców. Pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się abstrakcyjny. Wszak to ze sprzedaży praw telewizyjnych UEFA i FIFA czerpią ogromne zyski. Ostatni kontrakt na transmisję Ligi Mistrzów - patrząc globalnie - zapewnił europejskiej organizacji ponad trzy miliardy euro. Teraz przy nowym kontrakcie na zreformowane zawody ma być to nawet pięć miliardów euro. Proces sprzedaży praw trwa, ale zakończył się już na kilku dużych rynkach. W Stanach Zjednoczonych miał przynieść wpływy rzędu dwóch miliardów euro, czyli niemal dwa razy więcej niż ostatnio. O co więc chodzi z darmową Superligą?
- To coś, co nie było do tej pory możliwe, ponieważ nie było na to technologii – powiedział Anas Laghrari, współzałożyciel A22 Sports Management, na antenie RMC Sport. Chodzi o platformę czy też aplikację, roboczo nazwaną Unify, która ma działać jak Spotify, Facebook czy YouTube. - Będzie to bezpłatne, wystarczy wpisać swój e-mail i założyć konto w aplikacji. Ile osób będzie chciało wtedy oglądać futbol? Przy darmowej ofercie setki milionów ludzi. To ludzie będą generować pieniądze z reklam - tłumaczył. Dodał, że będzie też możliwa opcja premium bez reklam dla tych, którzy będą chcieli zapłacić.
Ciekawszy jednak jest sposób, w jaki Superliga chciałaby pokazywać transmisje, zapewne też po to, by przyciągać młodszego i nowego futbolowego odbiorcę. Chodzi o opcje znane choćby ze świata transmisji F1, czyli np. wyboru kamery, jaką oglądamy rywalizację. Organizacja planuje też kilka innych atrakcji.
- Jeśli chcesz zostać komentatorem swojej ulubionej drużyny i mieć obserwujących jak na Twitchu, my będziemy w stanie ci pomóc. Zaoferujemy więcej możliwości, które połączą społeczność. Dzisiaj cierpimy z powodu nadmiernej konsumpcji piłki nożnej. My umieszczamy najlepsze mecze w jednym miejscu i dajemy je za darmo. Jestem pewny, że wszyscy przyjdą do takiego miejsca - tłumaczył Laghrari.
Obecnie oglądanie Ligi Mistrzów w Europie to koszt średnio kilkunastu euro, a w pewnych przypadkach też konieczność posiadania usługi satelitarnej czy telewizji kablowej. Liga Mistrzów przeważnie nadawana jest w Europie w kanałach premium.
Czy nowe podejście do futbolu ma szansę się sprawdzić? O ile platformy streamingowe z filmami wydają się mieć silną pozycję, o tyle sport, który musi być prezentowany w bardzo dobrej jakości obrazu oraz bez opóźnień, do tej pory lubił tradycyjną wersję telewizji. Wszystko zależy jednak od technicznej jakości oferty Superligi, dalszego rozwoju technologii i szybkości i stabilności internetu. Kluczowe będzie też to, czyje mecze mogłyby być w ofercie Superligi prezentowane?
Po decyzji TSUE sporo klubów czy też lig zakomunikowało, że są przeciwne nowym rozgrywkom, m.in. Ligue 1 z PSG, OM, czy AS Monaco na czele, ale w opozycji jest też większość Bundesligi z Bayernem czy Borussią. Przeciwna wydaje się również Premier League, a jej władze powołują się na własne przepisy uniemożliwiające uczestnictwo jej klubów w innych rozgrywkach. Nosem na nową ligę kręcą też prezesi FC Porto.
"Na tak" są FC Barcelona, Real Madryt i prawdopodobnie też Juventus - ojcowie założyciele niedoszłej Superligi z 2021 r. O pomyśle ciepło wypowiedział się też prezes Napoli, choć Włosi wydają się podzieleni, podobnie jak Hiszpanie. Laghrari sugeruje jednak, że czym innym są publiczne komunikaty, czym innym prawdziwe pragnienia czy też zamiary niektórych dużych klubów. Te chcą dołączyć do projektu po cichu. Ich nazw jednak nie wymienia, bo kluby te nie chcą iść na pierwszą linię frontu i wolą wyjść z cienia w jednym momencie wspólnie. Część drużyn to mogą być kluby, które mają problemy z finansowym fair play i nie chcą na razie publicznie robić rewolty, by nie mieć problemów ze sprawami, które się toczą.
Czy to rzeczywista strategia, czy tylko medialna gra, by tworzyć obraz dużego projektu, który nie ma głównych aktorów? Sprawę Superligi ładnie podsumował angielski "Daily Mail" pisząc, że "to nic innego jak desperacka próba Realu Madryt i Barcelony na ratowanie swoich przychodów i miejsca w starciu z potęgą Premier League". Według katalońskich mediów Barcelona za olbrzymią lojalność wobec projektu może być nagrodzona "bonusem" w wysokości... miliarda euro! Oznaczałoby to momentalny koniec problemów finansowych, z którymi klub walczy od czasów odejścia byłego prezydenta Josepa Maria Bartomeu. Na to też kąśliwie zwracają uwagę Anglicy.
"Aby wyobrazić sobie stan desperacji, w jakim znajdują się dwaj upadli giganci hiszpańskiego futbolu, wystarczy spojrzeć, jak zawodnicy Barcelony spędzili środowy wieczór. Gdy tylko zakończył się domowy mecz z Almerią, wsiedli do samolotu udającego się na wyczerpujący, 14-godzinny lot do Dallas, aby rozegrać towarzyski mecz z meksykańskim Clubem America, tak by Barca mogła zarobić pięć milionów euro" - spuentowali dziennikarze "Daily Mail". Barcelona przegrała i teraz przed świętami znów spędzi pół dnia w samolocie, wracając do siebie.
Choć o pomyśle Superligi piłkarska Europa dyskutuje dużo, to eksperci wskazują też, że zagrożenie dla monopolu UEFA może przyjść od innej strony - z Arabii Saudyjskiej. Tak było w przypadku golfowego projektu LIV Golf. Ten najpierw walczył z PGE Tour, podkupił sporo zawodników, a potem już podczas sądowych sporów dwie strony nagle i nieoczekiwanie się porozumiały i teraz ze sobą współpracują. Złośliwi nazywali to pojednawczą mocą pieniądza.
- Negocjacje z UEFA są możliwe? - pytał dyrektora generalnego firmy A22, streamer Ibai Llanos. - Robimy to dla dobra piłki. Będziemy rozmawiać ze wszystkimi, tak by kibice dostali to, na co zasługują - odparł mu Bernd Reichart. Jego zdaniem projekt powinien ruszyć jak najszybciej.