- O, to dobry znak - żartowali kibice, gdy nieco ponad godzinę przed meczem autokar z piłkarzami Aston Villi pomylił bramy i musiał cofać pod stadionem Legii. W takie przesądy wierzył m.in. były selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka. Patrząc na wyniki kadry z jego czasów - zazwyczaj pomagało. Patrząc w czwartek na Legię - też nie przeszkodziło. A wszystko pod czujnym okiem nowego selekcjonera Michała Probierza, który zwycięstwo Legii z Aston Villą (3:2) w pierwszej kolejce fazy grupowej Ligi Konferencji Ligi Europy oglądał przy Łazienkowskiej z trybun.
Probierza jeszcze wtedy nie było na trybunach. Kiedy na 40 minut przed meczem piłkarze pojawili się na rozgrzewce, stadion przy Łazienkowskiej nie był zapełniony nawet w połowie. Kibice Legii byli głośniejsi, ale było też wtedy słychać fanów Aston Villi. Oni w czwartek swój sektor wypełnili w całości. Zresztą jak pozostali kibice, bo wicemistrzowie Polski szósty raz w tym sezonie wyprzedali wszystkie bilety.
O tym, że w czwartek przy Łazienkowskiej będzie komplet, wiadomo było dopiero od środy. Legia dość późno zaczęła sprzedawać bilety na to spotkanie, ale też długo nie wiedziała, czy UEFA nie zamknie "Żylety". Trybuny, gdzie zasiada jej najgłośniejsza, ale też najbardziej niesforna publika, która kilka tygodni temu - na meczu z FC Midtjylland w czwartej rundzie eliminacji Ligi Konferencji - odpaliła zakazane na stadionach race.
Ostatecznie skończyło się na 40 tys. euro grzywny i karze zamknięcia "Żylety" w zawieszeniu na kolejne dwa lata. A to oznaczało, że w czwartek stadion był pełny i rozśpiewany. Nie od początku rozgrzewki, ale już w jej trakcie, na pół godziny przed meczem, kiedy zrobiło się naprawdę głośno. - Nikt nie odpuszcza. Nie ma dziś w Europie głośniejszego stadionu od naszego - zachęcał jeszcze wszystkich do dopingu stadionowy spiker.
Kiedy chwilę przed meczem na "Żylecie" zaprezentowano oprawę, telefony wyciągali angielscy kibice siedzący po drugiej stronie boiska, ale też goście z lóż VIP. Choć nie wszyscy, bo tym, co działo się w tym momencie na "Żylecie", niespecjalnie zainteresowany był np. Michał Probierz. Gdy inni kręcili filmy i robili zdjęcia, nowy selekcjoner reprezentacji Polski rozmawiał z działaczem PZPN Pawłem Wojtalą i patrzył w boisko.
W czwartek Probierz na boisku od pierwszej minuty zobaczył czterech Polaków. I dość szybko ładną akcję w wykonaniu Pawła Wszołka (gol) i Patryka Kuna (asysta), która już w trzeciej minucie dała Legii prowadzenie. Selekcjoner po bramce Legii zachował pełen profesjonalizm. Nie ruszył się z miejsca, gdy inni w jego otoczeniu - głównie legijni działacze i kibice - ściskali się i padali sobie w ramiona.
Probierz mógł uśmiechać się pod nosem
Na murawie cieszył się za to Kosta Runjaić. Trener Legii zaciskał pięści i przybijał piątki ze swoim sztabem i rezerwowymi. Ta radość była zrozumiała. Szkoda tylko, że trwała krótko, bo goście już w szóstej minucie doprowadzili do wyrównania. Zaczęło się od niepewnego wyjścia ze swojej strefy Radovana Pankova i strzału Nicol Zaniolo, po którym piłkę na poprzeczkę odbił Kacper Tobiasz. A skończyło dobitką do pustej bramki Jhona Durana, którego w polu karnym nie upilnował Steve Kapuadi.
Runjaić po tym golu od razu pokazał ręką, by jego piłkarze dalej grali odważnie i podchodzili do rywali wysokim pressingiem. No i tak właśnie było. W 26. minucie bramkarz Aston Villi, aktualny mistrz świata z Argentyną Emiliano Martinez, był wściekły. Rozkładał ręce i krzyczał na swoich piłkarzy z pola, którzy najpierw pozwolili zagrać Josue piłkę do Wszołka, a później Wszołkowi do Ernesta Muciego.
To był gol na 2:1. Probierz po nim wstał, ale nie po to, by się przesadnie cieszyć, a tylko przywitać z ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem, który akurat pojawił się w loży obok niego. Mimo to selekcjoner w czwartek mógł uśmiechać się pod nosem, bo dobry mecz rozgrywali nie tylko Wszołek i Kun, ale też Kacper Tobiasz (szczególnie w końcówce) i Bartosz Slisz. A może nawet przede wszystkim Slisz, który zagrał wybitne spotkanie. Nie tylko przerywał akcje, ale też napędzał ataki legionistów. Będziemy mocno zdziwieni, jeśli nie otrzyma powołania na październikowe mecze z Wyspami Owczymi i Mołdawią.
Była punktualnie 19:16, kiedy kibice na stadionie zaczęli przeraźliwie gwizdać. Legia wtedy prowadziła 2:1, ale to piłkarze Aston Villi od dłuższego czasu wymieniali podania i nie pozbywali się piłki. Robili to co prawda tylko na własnej połowie, ale to i tak nie podobało się publiczności. Ona chciała więcej i miała pełne prawo się tego domagać, bo piłkarze Legii dawali ku temu powody. Od pierwszych minut chcieli grać w piłkę - nie byli nastawieni tylko na defensywę, przeszkadzanie i kontry.
Ale w piłkę też chciała grać Aston Villa. I też robiła to całkiem nieźle. Gdy w 38. minucie Marc Gual spóźnił się z kryciem w bocznym sektorze boiska i nie doskoczył do Leona Baileya, Runjaić już wtedy zaczął kręcić głową. Jakby wiedział, co za chwilę może się stać. No i stało się, niestety. Bailey dograł piłkę w pole karne, a po chwili niepilnowany Lucas Digne oddał strzał. Tobiasz nawet nie drgnął. Aston Villa trafiła na 2:2.
"Legia walcząca, Legia walcząca do końca" - krzyczeli kibice pod koniec pierwszej połowy i żegnali brawami schodzących na przerwę piłkarzy Runjaicia. A później oklaskiwali ich nadal, włącznie z trenerem, który w drugiej połowie nie usiadł nawet na chwilę - nadal stał przy bocznej linii. Inaczej zachowywał się Unai Emery, czterokrotny triumfator Ligi Europy, który w czwartek podnosił się z ławki sporadycznie. Szczególnie w momentach, gdy to rywal miał piłkę i atakował. Jak w 51. minucie, kiedy trzeciego gola dla Legii strzelał Muci.
Tę bramkę Probierz też przyjął spokojnie, a po chwili zobaczył piątego kadrowicza. W 67. minucie, kiedy na boisku pojawił się Matty Cash. Boczny obrońca Aston Villi został przy Łazienkowskiej przywitany gwizdami. W przeciwieństwie do schodzącego kilka minut później z murawy Muciego. Albański pomocnik w czwartek przy Łazienkowskiej po raz pierwszy doczekał się skandowania swojego nazwiska. Zasłużenie. Probierz co prawda do kadry go nie powoła, ale właściciel Legii Dariusz Mioduski może się cieszyć, bo Muci nie tylko strzelił dwa gole, ale przy tym rozegrał świetny mecz przeciwko Aston Villi, którym tylko podbił swoją wartość.
Legioniści walkę w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy zaczęli od niespodziewanego zwycięstwa. W meczu z teoretycznie najtrudniejszym rywalem, bo teraz czekają ich wyjazdowe spotkania z AZ Alkmaar (5 października) i Zrinjskim Mostar (26 października).