53,9 mln osób oglądało porażkę 1:6. Najciekawszy mundial w historii

Dawid Szymczak
Już na półmetku mistrzostwa świata kobiet zostały okrzyknięte najbardziej udanymi w historii. Na trybunach w Australii i Nowej Zelandii padają frekwencyjne rekordy, a na boiskach nie brakuje sensacji i zwrotów akcji. Są też momenty przełomowe: pierwsza w historii piłkarka grająca w hidżabie, odpadnięcie Brazylii już w fazie grupowej czy awans debiutującego Maroka kosztem typowanych do złota Niemek.

Piszą się na mistrzostwach świata historie, w które trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie wydarzyły się na boisku. Choćby zakończenie filmu według scenariusza z meczu Szwecja - Stany Zjednoczone, większość widzów uznałaby za naciągane i kiczowate.

Zobacz wideo "FIFA" odchodzi do przeszłości. Powstało "EA Sports FC 24"

W ostatniej scenie rozstrzygała się kwestia być albo nie być głównego bohatera - a w zasadzie bohaterki. O jej losie przesądził milimetr. O tyle piłka kopnięta przez Linę Hurtig, a następnie odbita przez amerykańską bramkarkę przekroczyła bramkową linię. Milimetr w sporcie potrafi dzielić triumf od katastrofy, zachwyt od tragedii. Ludzkie oko nie mogło tego dostrzec, potrzebna była technologia "goal-line", która zwykle w sekundę informuję sędziego, czy był gol. Tutaj potrzeba było tych sekund kilkanaście. Gdyby na stadionie znajdował się mikroskop, też mógłby się przydać. Taki drobiażdżek przesądził o tym, że piłkarki USA na pewno nie przejdą do historii jako zwyciężczynie trzech mundiali z rzędu.

Sensacja goni sensację. Niemcy i Brazylia do domu, Maroko i Jamajka grają dalej

Ale ich odpadnięcie tuż po wyjściu z grupy nie znalazłoby się nawet na podium największych niespodzianek. W aż 20 proc. meczów zwycięstwo odnosiła drużyna, która była sklasyfikowana przynajmniej pięć miejsc niżej w rankingu FIFA. To dwukrotnie więcej niż podczas mundialu we Francji w 2019 r. Już w grupie odpadły Brazylijki, które wychodziły z niej od 28 lat. Odpadły też Niemki, które miały walczyć o złoto. Dalej gra za to Jamajka, która jeszcze niedawno w ogóle nie miała kobiecej reprezentacji. Wskrzesiła ją dopiero Cedella Marley, córka Boba Marleya, słynnego muzyka mawiającego, że piłka nożna jest wolnością. Dzisiaj córka powtarza to hasło, założyła fundację "Football is freedom" i jest mecenasem kobiecego futbolu. Inwestuje, promuje i uświadamia. Gdy tuż przed mistrzostwami federacja powiedziała, że nie pokryje wylotu kadry i pobytu na mistrzostwach, pomogła nagłośnić internetową zrzutkę. Kibice zebrali ponad 100 tys. dolarów i wysłali drużynę do Australii i Nowej Zelandii. A później pękali z dumy, gdy grająca drugi raz na mundialu Jamajka wysłała do domu Brazylijki i po fazie grupowej była jedną z zaledwie trzech drużyn, które nie straciły bramki.

Równie niesamowita była historia Maroka. Jednym z kultowych zdjęć mundialu będzie to, na którym kilkanaście piłkarek wpatruje się w ekran telefonu jednego z członków sztabu, by obserwować końcówkę meczu Niemcy - Korea Południowa. Debiutujące na mistrzostwach Marokanki zrobiły już swoje - w drugim grupowym meczu niespodziewanie pokonały Koreanki, a w trzecim ograły Kolumbijki. Mimo to, zwycięstwo Niemek z Koreą odsyłało je do domu. Oba mecze rozpoczęły się o tej samej godzinie, ale ten Maroka zakończył się kilka minut wcześniej. Niemki remisowały 1:1, co chwilę dośrodkowywały w pole karne i nacierały na bramkę. Wgapionym w telefon Marokankom wydawało się, że czas stoi w miejscu. Wreszcie mecz się skończył, Koreanki przetrwały, Niemki zaczęły płakać, a one… One nawet nie wiedziały, co ze sobą zrobić.

Polały się łzy, część zawodniczek wpadała sobie w ramiona, inne biegały bez celu po boisku, inne padły na murawę, a pośrodku tego chaosu stał zapłakany selekcjoner Reynald Pedros, Francuz, kumpel z boiska Zinedine'a Zidane'a i Didiera Deschampsa. On wiedział, że debiutant, w dodatku drugi najniższej sklasyfikowany ze wszystkich zespołów w rankingu FIFA, nie powinien mieć szans, by wyjść z grupy, w której grają Niemki, Kolumbijki i Koreanki. Maroko jeszcze kilkanaście dni temu nie miało żadnego zwycięstwa w historii mistrzostw świata, a tymczasem ma już dwa. Oba odniesione po porażce 0:6 z Niemkami w pierwszym meczu, która miała marokańskiego piłkarki kompletnie załamać i bezwzględnie wskazać miejsce w szeregu. 

W obu wygranych spotkaniach błyszczała Nouhaila Benzina, środkowa obrończyni, która jest pierwszą w historii piłkarką grającą w hidżabie. Do 2014 r. obowiązywał zakaz gry z jakimkolwiek nakryciem głowy - teoretycznie w obawie o bezpieczeństwo zawodników i zawodniczek. Dopiero po blisko dekadzie pojawiła się piłkarka, która skorzystała ze zmiany w przepisach. Muzułmańskie organizacje odnotowały ten fakt, z radością stwierdzając, że teraz muzułmanki, które grają w piłkę nożną, naprawdę czują, że są na boiskach mile widziane. 

Sen Maroka skończył się dopiero przed ćwierćfinałami, po porażce 0:4 z Francją prowadzoną przez Herve Renarda, trenera, który w Katarze poprowadził Arabię Saudyjską do sensacyjnego zwycięstwa z Argentyną. Okazało się, że zespoły, które skorzystały z rozszerzonej formuły kobiecego mundialu, na którym pierwszy raz grają 32 reprezentacje, nie tylko nie obniżyły jego poziomu, ale napisały jedne z najciekawszych i najbardziej wzruszających historii. Nie brak już głosów, że to najciekawszy i najbardziej barwny mundial. Plątanina emocji jest gęsta: rozczarowanie Niemek, frustracja Brazylijek, niezwykła radość Marokanek, ulga Australijek, które z trudem wyszły z grupy, a później - już znacznie łatwiej - przedarły się do ćwierćfinału, wreszcie sinusoidalna forma Hiszpanek, które jednego dnia przegrały 0:4 z Japonkami, a kolejnego pokonały 5:1 Szwajcarki. 

Co za oglądalność! 53,9 mln Chińczyków oglądało porażkę 1:6

Pod koniec niemal każdego meczu realizator serwuje zbliżenie na stadionowy telebim wyświetlający frekwencję. FIFA cieszy się, że w Australii (w Nowej Zelandii mniej) trwa prawdziwe święto - piłkarską atmosferą przesiąknięte są lotniska, centra miast i drogi prowadzące na stadiony. Średnio na każdy mecz  przychodzi ponad 25 tys. kibiców, co stanowi wzrost o 29 proc. w porównaniu z frekwencją na ostatnim mundialu we Francji. W związku z większą liczbą meczów grupowych już na etapie 1/8 finału udało się ustanowić rekord sprzedanych biletów. Rozeszło się ich 1,7 mln, choć FIFA szacowała, że stanie maksymalnie na 1,5 mln, co i tak stanowiłoby historyczny rekord, bo dotychczas najwięcej kibiców przyciągnął mundial w Kanadzie w 2015 r. - 1,35 mln osób. Na poprzednim mundialu we Francji było tylko 10 meczów, które przyciągnęły 25 tys. kibiców, a tym roku tylko w fazie grupowej było takich spotkań 21. 

Statystykami chwali się też część nadawców telewizyjnych. Australijskie "Seven" podało, że mecz Australii z Kanadą, który decydował o wyjściu z grupy, oglądało 4,71 miliona Australijczyków. Żaden inny program w tym roku nie przyciągnął przed telewizory takiej widowni. W Nowej Zelandii turniej ogląda z kolei około 1,9 mln osób, czyli jedna trzecia populacji. W Kolumbii pierwszy grupowy mecz tej reprezentacji oglądało blisko 9 mln osób, czyli więcej niż jakikolwiek mecz męskich mistrzostw świata w Katarze z wyjątkiem finału. W Stanach Zjednoczonych spotkanie z Holandią oglądało blisko 6,5 mln ludzi - więcej niż jakikolwiek mecz fazy grupowej w historii. W Chinach mecz z Anglią - przegrany aż 1:6 - oglądało 53,9 mln widzów. FIFA pisze o "rosnącej w zawrotnym tempie telewizyjnej widowni tych mistrzostw" i podaje, że ruch na jej platformie cyfrowej w ciągu pierwszych dwóch tygodni mundialu przebił już ruch zgromadzony podczas całych mistrzostw świata we Francji (22 mln unikalnych użytkowników).

Ale dla wielu piłkarek ważniejsze niż wyniki oglądalności są słowa Gianniego Infantino, prezesa FIFA, który zadeklarował dążenie do wyrównania nagród pieniężnych w męskim i kobiecym mundialu już od kolejnych mistrzostw. Obecnie pula nagród wynosi 110 mln dolarów, czyli o 300 proc. więcej niż na mundialu sprzed czterech lat, ale wciąż to raptem jedna czwarta puli nagród męskiego mundialu.

- Jeśli poświęca się 20 lat swojego życia i jest tylko piłka, piłka, piłka, a często kończąc karierę, nie ma się wykształcenia, pieniędzy na mieszkanie czy na cokolwiek, to jest trudno zacząć życie po karierze. Jeśli piłkarz przez całą karierę zarządzał pieniędzmi w miarę rozsądnie, to ma na koncie na tyle dużo, by spokojnie żyć do emerytury. Piłkarka poświęcająca grze 20 lat tak nie ma. O to jest ta walka - tłumaczyła Nina Patalon w rozmowie ze Sport.pl. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.