Gdy w doliczonym czasie do drugiej połowy Bartosz Slisz dośrodkował piłkę w pole karne, z ławki rezerwowych Legii wyskoczyli wszyscy. Wrzutka była bardzo dobra, ale jej wykończenie - fatalne. Patryk Kun z kilku metrów uderzył obok bramki. To powinien być gol na 2:1, który dawałby legionistom awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Zamiast tego był wielki zawód, dogrywka i rzuty karne.
"Kacper Tobiasz" - krzyknęli kibice na stadionie tuż przed serią rzutów karnych. Bramkarz Legii odwdzięczył się brawami, a po chwili znowu stał między słupkami. W tej edycji europejskich pucharów miewał słabsze momenty, ale w maju - w wygranym finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym - już pokazał, że akurat w rzutach karnych można na niego liczyć.
Bramkarz Legii doczekał się też wsparcia przed czwartą serią rzutów karnych, ale kluczowa była dopiero szósta seria, kiedy najpierw trafił Maciej Rosołek, a po chwili strzał Stefana Gartenmanna zatrzymał Tobiasz. I od razu odwrócił się w kierunku "Żylety", by świętować razem z kibicami. Była dokładnie 23:51, kiedy Legia zameldowała się w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.
Do tej pory było tak, że gdzie grała Legia, tam była zabawa. Jej spotkania od początku sezonu bardziej przypominały grę w dwa ognie niż futbol. 12 straconych goli i 14 strzelonych. To statystyki drużyny Runjaicia z pięciu poprzednich meczów w europejskich pucharach. Kibicom to się podobało, bo Legia grała efektownie - mecze były pełne bramek, emocji i zwrotów akcji - ale jej trenerowi już niekoniecznie.
- Mówiąc szczerze, wolałbym, aby czwartkowe spotkanie było nudne - uśmiechnął się w środę pod nosem Kosta Runjaić. Trener Legii szybko doprecyzował, że nie chodzi mu o to, by na boisku nic się nie działo, ale by w końcu jego zespół zagrał na zero z tyłu. - To wyzwanie, ale jestem pełny optymizmu. Stać nas na to - dodał.
Ten optymizm w czwartek szybko nie uleciał, bo to nie był szalony mecz, jak choćby dwa tygodnie temu w Wiedniu, gdzie Legia wygrała z Austrią 5:3 czy tydzień temu w Herning, gdzie skończyło się 3:3. Wicemistrzowie Polski w czwartek grali skoncentrowani w obronie, ale też nie musieli aż tak wiele bronić - piłkarze Midtjylland nie rzucili się do ataku. Długimi fragmentami oddawali Legii piłkę i pozwalali dość swobodnie budować akcje w ataku pozycyjnym.
Dodajmy jednak od razu, że wszystko daleko od własnej bramki. Zero celnych strzałów drużyny Runjaicia do przerwy w zasadzie tutaj mówi wszystko. Nie tylko o Legii, ale też o Midtjylland, bo długo to był spokojny i zamknięty mecz z obu stron.
Spokojnie było też godzinę przed meczem, kiedy stadion Legii nie był zapełniony nawet w połowie. Ale o tym, że przy Łazienkowskiej w czwartek będzie komplet, wiadomo było od kilku dni. Widać to było także w drodze na stadion - po zakorkowanej Wisłostradzie. Wicemistrzowie Polski czwarty raz w tym sezonie wyprzedali wszystkie bilety. Od początku sezonu frekwencja na meczach w Warszawie nie spadła poniżej 20 tys. Nie inaczej było w czwartkowym rewanżu z Midtjylland.
Kiedy piłkarze na niespełna pół godziny przed meczem pojawili się na rozgrzewce, stadion nie był jeszcze pełny, ale już było głośno. Zaczęło się od gwizdów na bramkarzy gości, którzy tradycyjnie rozgrzewali się od strony "Żylety", czyli trybuny, gdzie zasiadają najbardziej zagorzali fani Legii. Po chwili po stadionie poniosło się głośne "Hej, Legia, gol". Przede wszystkim z "Żylety", gdzie kibice rozwieszali też pierwsze elementy oprawy "Legioland", nawiązującej nieprzypadkowo do duńskich klocków Lego (więcej tutaj).
W czwartek doping był głośny, wręcz nieustający, choć też czasem przerywany przeraźliwymi gwizdami. Nie tylko w momencie rzutów karnych, kiedy do strzałów podchodzili goście, bo także w trakcie meczu. Choćby w 16. minucie, kiedy legioniści przez dłuższą chwilę pozwolili piłkarzom Midtjylland dość swobodnie wymieniać podania na własnej połowie.
Te momenty przestoju w pressingu denerwowały kibiców Legii, ale Runjaić w czwartek też nie był spokojny. Tylko zaczął się mecz, od razu stanął przy linii. Trener legionistów od ponad tygodnia ma problemy z biodrem. Nie jest aż tak żywiołowy w trakcie meczów, jak na początku sezonu. W czwartek też zdarzyło mu się siedzieć na ławce rezerwowych, ale były również momenty, w których stał przy bocznej linii - krzyczał, gwizdał i rozkładał ręce na grę swoich piłkarzy.
Po raz pierwszy w 7. minucie, kiedy Tobiasz nie zdecydował się wznowić gry krótkim podaniem, tylko wygonił legionistów z pola byle dalej od własnej bramki. Tobiasz kopnął celnie, ale Runjaić nie wyglądał na szczęśliwego, że jego zespół nie próbuje konstruować ataku pozycyjnego. Jeszcze przez chwilę uważnie przyglądał się Tobiaszowi, coś krzyczał w jego kierunku i miał uwagi do swojego bramkarza, który w tym sezonie w pucharach - nie oszukujmy się - do tej pory też bardziej Legii przeszkadzał, niż pomagał.
W czwartek Tobiasz odkupił swoje winy. Po raz pierwszy w doliczonym czasie do pierwszej połowy, kiedy instynktownie obronił strzał Kristoffera Olssona. Z drugiej strony też wszystkiego nie można zwalać na niego. Pankov, Jędrzejczyk, Elitim, Ribeiro, Kun, Rosołek, Rose, Augustyniak, Muci, Tobiasz. Po sześciu pucharowych spotkaniach w zasadzie łatwiej wymienić legionistów, którzy nie popełniali dużych błędów przy traconych golach.
To zresztą też było kolejne życzenie Runjaicia. - Chciałbym, byśmy nawet nie tyle zagrali na zero z tyłu, ile w końcu pierwsi strzelili gola. Niech to wreszcie przeciwnicy nas gonią - mówił dzień przed rewanżem z Duńczykami.
No i gonili, Runjaić się doczekał. Po typowej akcji Legii w tym sezonie, czyli dośrodkowaniu Pawła Wszołka z prawej strony pola karnego i strzale głową Thomasa Pekharta. To czeski napastnik w 53. minucie dał drużynie Runjaicia prowadzenie. Niestety tylko prowadzenie, bo w 71. minucie Duńczycy doprowadzili do remisu. Paulinho huknął wtedy z dystansu, piłka odbiła się od głowy Augustyniaka, potem od słupka i wpadła obok zaskoczonego Tobiasza. Zrobiło się 1:1.
Wynik już się nie zmienił, nawet w dogrywce, bo o awansie zadecydowały dopiero rzuty karne. Legia po dwóch sezonach bez mistrzostwa znowu zagra w europejskich pucharach. Losowanie grup LKE w piątek o 14.30.