Afera z Mirosławem Stasiakiem bardzo poważnie naruszyła wizerunek PZPN. Ale to nie pierwsze zamieszanie wokół związku i reprezentacji Polski w ostatnim czasie. Coraz więcej ludzi negatywnie wypowiada się o PZPN i kadrze. W gronie krytykujących jest także Wojciech Kowalczyk.
Były reprezentant Polski jest ewidentnie zniesmaczony ostatnią aferą ws. lotu człowieka skazanego za korupcję i jej żenujących okolicznościach. Uważa, że to tylko pogarsza relacje PZPN-u z Fernando Santosem i negatywnie wpływa na jego chęci do dalszej pracy w Polsce.
"Dom wariatów. Albo nie: istny pi*****ec. Chłop myślał, że trafił do cywilizowanego świata futbolu w środku Europy, a, nie, on jest w kompletnym buszu wyposażony jedynie w mały scyzoryk, którym musi ścinać kolejne badyle" - grzmiał w swoim felietonie na łamach weszlo.com.
Kowalczyk w ostrych słowach odniósł się do kwestii pracy działaczy PZPN-u, porównując ich do grupy dzikusów. Przekonuje, że Cezary Kulesza, choć nie rządzi pełną kadencję, to jego rządy w polskiej piłce już są gorsze od Grzegorza Laty. Działalność prezesa z lat 2008-2012 była powszechnie krytykowana.
"Wziąć niektórych na świecznik i zmieniają się w dzikusów, choć pewnie dzikusami byli wcześniej, ale gdzie indziej nie było tego aż tak widać. Masakra. Zadałem sobie pytanie, kiedy Kulesza prześcignie Latę w wyścigu po największy burdel w PZPN-ie, ale to chyba jest już nieaktualne, bo Kulesza tego Latę już prześcignął" - stwierdził.
PZPN milczał kilka dni po tym, jak na jaw wyszło, że Mirosław Stasiak został zaproszony na mecz Mołdawia - Polska (3:2) i poleciał samolotem do Kiszyniowa. W czwartek związek oświadczył, że Stasiak był na spotkaniu na zaproszenie jednego ze sponsorów, ale jego nazwy nie wymienił. Wszystkie firmy związane z reprezentacją Polski poczuły się dotknięte oświadczeniem i wystosowały własne stanowiska, odcinając się od sprawy. Część z nich poddała w wątpliwość dalszą współpracę z PZPN-em. Dopiero w piątek po południu Inszury.pl wzięło na siebie odpowiedzialność za zaistniałą sytuację.