Michał Listkiewicz był przez lata związany z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. W latach 1999-2008 był prezesem federacji (zajmując miejsce Mariana Dziurowicza), a wcześniej m.in. rzecznikiem prasowym, sekretarzem generalnym czy sekretarzem ds. międzynarodowych. W latach 1973-1996 Listkiewicz był arbitrem międzynarodowym, m.in. podczas mistrzostw świata w 1990 i 1994 roku. Teraz Listkiewicz poinformował, że objął funkcję przewodniczącego Komisji Zagranicznej.
"Dziękuję za zaufanie zarządowi związku, w którym pracowałem wiele lat będąc m.in. wiceprezesem ds. zagranicznych za prezesury Kazimierza Górskiego. Przez 25 lat reprezentowałem Polskę w licznych komisjach FIFA i UEFA, uczestniczyłem w 15 mistrzostwach świata różnych kategorii, kierowałem PZPN w trakcie zakończonej wielkim sukcesem batalii o organizację EURO 2012. Znajomość pięciu języków obcych też się przyda. Do współpracy zaproszę osoby doświadczone w pracy dyplomatycznej i w organizacjach międzynarodowych. Przed nami wielkie wyzwania" - czytamy we wpisie.
Listkiewicz zdecydował opowiedzieć nieco szerzej o kulisach powrotu do struktur federacji w rozmowie z portalem WP SportoweFakty. Z niej wynika, że otrzymał propozycję od Mieczysława Golby (wiceprezes ds. zagranicznych) i Łukasza Wachowskiego (sekretarz PZPN). - Myślę, że PZPN się otrząśnie. A ja postaram się pomóc na polu międzynarodowym. I tłumaczyć, że to nie tak, że związkiem rządzą niewłaściwi ludzie. Rządzą właściwi, tyle że popełnili błędy. Jak każdy. Będę doradzał władzom związku, które mają na głowie wiele innych spraw - powiedział.
- Podpowiem im, gdzie aplikować, o jakie imprezy się starać. Mam sprawić, by wizerunek związku na świecie był lepszy. PZPN to mój związek i tak zawsze będzie. Spędziłem w nim większość zawodowego życia. Rzecznik dyscyplinarny Adam Gilarski, którego radzono się przed złożeniem mi propozycji, wystawił mi bardzo pozytywną rekomendację - dodał Listkiewicz. Z wywiadu wynika, że działacz nie będzie pobierał wynagrodzenia za wykonywaną pracę.
Listkiewicz postanowił odnieść się do afer, które regularnie pojawiają się wokół PZPN-u. Zaczął od klipu na 70. rocznicę Pucharu Polski, gdzie pojawił się Antoni Fijarczyk, arbiter skazany za korupcję. - To jakieś ogromne przeoczenie. Nie powinno tak być. Sądzę, że pomyłka nastąpiła na szczeblu technicznym. Ktoś przed wypuszczeniem klipu powinien to sprawdzić. Ja postrzegam to jako wpadki komunikacyjne. Takie rzeczy się zdarzają. To duże środowisko, PZPN to nie jest tylko Kulesza i jego zarząd, ale setki ludzi w wydziałach - przyznał były arbiter.
Nie zabrakło też wątku z Mirosławem Stasiakiem, który przyleciał z kadrą do Kiszyniowa na mecz z Mołdawią w ramach eliminacji do przyszłorocznych mistrzostw Europy. - Gdybyśmy wygrali w Kiszyniowie 4:0, to ta sprawa ze Stasiakiem by przemknęła i nie byłoby takiej burzy. Za moich czasów były dużo większe problemy - straszliwa afera korupcyjna, którą przespaliśmy. Za późno nastąpiła reakcja związku i przede wszystkim moja. Takie wpadki jak ze Stasiakiem na tle moich czasów to naprawdę... - skwitował Listkiewicz.