Legia ujawnia kulisy skandalu w Alkmaar [Sport.pl LIVE]

Aresztowanie Josue i Radovana Pankova czy naruszenie nietykalności cielesnej Dariusza Mioduskiego - to fragmenty ze skandalicznych wydarzeń, do których doszło po meczu Legii Warszawa z AZ Alkmaar (0:1) na wyjeździe w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Gościem programu Sport.pl LIVE był Bartosz Zasławski, rzecznik prasowy Legii, który był naocznym świadkiem tych wydarzeń. - To my zostaliśmy zaatakowani, a nie my zaatakowaliśmy - tłumaczył.

Po meczu AZ Alkmaar - Legia Warszawa (1:0) doszło do ogromnego skandalu. Josue i Radovan Pankov trafili do aresztu, a ochrona naruszyła nietykalność cielesną prezesa Dariusza Mioduskiego, ale nie tylko. - To precedens na skalę światową - mówił Mioduski na konferencji prasowej. Patryk Jaki, jeden z naszych europosłów zapewnił złożenie wniosku w Parlamencie Europejskim o debatę ws. naruszenia praworządności przez Holandię.

Zobacz wideo Legia rzuca nowe światło na skandal w Alkmaar

Jaka była wersja wydarzeń holenderskiej strony? To Legia miała się m.in. nie wywiązać z warunków ustalonej umowy, a po szturmie kibiców na bramę wejściową stadionu, jeden z funkcjonariuszy miał stracić przytomność. "Polskie media przedstawiają obraz, w którym gracze są ofiarami działań, ale w żadnym wypadku tak nie jest. To piłkarze użyli siły. Areszt to ciężkie narzędzie i policja nie robi tego bez powodu" - przekazało miasto Alkmaar w komunikacie.

Kulisy skandalu w Alkmaar. "To my zostaliśmy zaatakowani"

Gościem programu Sport.pl LIVE był Bartosz Zasławski, rzecznik prasowy Legii, który opowiedział o kulisach zdarzeń w Alkmaar i jak to wyglądało z jego perspektywy. - Czegoś takiego nie przeżyłem, muszę przyznać. Służby porządkowe, które miały nas ochraniać i pomagać, nas zaatakowały. Chcemy znacząco podkreślić, że to my zostaliśmy zaatakowani, a nie my zaatakowaliśmy. Duża część zawodników była już w autokarze - rozpoczął.

- Była tam też część sztabu, czyli fizjoterapeuci czy kitmani, którzy muszą transportować sprzęt z szatni do autobusu, cały czas się poruszali. Zostali jeszcze Bartosz Slisz czy Paweł Wszołek, którzy mieli aktywności medialne. Zostaliśmy rozdzieleni na dwie grupy. Postawa ochrony się nie zmieniła. W pewnym momencie zaczęło się gromadzić dużo więcej ochroniarzy i nadszedł moment, w którym na nas ruszyli - dodaje Zasławski.

- Na wszystkich materiałach wideo i zdjęciach, które zostały opublikowane widać, która strona jest tą stroną ofensywną. Gwarantuję wam, że nie znajdziecie żadnego materiału, na których widać, że piłkarze Legii czy sztab są stroną atakującą. My zostaliśmy zaatakowani - podkreślił rzecznik prasowy Legii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.