Na obrzeżach Dohy wciąż wiszą banery z oficjalnym hasłem mundialu: "Now is all". Już nie są intensywnie bordowe, a wyblakłe od pustynnego słońca. Po mieście jeżdżą autobusy oklejone turniejowymi grafikami, a kontenerowy stadion 974, który miał zostać rozebrany i w częściach wysłany do Afryki - stoi tak, jak stał. W stolicy Kataru nie da się zapomnieć o mundialu. Nawet z Corniche, promenady biegnącej wzdłuż Zatoki, nie zniknęła wielka klepsydra, która odliczała czas do rozpoczęcia mistrzostw świata. Teraz pokazuje aktualną datę i godzinę. Ale zegara cofnąć się nie da, choć wielu Katarczyków chciałoby wrócić do zeszłego roku, gdy patrzył na nich cały świat i wszystko wokół nich tętniło życiem.
Najważniejszy miesiąc w pięćdziesięcioletniej historii Kataru poprzedziło kilkanaście lat intensywnych przygotowań. Wszystko wycelowane było w mundial i miało mieć swój finał pod koniec 2022 r. Gdy Szymon Marciniak skończył mecz Argentyny z Francją, a Leo Messi podniósł puchar, emocje gwałtownie spadły. Katarczyków przytłoczyła pustka. Cel, który przyświecał przez lata, zgasł. 1,5 mln kibiców, którzy odwiedzili ich podczas mistrzostw, wróciło do domów. Zostali za to tani pracownicy, którzy wrócić nie mieli za co. I dla nich też najgorsza jest cisza.
Mija rok od najbardziej kontrowersyjnego mundialu w historii. Na boisku wygrała Argentyna, ale poza boiskiem każdy - Katar, FIFA i organizacje broniące praw człowieka - rozgrywał swój mecz.
Katarczycy nigdy nie byli bardziej dumni niż w listopadzie i grudniu 2022 r. Ich kraj znalazł się w centrum świata i przyczynił się do odrodzenia panarabizmu, czyli przekonania o jedności wszystkich Arabów. Katar chciał reprezentować tę część świata i całą muzułmańską kulturę. We własnej ocenie - podołał wyzwaniu mimo presji ze strony potężniejszych sąsiadów i nieustannego ostrzału Zachodu. Przed nikim nie uklęknął, nikogo się nie wystraszył. To raczej jego przedstawiciele w kluczowych momentach tupali nogą. Po kątach rozstawiali choćby sponsorów, byle wszystko odbyło się z poszanowaniem szariackiego prawa.
Czego by Katar nie zrobił, do końca miał po swojej stronie prezesa FIFA Gianniego Infantino, który jeszcze dzień przed rozpoczęciem mistrzostw wymieniał, że czuje się Katarczykiem, Arabem, Afrykańczykiem, gejem, niepełnosprawnym i pracownikiem migracyjnym, a pouczającym i moralizującym Europejczykom zarzucił hipokryzję i stosowanie podwójnych standardów. Krytyka Kataru trwała kilkanaście lat, ale wyraźnie ucichła, gdy rozpoczęły się mecze. Futbol zagłuszył pozaboiskowe dyskusje - kibice zobaczyli najbardziej ekscytujący finał w historii, w Katarze padło więcej bramek (172) niż na jakimkolwiek wcześniejszym mundialu, a Katarczycy zwieńczyli całość narzuceniem na ramiona Leo Messiego tradycyjnego katarskiego bisztu. Świat kręcił nosem, ale Arabowie byli absolutnie zachwyceni. Twierdzili, że tym prostym sposobem udało się związać Messiego z Katarem tak trwale, jak Diego Maradonę z meksykańskim Estadio Azteca. Messi w najważniejszej chwili w karierze i Katar w najważniejszej chwili w historii - dostrzegali w tym klamrę.
A że przygotowania pochłonęły najwięcej w historii - przeszło 220 miliardów dolarów? - Było warto - nie ma wątpliwości dr Danyel Reiche, katarski ekspert ds. polityki i sportu. Tym mundialem Katar budował swoją pozycję w regionie, swój kraj jako taki - z autostradami, wieżowcami i centrami handlowymi, narodową dumę i świadomość obywateli, a wreszcie - swój zewnętrzny wizerunek. Poprawiał też swoje bezpieczeństwo.
Organizatorzy nie polubili się jednak z terminem "najdroższego mundialu w historii", więc notorycznie zastrzegają, że spora część wydatków na rozwój infrastruktury i tak była już uwzględniona w "Katarskiej Wizji Narodowej 2030", która określa długoterminowe cele kraju i ma doprowadzić do uniezależnienia jego gospodarki od sprzedaży gazu i ropy. Na przeszło dekadę zamienili swój kraj w plac budowy. Mają dziś imponujące metro, nowoczesne lotnisko, sieć dróg, mnóstwo hoteli i mieszkań. Właściwie przed każdą powstającą przed mistrzostwami budowlą, Katarczycy najchętniej wbiliby tabliczkę: "Nie tylko na mundial". Było tak nawet ze stadionami - Al Bayt, na którym odbył się mecz otwarcia, miał zostać przerobiony w rajski resort z pięciogwiazdkowym hotelem, doskonałymi restauracjami i halami handlowymi, Education City Stadium miał zostać pomniejszony i oddany do użytku studentów, a najbardziej charakterystyczny stadion 974 planowano całkowicie rozebrać i wysłać do jednego z biednych krajów, by jego znakomitą lokalizację wykorzystać do wybudowania ekskluzywnego osiedla, z którego okien rozpościerał się będzie najpiękniejszy widok w całej Dosze.
Ale Katarczykom zupełnie się nie spieszyło, a jeszcze bardziej odwlekli plany, gdy przejęli od Chin organizację przyszłorocznego Pucharu Azji. Stadiony stoją więc nieruszone. Większość jest wykorzystywana przez kluby z najwyższej katarskiej ligi i reprezentację, ale największy z nich - Lusail w ostatnich miesiącach był nieużywany. Dopiero za kilka tygodni rozpoczną się na nim kontynentalne mistrzostwa. Blisko 90-tysięczny stadion został wybudowany w mieście przyszłości, które miało zachwycać turystów i podkreślać ambicje Kataru. Kto się w nim znalazł, powinien uwierzyć, że wszystko jest możliwe, skoro jeszcze piętnaście lat temu w miejscu tych wszystkich wieżowców była pustynia. Bulwar, który podczas mundialu roił się od kibiców i którym paradowali reprezentanci Argentyny kilka godzin po wygranym finale, jest dzisiaj miejscem cichym i spokojnym. W drogich sklepach - pustki. W restauracjach - wolne stoliki. Mistrzostwa śledziło ok. 5 mld ludzi, a 1,5 mln przyleciało do Dohy, by oglądać je na miejscu. Władze Kataru chciały zrobić z mundialu pocztówkę, którą zaadresują do całego świata.
Katar stopniowo rozgaszczał się w świadomości ludzi. Najpierw - w okolicach 2010 r., gdy dostał prawo organizacji mundialu - dowiedzieli się, że taki kraj w ogóle istnieje. Później - przy okazji przeróżnych sportowych wydarzeń - przestali kojarzyć go jedynie z pustynią i wielbłądami. A już podczas mundialu Katarczycy pokazali swoje nowoczesne centrum i przywiązania do arabskiej kultury, która nie jest u nich jeszcze tak rozwodniona, jak choćby w pobliskim Dubaju. Chcą być urlopową alternatywą, bo to właśnie zyski z turystyki w perspektywie kilkunastu lat mają pomóc uniezależnić kraj od sprzedaży paliw. Akbar Al Baker, prezes Qatar Tourism i dyrektor naczelny Qatar Airways Group, podał w kwietniu, że obłożenie hoteli w Doha wynosi około 65-70 proc. Źródła ESPN mówią jednak o 40 proc. w przypadku stolicy i zaledwie 20 proc. w przypadku Lusail. Oficjalne dane turystyczne są rekordowe - od stycznia do września 2023 r. Katar miało odwiedzić 3 mln osób. Według planów liczba ta ma być podwojona już do 2030, by wpływy z turystyki stanowiły 12 proc. PKB Kataru.
O gazie jednak na razie nikt w Katarze nie zapomina. Mundial był też platformą do biznesowych negocjacji ze światem. Katarczycy słyną z tego, że potrafią porozumieć się z każdym, co dobrze widać nawet dziś przy okazji wojny izraelsko-palestyńskiej, w której to Katar widzi się w roli mediatora - wspiera Hamas, ale jednocześnie pomaga Zachodowi uwolnić izraelskich zakładników. Gdy w Afganistanie władzę przejmowali talibowie, Katar stosował podobną taktykę, a prof. Simon Chadwick przekonywał, że robi to tak skutecznie, że jest w tej rozgrywce kluczowym graczem.
Trudno dokładnie oszacować zbity podczas mistrzostw kapitał biznesowo-gospodarczo-polityczny, ale podpisanie 27-letniej, rekordowo długiej umowy na sprzedaż gazu do Chin przypadkiem nie jest. Katar podpisał też w ostatnim roku podobne kontrakty z Włochami, Brytyjczykami i Francuzami. Sprzyjają mu oczywiście sankcje nałożone na Rosję, ale nie zawdzięcza im wszystkiego. Według Agencji Promocji i Inwestycji, w 2022 r. w Katarze zarejestrowano 135 nowych projektów biznesowych, które utworzyły blisko 14 tys. nowych miejsc pracy, a do tego doszło otwarcie ponad 800 nowych placówek zagranicznych firm i korporacji. Już teraz mowa o sześciokrotnym wzroście liczby projektów biznesowych względem 2019 r. Szereg ułatwień ma przyciągnąć kolejnych chętnych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy podał, że w ubiegłym roku PKB Kataru wzrosło o prawie 5 proc., natomiast w tym 2023 wyniesie 1,75 proc. i na podobnym poziomie powinno utrzymać się w kolejnych dwóch latach. Eksperci podkreślają też poprawę stosunków z Arabią Saudyjską i znaczące wizerunkowe zyski wśród wszystkich narodów arabskich.
Reem Al-Haddad, która podczas mundialu była jedną z wolontariuszek gotowych wskazać drogę do każdego celu, opowiadała "The Athletic", że mundial otworzył i zaktywizował też samych Katarczyków. Zaczęło ich interesować, co dzieje się za bramą willi. Chętniej spędzają czas w parkach, częściej odwiedzają muzea. Bieg organizowany podczas katarskiego dnia sportu rok do roku przyciągnął na start dwa razy więcej uczestników. Szturm przeżyły też akademie piłkarskie. Ale to nie społeczne przemiany samych Katarczyków miała na sztandarach FIFA, gdy przez przeszło dekadę była oskarżana o korupcję i sprzedanie mundialu krajowi łamiącemu prawa człowieka.
FIFA zarobiła na mundialu rekordowe 7,5 miliarda dolarów - miliard więcej niż sama szacowała. - Były to najbardziej dochodowe mistrzostwa i najbardziej śmiercionośne wydarzenie w historii sportu - stwierdziła Minky Worden, dyrektorka ds. inicjatyw globalnych w Human Rights Watch. Ludzkiego kosztu mundialu w Katarze nie poznamy nigdy. Organizacje broniące praw człowieka i największe światowe media posługują się własnymi szacunkami, a najpopularniejsze mówią o 6,5 tys. ofiar wśród pracowników migracyjnych, którzy od 2010 r. przygotowywali Katar na mistrzostwa.
Podczas mundialu pracowały ich tysiące. Byli stewardami, ochroniarzami, wolontariuszami czy strażnikami. Pisaliśmy o nich w Sport.pl w dniu otwarcia mistrzostw. Niektórych pytaliśmy, skąd są i jak długo żyją w Katarze. I jakie to życie jest, co robili przed mundialem. To były krótkie rozmowy, kilkunastosekundowe wymiany zdań. Większość z nich została przebranżowiona i teraz było im lepiej, bo wcześniej ciężko pracowali fizycznie. Ich uśmiechy były jednym z niewielu szczerych elementów tych mistrzostw. Co działo się z nimi po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka?
Charakterystyczne czapki z daszkiem i czarno-czerwone polary - pamiętamy tak ubranych pracowników. Choćby w centrum medialnym, które podczas turnieju było punktem wypadowym na wszystkie stadiony, naszym biurem, kawiarnią i fast-foodem, kontrolowali nas przy każdym wejściu i wyjściu. Prześwietlali plecaki i dokonywali pobieżnej kontroli osobistej. Okazuje się, że pracowali dla firmy Stark Security. Większość z nich miała podpisane umowy do końca lutego. Miesięcznie, za siedem dni pracy w tygodniu, zarabiali 2700 riali (ok. 680 euro, 2965 zł). Firma zapewniała im też nocleg w mieszkaniach pracowniczych dla imigrantów w Barwa Al Baraha na obrzeżach stolicy. Gdy mundial się skończył, umowy wielu z nich obowiązywały jeszcze dwa i pół miesiąca. Mimo to dostali zawiadomienia od Starka, że zostają rozwiązane natychmiast, co zobowiązuje ich również do opuszczenia pracowniczej kwatery. Z dnia na dzień wielu pracowników miało zostać bez pieniędzy i dachu nad głową. Spora część odmówiła. W reportażach m.in. "ESPN", "The Guardian" i "The Telegraph" kilku ochroniarzy Starka wspomniało, że firma przestała im wtedy dostarczać posiłki, choć zapewnienie podstawowego wyżywienia również było częścią umowy.
Po miesiącu sporu około dwustu ochroniarzy wynajęło autobusy, by przejechać z imigranckiego osiedla do centrum Dohy. Tam, w odpowiedniej instytucji, chcieli złożyć oficjalną skargę na kierownictwo Starka. Ale autobusy po drodze zostały zatrzymane przez pracowników firmy, a na miejsce przyjechała policja. Ochroniarze zostali oskarżeni o chęć zorganizowania protestu. Teoretycznie zgromadzenia publiczne nie są w Katarze zakazane, ale uzyskanie zgody ze strony MSW jest bardzo problematyczne. Zatrzymani ochroniarze zostali deportowani z Kataru, a trzech z nich, podejrzewanych o zainicjowanie przejazdu i domniemaną chęć zorganizowania protestu, trafiło do aresztu i przebywało w nim minimum do maja. Bardzo trudno ustalić, co działo się z nimi później.
Rząd Kataru twierdzi, że pracownicy Starka zostali deportowani, ponieważ wizy, które posiadali, wymagały opuszczenia Kataru po wygaśnięciu umów o pracę. - Chcieliśmy pieniędzy, które nam się należały. Wykonaliśmy dla firmy świetną robotę, a to, co nam w zamian zrobiła, jest niewiarygodne. Katar mówi o prawach pracowniczych... Pozamykali nas w aresztach i deportowali, bo chcieliśmy dostać pieniądze zgodnie z umową - mówił "The Telegraph" Abid Ali Khan repatriowany do Pakistanu.
Daniel, pracownik z Afryki, który przybył do Kataru dwa lata przed rozpoczęciem mundialu, początkowo mieszkał w pokoju zapewnionym przez jego firmę na obrzeżach Dohy. Niewielki metraż, piętrowe łóżka, jedna łazienka, trzynastu współlokatorów. Miał też zapewniony transport do pracy i raz w tygodniu pranie - tylko munduru. Ale im bliżej był mundial, tym miał lepsze warunki. Latem, na trzy-cztery miesiące przed mistrzostwami, Daniel i inni pracownicy zostali przeniesieni do wybudowanego przez katarski rząd pracowniczego osiedla. Największa różnica dotyczyła czystości, ale zapewniono im też posiłki bez dodatkowych kosztów i mogli prać również prywatne rzeczy. - Ale zmieniło się coś jeszcze. Pracodawcy słuchali, gdy na coś narzekaliśmy. Gdy mieliśmy jakiś problem albo sprawę do załatwienia, mogliśmy liczyć na ich pomoc - wspomina Daniel.
Co innego po mistrzostwach. Nie minął tydzień od ich zakończenia, a wszyscy pracownicy jego firmy zostali bez żadnego powiadomienia przeniesieni z powrotem do starych kwater. Znów spali po kilkunastu w jednym pokoju. Ale minął miesiąc, a oni znów wracali na osiedle, w którym mieszkali przed i w trakcie mistrzostw. Skąd to zamieszanie? Okazało się, że jedna z firm zastanawiała się nad podpisaniem kontraktu z katarskim rządem i chciała zobaczyć, jakie warunki mieszkaniowe może zapewnić swoim pracownikom. - Mówiliśmy tym ludziom, że zostaliśmy tu przeniesieni raptem kilka dni przed ich przyjazdem i to wszystko, co widzą, jest sztuczne, bo gdy tylko stąd wyjadą, my wrócimy do starych mieszkań - opowiadał Daniel. - Tak się stało. Ci, którzy się skarżyli, zostali zwolnieni i repatriowani już po dwóch dniach. Nawet nie dostali swoich pensji i nie mieli czasu, żeby złożyć skargę. Bilety mieli już zarezerwowane. Dobrze było tylko podczas mistrzostw i bezpośrednio przed nimi. Powiedziałbym, że czuliśmy się komfortowo. Później jeden facet został zwolniony, bo poskarżył się na zniszczone i niewygodne łóżko - wspominał.
Historia Daniela tylko potęguje wrażenie, że kiedy skończyły się mistrzostwa świata, zniknął pretekst do dalszego wdrażania reform w Katarze. Jego władze i przychylne im instytucje zwracają jednak uwagę, jak w ostatnich latach rozwinął się rynek pracowniczy - wprowadzono płacę minimalną i system ochrony pensji, by rząd miał nad tym większą kontrolę, zezwolono też dużej części pracowników zmieniać pracę bez zgody dotychczasowego pracodawcy, rozszerzono także uprawnienia inspektorów pracy. Demontowanie krytykowanego systemu Kafala, w ramach którego pracownicy nie mogli swobodnie zmieniać pracy i potrzebowali jego zgody na opuszczenie kraju, wzbudziło nadzieję. Władze Kataru twierdzą, że od czasu, gdy reformy weszły w życie, około 400 tys. pracowników zmieniło pracę, a 280 tys. dostało podwyżkę do poziomu płacy minimalnej.
Ale rok po zakończeniu mistrzostw wywiady z dziesiątkami pracowników i ekspertów wprost sugerują, że obietnice w dużej mierze pozostały niezrealizowane. Twierdzenie FIFA, że mundial pozostawi trwałe dziedzictwo w postaci lepszego rynku pracowniczego, wydają się puste i nic nie znaczące dla samych pracowników, którzy wciąż są zmuszani do płacenia nielegalnych opłat rekrutacyjnych, mają trudności ze zmianą pracy, otrzymują zbyt niskie wynagrodzenia lub nie otrzymują ich wcale, a dostęp do sądów jest szalenie trudny.
- Kiedyś świat patrzył Katarczykom na ręce, dwa razy zastanowili się, zanim coś zrobili. Teraz robią, co im się podoba - cytuje Majida z Ghany "The Athletic". Ale słabe egzekwowanie prawa, kultura bezkarności wśród niektórych pracodawców i poczucie, że świat odwrócił wzrok to nie jedyne przyczyny złej sytuacji pracowników. Po mistrzostwach świata pędzący od kilkunastu lat sektor budowlany znacząco wyhamował. Jak tłumaczy jeden z doświadczonych inwestorów - kontrakty od rządu wygasły, więc każda większa firma budowlana w Katarze jest teraz na skraju upadku. W rezultacie pracodawcy miesiącami zwlekają z wypłatą wynagrodzeń lub w ogóle ich nie wypłacają. Nie tylko pracownikom z najniższego szczebla, ale też kadrze kierowniczej. Zwolnienia są masowe, a sądy zapchane sprawami pracowników próbujących odzyskać należne im wynagrodzenia. Na rozstrzygnięcia trzeba czekać latami, więc wiele osób poddaje się i zawczasu odpuszcza. "ESPN" pisze też, że pracownicy boją się odwetów ze strony pracodawców, którzy choćby poprzez oskarżenie pracowników o próbę ucieczki, mogą doprowadzić do ich aresztowania i deportacji.
Każdy organ walczący o prawa człowieka, od Amnesty International po Fair Squere, opisuje mundial w Katarze jako zmarnowaną szansę. Ich dane pokazują, że pracownicy migrujący wciąż są zagrożeni, a wiele ze zgłoszonych nadużyć bezpośrednio narusza obiecane reformy rynku pracy. "Postępy we wdrażaniu nowego prawa pracy utknęły w martwym punkcie, odkąd zakończyły się mistrzostwa świata" - czytamy w opublikowanym kilkanaście dni temu raporcie Amnesty International.
- W praktyce Katar nie rozmontował systemu Kafala. Nie zniszczył wszystkich jego elementów. Zreformował tylko pewne aspekty. Nowe elementy są wdrażane w taki sposób, że w praktyce system Kafala wciąż istnieje - twierdzi Rothna Begum, badaczka Human Rights Watch. "Ciągłe niepowodzenia Kataru w walce z nadużyciami wobec pracowników plamią dziedzictwo mundialu" - pisze z kolei Amnesty International. - Rząd musi pilnie odnowić swoje zaangażowanie w ochronę pracowników, a FIFA i Katar powinny zgodzić się na wdrożenie funduszów rekompensacyjnych - uważa Steve Cockburn, dyrektor Amnesty International ds. sprawiedliwości gospodarczej i społecznej. Pomysł nie jest nowy. Organizacje walczące o prawa człowieka domagały się ich utworzenia na długo przed mistrzostwami. Chodzi o to, by pracownicy otrzymywali z tego funduszu pieniądze, które zarobili, a których pracodawca im nie wypłacił, a także mieli wypłacane odszkodowania w przypadku odniesienia urazu lub śmierci. Wówczas pieniądze trafiałyby do ich rodziny.
FIFA zapowiadała utworzenie "Funduszu Dziedzictwa". "ESPN" rok po mundialu poprosił o odpowiedź, ile pieniędzy wypłacono z tego funduszu i na jakie cele. Nie otrzymał odpowiedzi.
- Nie przyznano żadnych odszkodowań rodzinom pracowników, którzy zginęli w Katarze podczas pracy. Większość przypadków klasyfikuje się jako zgony z przyczyn naturalnych, a przy tym rzadko przeprowadza się badania lub sekcję zwłok. Zgodnie z katarskim prawem w takich sytuacjach firmy nie są zobowiązane do wypłaty odszkodowań. Mamy przypadki, w których rodziny zmarłych mogą przedstawić dowody potwierdzające, że ich bliscy zginęli w miejscu pracy, więc należy im się odszkodowanie. Mowa o 25-30 tys. dolarów na rodzinę - mówi Minky Worden, dyrektorka ds. inicjatyw globalnych w Human Rights Watch.
Nirmala Pakrin mieszka w Nepalu. Jej mąż Rupchandra Rumba pracował jako monter rusztowań. Zginął podczas pracy na stadionie Education City, na którym Polska wygrała z Arabią Saudyjską. Kilka tygodni przed rozpoczęciem mistrzostw komitet organizacyjny zasugerował Nirmali Pakrin, że prawdopodobnie otrzyma odszkodowanie i zostanie ono wypłacone z niezależnego źródła. Drążyła, dopytywała, wierzyła. - Co mogę jeszcze powiedzieć? Jestem już zmęczona mówieniem o tym. Dostałam nadzieję, ale teraz już jej nie mam - mówi po roku w rozmowie z dziennikarzami "The Guardian".
Wdów takich jak ona - zmęczonych, zawiedzionych i oszukanych - będzie więcej. W 2034 r. mundial zorganizuje Arabia Saudyjska. - To dowód, że FIFA nie wyciągnęła żadnej lekcji - komentuje Minky Worden. Klimat będzie podobny, ale liczba pracowników migrujących - sześć razy większa. Przybędzie uczestników, a zatem potrzebnych będzie jeszcze więcej stadionów, hoteli i pozostałych infrastrukturalnych obiektów. Sytuacja w zakresie praw człowieka w tym kraju może przerazić. ESPN podaje, że część wykonawców, dyplomatów i ekspertów ds. infrastruktury, przygotowujących mundial w Katarze została już zaangażowana przez Arabię Saudyjską. Katarczycy postrzegają to jako swój gigantyczny sukces. Nie dość, że zainspirowali większego i zamożniejszego sąsiada, to jeszcze zorganizowali turniej tak wspaniale, że FIFA, działaniami Gianniego Infantino, robiła wszystko, by mundial w 2034 r. znów wysłać nad Zatokę Perską. Ale Rothna Begum widzi to inaczej: to dowód, gdzie naprawdę FIFA ma prawa człowieka.