Kibole zajechali mu drogę. Wyjęli broń. "Powiedzieli, że strzelą w obie nogi"

Piłkarze argentyńskiego CA Velez Sarsfield przegrali 0:1 mecz derbowy z CA Huracan i zrobiło się niebezpiecznie. Kibole z Buenos Aires grozili im bronią. - Byłem przerażony. Moi koledzy nie chcieli wracać do domów, bo bali się, że będą śledzeni - relacjonuje Gianluca Prestianni w rozmowie z ESPN.

CA Velez Sarsfield ma za sobą kiepski sezon, w którym zajęło dopiero 25. miejsce na 28 drużyn w argentyńskiej ekstraklasie. W ostatniej kolejce ligowych zmagań zmierzyło się w derbach Buenos Aires z  CA Huracan i kibice mogli liczyć, że chociaż w tym meczu będą w stanie wygrać. Zwłaszcza że było to ostatnie starcie w karierze Diego Godina. Wynik nie był jednak zadowalający, więc po meczu było gorąco. 

Zobacz wideo Bartman boi się kopnięć Hajty? "Jestem spokojny"

Przegrali derby Buenos Aires, więc kibole się wściekli. "Nagle pojawiły się samochody"

CA Velez Sarsfield na zakończenie sezonu przegrało 0:1 na stadionie lokalnego rywala i to w fatalnym stylu. Przez całe spotkanie zespół Sebastiana Mendeza nie oddał ani jednego celnego strzału i ligę zakończył tylko pięć punktów nad strefą spadkową.

Derbowa porażka najwyraźniej rozwścieczyła kiboli ekipy z Buenos Aires. Piłkarze po meczu wrócili na własny stadion, a tam przesiedli się do własnych aut i planowali wrócić do domu. Niedługo po wyjeździe spotkała ich niemiła niespodzianka. 

- Wyjechaliśmy, było kompletnie ciemno i nagle pojawiły się samochody +Barra Brava+ (zorganizowanej grupy radykalnych kibiców). Było ich pięciu albo sześciu. Zostałem dwukrotnie uderzony w twarz, szarpano mnie za kurtkę. Byłem przerażony. Moi koledzy nie chcieli wracać do domów, bo bali się, że będą śledzeni - relacjonował wydarzenia 17-letni Gianluca Prestianni w telewizji ESPN. Zawodnik zapowiedział już, że po tej sytuacji nie jest pewny, czy zostanie w klubie. 

Jeszcze bardziej traumatyczne sceny przeżył jego kolega z zespołu Leonardo Jara, o czym opowiadał w jednej z lokalnych stacji radiowych. - Zajechali mi drogę i chcieli, żebym wysiadł z samochodu. Powiedzieli, że strzelą mi w obie nogi - mówił roztrzęsiony 32-latek, który w klubie jest od dwóch lat. 

Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl. 

Klub szybko zareagował na niebezpieczną sytuację i wydał oficjalne oświadczenie. "W Velez Sarsfield promujemy wartości sportu, uczciwości i szacunku dla ludzi w każdych okolicznościach. Każdy akt przemocy musi być potępiony. Bezpieczeństwo i dobre samopoczucie wszystkich osób związanych z klubem są dla nas najważniejsze. Jesteśmy do dyspozycji wymiaru sprawiedliwości" - czytamy. Prawdopodobnie teraz sprawą zajmie się policja. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.