Brawa za ambicję. Raków grał do końca. Strzelił gola, ale to było za mało na awans do LM

Raków Częstochowa starał się, walczył ambitnie i do końca, ale było go stać tylko na remis 1:1 z FC Kopenhagą. Nie ma Ligi Mistrzów, ale na osłodę zostaje faza grupowa Ligi Europy. Jednak gra mistrza Polski przez większość meczu pozostawiała wiele do życzenia.

W pierwszym meczu FC Kopenhaga była w zasięgu Rakowa, ale zabrakło większej pewności siebie i jakości w ofensywie. Przed rewanżem była duża wiara w odrobienie strat z nawiązką. Ale już na boisku w stolicy Danii tej wiary nie było widać. Pomysłu na grę także brakowało. Kopenhaga wcale nie musiała grać finezyjnie i atrakcyjnie. Wybiła mistrzowi Polski futbol z głowy dobrą organizacją gry. Dopiero w ostatnich minutach Raków skierował piłkę do bramki rywala i końcówka stała się nerwowa dla obu stron.

Zobacz wideo Polska ma kolejny imponujący stadion! Sportowa perełka

Nijaki Raków i bramka rywala z niczego, jak w pierwszym meczu

Pierwsze minuty meczu wskazywały na to, że Kopenhaga będzie chciała szybko zdominować częstochowian, zdobyć jak najprędzej bramkę i zamknąć kwestię awansu, ale Duńczycy nie stworzyli sobie żadnej dogodnej okazji w pierwszym kwadransie gry.

Raków dobrze grał w pressingu, mądrze się bronił, ale w ofensywie trudno było znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Nie szukał gry z kontry, brakowało przyspieszeń, bardzo wolno budował ataki pozycyjne. Robił to aż za wolno, bo Kopenhaga mogła w pełni przygotować ustawienie, pokryć graczy z Częstochowy i uniemożliwić zdobywanie przestrzeni.

Kiedy mistrz Polski podchodził pod pole karne, mógł liczyć jedynie na stałe fragmenty gry, ale i tak nie powstało z nich nic groźnego. Brakowało jakości, dokładności, a jedyne zagrożenie było po instynktowych strzałach Giannia Papanikolau, ale i one pozostawiały nieco do życzenia.

Kopenhaga wyszła na prowadzenie w 35. minucie po zaskakującym strzale z dystansu Denisa Vavro. Chwilę wcześniej obrońcy Rakowa wybili dośrodkowanie rywali, ale piłka spadła pod nogi stopera Kopenhagi. Wszyscy się spodziewali kolejnej wrzutki, a on uderzył z półwoleja, kiedy bramka Vladana Kovacevicia była praktycznie odsłonięta.

Tuż przed przerwą prowadzenie mógł podwyższyć Jordan Larsson. Sięgnął centrę z lewej strony, uprzedzając bramkarza Rakowa, ale trafił z bliska w poprzeczkę.

Jeden zryw Rakowa to za mało. Potrzebna była zmiana

Druga połowa mogła zacząć się tragicznie dla Rakowa. Kopenhaga potrafiła szybko zaatakować, miała zaangażowanych w ofensywę bocznych obrońców. Szczególnie groźny był 20-letni Elias Jelert, prawy defensor. Popędził przez ponad pół boiska, zagrał w pole karne, ale za plecy Diogo Goncalvesowi, przez co akcja straciła na impecie. Jego strzał był zablokowany, a poprawka Mohameda Elyounoussiego wylądowała na trybunach.

Kopenhaga skupiła się na defensywie, była w stanie umiejętnie się zorganizować. Raków musiał atakować, zagrać bardziej ofensywnie, agresywniej, ale brakowało jakości i koncepcji. Gdy Fabian Piasecki chciał ruszać z piłką, był osamotniony, nie miał nikogo do pomocy.

Raków był najgroźniejszy w okolicach 66. minuty, kiedy Władysław Koczerhin uderzył z dystansu w słupek, a chwilę potem Piasecki strzelił głową prosto do rąk Kamila Grabary. Strzał Ukraińca był prawdopodobnie najlepszą okazja mistrza Polski w całym dwumeczu.

Kopenhaga grała jakościowy, dojrzały futbol, nie musiała forsować tempa. Dwie bramki przewagi w dwumeczu w zupełności wystarczały. W ostatnich kilkunastu minutach gospodarze próbowali wyprowadzić kilka szybkich akcji. Kończyły się dobrymi dośrodkowaniami i niecelnymi główkami Kevina Diksa. Raków za to nie miał nic klarownego.

Nagle stał się mały cud, ale jednak za późno

Dopiero po wejściu Łukasza Zwolińskiego Raków był w stanie strzelić gola. Stało się to w 87. minucie. Dośrodkowanie z lewej strony spadło na głowę zostawionego bez krycia Frana Tudora. Chorwat zgrał ją do Zwolińskiego, który jednym ruchem zgubił podwójne krycie i pokonał w sytuacji sam na sam Kamila Grabarę.

Raków naciskał, nacierał, walczył, ostatnie minuty należały do niego. Swoje sytuacje mieli Papanikolau, John Yeboah i Deian Sorescu. Najlepsza była okazja Greka, ale piłkę po jego strzale głową złapał Grabara. Nie udało się stworzyć niczego lepszego.

Raków Częstochowa zremisował na wyjeździe z FC Kopenhagą 1:1, ale w całym dwumeczu było 2:1 dla mistrza Danii i to on zamelduje się w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Mistrzowi Polski nie można odmówić ambicji, woli walki do końca, ale zdecydowanie zabrakło piłkarskiej jakości, sprytu i szczęścia. Zdecydowane szkoda niewykorzystanych sytuacji z pierwszego spotkania. W rewanżu trzeba było zagrać pewniej i odważniej od pierwszej minuty. Ale Raków i tak zagra w europejskich pucharach jesienią, czeka go rywalizacja w fazie grupowej Ligi Europy. Poza tym zapunktował dla Polski w rankingu UEFA.

Więcej o: