Szalony mecz na szczycie Premier League. Haaland aż nie wytrzymał. Kanonada

To był prawdziwy hit tego weekendu na angielskich boiskach i trzeba przyznać, że mecz nie zawiódł. Manchester City zremisował z Tottenhamem 3:3, ale w doliczonym czasie gry sędzia zabrał mistrzowi Anglii dwie okazje na wyszarpanie zwycięstwa. Najbardziej z tego remisu może być zadowolony Arsenal, który odskoczył dwóm poważnym konkurentom w walce o mistrzostwo Anglii.

Starcia Manchesteru City z Tottenhamem to gwarancja wielkich emocji i festiwalu bramkowego. To dostaliśmy także w niedzielnym meczu tych drużyn w Premier League. Na Etihad Stadium działo się naprawdę dużo.

Zobacz wideo Michał Probierz wykorzystał pomidora. Ależ pewność siebie!

Sześć goli w angielskim hicie, szaleństwo

Przez większość pierwszej połowy dominował Manchester City. Większość, bo miał spore problemy z Tottenhamem w pierwszych minutach. Wystarczyła jedna szybsza akcja londyńczyków, by zaburzyć rytm pracy mistrza Anglii. Heung-Min Son został wypuszczony na prawej stronie, wygrał pojedynek z Jeremym Doku i strzałęm z ostrego kąta pokonał Edersona. Od szóstej minuty do "Koguty" były na prowadzeniu.

Ale goście długo z prowadzenia się nie mogli cieszyć, stracili je trzy minuty później. Dośrodkowanie Juliana Alvareza spadło na nogę Sona, a piłka odbita od Koreańczyka wpadła do siatki Tottenhamu. To był gol samobójczy lidera "Kogutów".

Manchester naciskał i do przerwy prowadził 2:1. W 31. minucie udało się rozmontować obronę zespołu z Londynu, a dobrą akcję wykończył strzałem z kilku metrów Phil Foden.

W drugiej części meczu gospodarze mieli jeszcze większe problemy z kontrolowanie gry i tempa spotkania. Sporo odmieniło wejście Pierre'a-Emile'a Hoejbjerga, który dał dużo spokoju i pewności siebie w środku pola Tottenhamu. Gośce zdołali wyrównać za sprawą precyzyjnego strzału z dystansu Giovaniego Lo Celso w 69. minucie.

City nie miało zamiaru odpuścić Tottenhamowi i ponownie prowadziło na dziewięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Ponownie kombinacyjna akcja rozbiła obronę Tottenhamu, a zamknął ją strzałem z bliska Jack Grealish.

Jeśli ktoś myślał, że to koniec emocji i goli, to był w błędzie. Tottenham zdołał drugi raz wyrównać, tym razem po główce Dejana Kulusevskiego w 91. minucie spotkania.

Doliczony czas gry przyniósł sporo nerwów. Wściekli na sędziego byli gracze "The Citizens". Arbiter odebrał mistrzowi Anglii dwie realne szanse na zdobycie zwycięskiego gola. Pierwszy raz wtedy, kiedy postanowił przerwać kontrę Mahcesteru, choć nie miał do tego żadnych podstaw. Erling Haaland był faulowany na własnej połowie po przyjęciu piłki, ale od razu wstał i kontynuował akcję. Sędzia puścił grę, przyznając przywilej korzyści dla gospodarzy. Norweg wypuścił Grealisha prostopadłym podaniem, Anglik mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam. Gdy doszedł do piłki, sędzia zatrzymał akcję i cofnął grę do miejsca, gdzie Norweg był faulowany. Gospodarze wznawiali od rzutu wolnego. Szczególnie zły na arbitra był Haaland, on miał największe pretensje do Simona Hopera.

Chwilę później Manuel Akanji był przytrzymywany i przewracany w polu karnym przez Olivera Skippa. Anglik był zainteresowany przede wszystkim zatrzymaniem rywala za wszelką cenę. Sędzia nie odgwizdał rzutu karnego, nawet po interwencji VAR-u, nie spojrzał na monitor.

Po końcowym gwizdku arbiter Simon Hooper został wygwizdany przez kibiców. Manchester City zremisował z Tottenhamem 3:3 i Arsenal nieco odskoczył mistrzowi Anglii w tabeli Premier League, ma teraz trzy punkty przewagi. Wiceliderem jest Liverpool z dwoma punktami straty do "Kanonierów", "The Citizens" zajmują piątą pozycję. Tottenham jest piąty.

Więcej o: