• Link został skopiowany

Były trener Wieczystej: To jest przerażające

- Sławek Peszko w mediach kreował się na inną osobę, przyjmował medialną pozę, bo chciał zaistnieć. Wykreował swój wizerunek, bo szedł w pewne projekty, które przyniosą mu pieniądze po zakończeniu kariery. Myślę, że zawodnicy też wiedzą, jaki on jest naprawdę. Czasu i afer nie cofnie, ale może zaistnieć jako trener - mówi Sport.pl Przemysław Cecherz, były trener Wieczystej Kraków.
Peszko o reakcji Lewandowskiego na transfer do Wieczystej: Zaimponowało mu to
Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl

Wieczysta w poprzednim sezonie nie awansowała do drugiej ligi. Mimo ogromnych nakładów finansowych Wojciecha Kwietnia zespół zajął trzecie miejsce i na kolejny sezon został w trzeciej lidze. Przed sezonem 2023/24 do Wieczystej trafili m.in. Michał Pazdan i Jacek Góralski, czyli nie tak dawni kadrowicze.

Wydawało się, że zespól z Krakowa tym razem zdominuje rozgrywki, ale tak się nie dzieje. Wieczysta zgubiła kilka punktów, po ośmiu kolejkach pracę stracił trener Maciej Musiał. Jego tymczasowym następcą został Sławomir Peszko. Jak poradzi sobie w nowej roli? Jak pracuje się w Wieczystej? O tym rozmawiamy z jej byłym trenerem Przemysławem Cecherzem. 

Zobacz wideo

Krzysztof Smajek: Sławomir Peszko został tymczasowym trenerem Wieczystej Kraków. Co pan na to?

Przemysław Cecherz: Nie jestem zaskoczony. Zespół nie grał najlepiej, wyniki były takie sobie, a wiemy, jakich piłkarzy ma Wieczysta. Myślę, że rozwiązanie ze Sławkiem, który jest doświadczonym zawodnikiem, ma szacunek u piłkarzy, jest nienajgorsze. Na pewno nie zaszkodzi.

Peszko został wrzucony na głęboką wodę. Nie utonie?

- To jest bardzo głęboka woda. Ze względu na jakość zawodników i różnorodność ich charakterów. Do takich piłkarzy trzeba podejść indywidualnie. Jestem doświadczonym trenerem, a nie ukrywam, że sporo musiałem się uczyć i dużo czytać, jak z takimi zawodnikami postępować. Nie jest to łatwe, ale jeśli trener ma wdzięczność u zawodników, to oni na boisku potrafią oddać wszystko. Sławek ma ten atut, że z tymi piłkarzami grał i był z nimi w klubie.

Może to być też minusem. Przed chwilą był ich kolegą, teraz będzie szefem.

- Zgadzam się, ale to są zawodnicy, którzy zarabiają spore pieniądze i umiejętnościami przerastają trzecię ligę. Jeśli Sławek odpowiednio ich zmobilizuje, a oni podejdą poważnie do niego, to powinno to pójść w dobrą stronę. Sławek powinien mieć posłuch, bo miał go już jako zawodnik. Myślę, że pod tym względem nic się nie zmieni.

Jest pan przekonany, że piłkarze będą go traktowali poważnie? Wizerunek Peszki nie ma za wiele wspólnego z powagą.

- Ten wizerunek może mu na początku przeszkadzać, ale mam nadzieję, że będzie to przeszkadzać tylko ludziom z zewnątrz. Tym, którzy go nie znają. Ja go znam i wiem, jakim jest człowiekiem. W mediach kreował się na trochę inną osobę, przyjmował medialną pozę, bo chciał zaistnieć. Wykreował swój wizerunek, bo szedł w pewne projekty, które przyniosą mu pieniądze po zakończeniu kariery. Myślę, że zawodnicy też wiedzą, jaki on jest naprawdę. Czasu i afer ze swoim udziałem nie cofnie, ale teraz może zaistnieć jako trener. Z czasem ludzie zmienią o nim zdanie.

Krewki charakter Peszki przyda mu się na ławce czy zaszkodzi?

- Na pewno się przyda, bo będzie to się przenosiło na krewki charakter zespołu i agresywną grę. Ale przy obecnych przepisach sędziowskich niestety będzie musiał uważać. Dzisiaj jak trener głośniej krzyknie, to sędzia już biegnie z kartką. Nie wiem, co to się porobiło. Zaczynamy robić z piłki nożnej operę i operetkę. Sławek na pewno będzie musiał zapanować nad emocjami. Ale w szatni jego charakter na pewno się przyda.

Kilka lat temu uwierzyłby pan w to, że Peszko zostanie trenerem?

- Przecież to ja namawiałem jego i Radka Majewskiego, żeby poszli na kurs trenerski. Życie zweryfikuje, czy Sławek będzie trenerem, ale kurs dał mu podstawową wiedzę. Poznał trochę teorii. Sławek próbuje różnych biznesów poza piłką, ale szkoda, żeby ludzie z takim potencjałem i doświadczeniem zniknęli z futbolu. Uważam, że jeżeli Sławkowi spodoba się rola trenera i złapie bakcyla, to ma ku temu potencjał. Tylko dajmy mu czas. Wielu trenerów dobrze się zapowiadało, a potem znikali.

Sławek pytał pana o jakieś wskazówki?

- Gdy byłem trenerem Wieczystej, to bardzo często przychodził do mojego gabinetu i dużo rozmawialiśmy. Opowiadał mi, jak zagranicą trenerzy pracowali nad różnymi elementami i na co zwracali uwagę. Obaj korzystaliśmy z tych rozmów. Jesteśmy w stałym kontakcie, rozmawialiśmy po jego nominacji na tymczasowego trenera Wieczystej. Nie ukrywał przede mną, że jest trochę zestresowany. Pytał o różne rzeczy, chciał poznać moją opinię. Nigdy mu nie odmówię pomocy, bo bardzo go lubię.

Co mu pan doradził w trakcie ostatniej rozmowy?

- O pewnych rzeczach nie mogę za dużo mówić. Chodzi o niektóre zagrywki i mechanizmy, które trzeba zastosować wobec zespołu przy przejściu z jednej strony rzeki na drugą. Znałem parę takich przypadków i przekazałem mu wiedzę. Niczego nie doradzałem, bo nie jestem wewnątrz drużyny, a stojąc z boku, nie można tego robić. Z pewnymi rzeczami musi poradzić sobie sam, ale znam go i wiem, że sobie poradzi. Mówiłem mu, żeby się skupił nad odpowiednim zmotywowaniem zespołu, bo to są piłkarze, którzy wyrastają umiejętnościami nie tylko ponad trzecią ligę, ale nawet ponad niektóre zespoły w ekstraklasie. Trzeba im uświadomić, żeby sprzedali swoje umiejętności na boisku. Jeżeli zaufają trenerowi, to nie ma nic prostszego niż praca z takimi piłkarzami. Na treningu zrobią każde ćwiczenie.

Jaką rolę pełnił Peszko w szatni Wieczystej, gdy pan był trenerem klubu?

- Ze Sławkiem znaliśmy się wcześniej, bo pracowaliśmy w Wiśle Płock. Wiedziałem, jaki to jest piłkarz i jaki ma charakter. Wiedziałem, że jak rzucę Sławka na trening, to on swoją postawą, podejściem do obowiązków i charakterem narzuci styl pracy reszcie zespołu. I się nie zawiodłem. Dawał sto procent i na treningach, i w meczach. Bez względu na to, z jakim przeciwnikiem graliśmy. Zawsze chciał wygrywać. Tym podejściem zaraził innych. Szło to w dobrą stronę.

Dziwią pana jeszcze częste zmiany trenerów w Wieczystej?

- Nie. Każdy trener, który pracował w Wieczystej, w jakimś stopniu zawiódł właściciela klubu. Po moim odejściu z Wieczystej byli w zespole coraz lepsi piłkarze i coraz gorsze wyniki oraz gra. Znam bardzo dobrze właściciela klubu. Wojciech Kwiecień uwielbia wysoki pressing, grę piłką, krótkie i szybkie podania i jak najwięcej ataków. Jeżeli zespół tak nie grał, to właściciel nie był zadowolony. Wykłada na klub pieniądze i chce mieć satysfakcję. Jest wymagającym człowiekiem. Byłem zachwycony jego podejściem. To mnie napędzało do ciężkiej pracy, bo starałem się dostosować do jego filozofii. Peszko jako trener będzie chciał grać ofensywną piłkę. Zawsze chciał grać wysokim pressingiem. To na pewno mu zostało.

Jakim słowem określiłby pan brak awansu Wieczystej w poprzednim sezonie?

- Kurczę pieczone, trudne pytanie. Jak rozmawialiśmy z właścicielem klubu, to w pewnym momencie obracał to już trochę w żart. Na pewno żal, że taki klub nie idzie wyżej. Tak, żal będzie odpowiednim słowem. Duży żal.

Pan stracił pracę w Wieczystej w 2021 roku, gdy wygrywaliście mecz za meczem w klasie okręgowej. Styl się nie zgadzał? Jakie były powody pana odejścia?

- Ustaliliśmy z panem Kwietniem, że nigdy nie powiemy o powodach i tego się trzymam. Rozstaliśmy się w zgodzie, mamy bardzo dobry kontakt, cały czas dzwonimy do siebie i się odwiedzamy. Na pewno nie chodziło o styl gry. Mam satysfakcję, że za mojej kadencji Wieczysta grała tak, jak chciał właściciel. Wojciech Kwiecień wciąż mi to przypomina. Imponowała mi jego swoboda w działaniu. Nie chcę cukrować, ale uwielbiam tego człowieka.

Możliwy jest pana powrót do Wieczystej?

- Nie wiem. Gdyby powrót był możliwy, to może działoby się to już wcześniej. Może jest jeszcze taka szansa, nie wiem. Trudne pytanie. Tak odpowiem: nie tyle, że chciałbym pracować w Wieczystej, ale chciałbym kiedyś pracować z panem Kwietniem.

W tym zawodzie nie można planować. Życie, rodzina czy sytuacja finansowa nieraz zmuszają trenerów do podejmowania niewygodnych decyzji. W marcu tego roku poszedłem do Warty Sieradz - klubu, który skazywany był na spadek z trzeciej ligi. To było ryzyko. Gdybym spadł z ligi z Wartą, to na jakiś czas byłbym przegrany jako trener. Ciężko pracowaliśmy i udało się utrzymać. Teraz przyszedłem do Vinety Wolin, na półmetku rozgrywek jesteśmy wiceliderem trzeciej ligi. Ciężka praca przekłada się na wynik i z tego mam satysfakcję. Już dzwonią do mnie prezesi klubów z wyższych lig, pytają, rozmawiamy, czyli nie wypadłem z gry.

Wróćmy jeszcze do Wieczystej. Jak duże wrażenie zrobiły na panu ostatnie transfery klubu - Michał Pazdan i Jacek Góralski?

- Na każdym robią wrażenie. Mnie tylko jedna rzecz przerażała na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech lat, jeśli chodzi o transfery Wieczystej. Każdy z tych starszych, ogranych piłkarzy praktycznie co chwila wypadał ze składu przez kontuzję. To jest przerażające. Coś musi być nie tak, skoro piłkarze grający po tyle lat bez kontuzji, idą do Wieczystej i co chwila mają problemy zdrowotne. Właściciel wydaje ogromne pieniądze na transfery, a po chwili kilku zawodników wypada z gry przez urazy. Rozumiem kontuzję Michała Maka, która była urazowa. Na to nie masz wpływu, ale inne kontuzje? Starsi zawodnicy muszą mieć zindywidualizowany trening. Wszyscy nie mogą być wrzuceni do jednego worka. Tu mogła być przyczyna.

Teraz w składzie Wieczystej są Rafał Pietrzak, wspomniani Pazdan i Góralski, a zespół traci po dwie, trzy bramki w meczu. Coś jest nie tak. Trzeba przenieść grę w inny obszar boiska. Jestem w szoku, że oni nie wygrywają każdego meczu po trzy, cztery czy pięć do zera.

Trudno jest zmobilizować do gry w niższych ligach zawodników z przeszłością w ekstraklasie?

- Zupełnie nie. Opowiem taką historię. Miałem w Wieczystej Mateusza Gamrota, który zerwał więzadła w kolanie jeszcze w czasie gry w Hutniku Kraków. Rehabilitacja trwała pół roku i później musiałem go odpowiednio wprowadzić do drużyny. Wolałem go wpuścić na boisko w meczu ligowym niż na treningu. Dlatego że u mnie na treningu leciały iskry. Dbali o to Peszko z Majewskim. Nie musiałem zawodników mobilizować, tylko hamować. Zwykłe gierki wyglądały, jakby były o mistrzostwo świata.

Właściciel klubu ingerował panu w pracę z drużyną?

- Nigdy. I z tego, co wiem, do tej pory tego nie robi. On oczekuje efektów i czegoś, co będzie mu się podobało. Długie godziny spędzaliśmy razem w klubie, oglądaliśmy ligę angielską, ale też inne ligi, dużo dyskutowaliśmy o piłce. Pan Kwiecień jest fanem Chelsea. Oglądając jej mecze, potrafił mówić: szybciej, szybciej. Czyli wiedziałem, że jak ktoś za długo holuje piłkę, to jemu to się nie podoba. Starałem się to przerzucić na grę zespołu. Do mojej pracy nigdy się nie wtrącał. "Ja się na tym nie znam. Płacę ci, bo ty się na tym znasz" - tak mówił.

Wyczuł pan kiedykolwiek zniechęcenie u pana Kwietnia tym projektem?

- Nie, nie. Wręcz przeciwnie. Też w niektórych sytuacjach myślałem, że może się zdenerwować. Za każdym razem, gdy coś nie szło, myślał o zmianach w składzie i rozwoju projektu. O zniechęceniu nie było mowy.

Dużo osób twierdzi, że właściciel Wieczystej pali pieniędzmi w kominku.

- Bzdura. Może ludzie mówią tak z zazdrości albo ze złośliwości. To jest człowiek, który ma cel i różnymi drogami do niego dąży. Jeżeli wydaje swoje pieniądze, to ma do tego prawo. Powinniśmy się cieszyć, że są jeszcze tacy ludzie, że jest na rynku dobry pracodawca i uczciwy płatnik. Powinniśmy mu kibicować, a nie cieszyć się z potknięć. Mówię ogólnie, bo to nie jest klub, który ma gdzieś wrogów. To nie jest klub z kibicowską historią. Tym bardziej powinien mieć zewsząd wsparcie.

Duża jest presja w klubie?

- Jest presja, ale przecież ona jest wszędzie. Wie pan, jeżeli piłkarze zarabiają kilka razy większe pieniądze niż kolega z przeciwnej drużyny i jeżeli masz zapewnione wszystko do osiągnięcia celu, no to jak ma nie być presji. Masz wyjść na boisko i wygrać mecz. To jest normalne. I nie 1:0, tylko przekonująco i grając tak, jak podoba się właścicielowi.

Aspiracje właściciela Wieczystej czego sięgają? Ekstraklasy?

- Myślę, że chciałby grać w ekstraklasie. Jeżeli Termalika może grać w ekstraklasie czy w pierwszej lidze, to dlaczego nie może Wieczysta Kraków? Nie widzę różnicy. Na dodatek Kraków to Kraków - będzie większe zainteresowanie niż w Niecieczy. 

Więcej o: