Sprawę opisał portal WP SportoweFakty. Wchodzący do klubu w 2021 r. prezes Robert Rochowiak miał ogromne ambicje, ale okazało się, że zalegał zawodnikom z pensjami. A ściągał piłkarzy z przeszłością m.in. w Ekstraklasie.
Prezes Rochowiak nie ukrywał, że chce stworzyć nową Wieczystą, ale był święcie przekonany, że Szturm Junikowo za jego kadencji będzie lepiej zarządzany niż ekipa z Krakowa. - Nie zamierzam kupować, kogo popadnie, byle tyle wywalczyć awans - zapowiadał w TVP Sport.
Do Szturmu trafili zawodnicy z nazwiskami rozpoznawalnymi na najwyższych poziomach rozgrywkowych w Polsce, m.in. Luis Henriquez (Lech Poznań), Miłosz Przybecki (Polonia Warszawa, Ruch Chorzów, Zagłębie Lubin), a także Łukasz Gikiewicz (Śląsk Wrocław).
Z takimi piłkarzami udało się wywalczyć awans do 5. Ligi, ale Szturm może w ogóle nie przystąpić do nowego sezonu. Wszystko przez zaległości finansowe klubu wobec piłkarzy. Obiecano im bardzo wysokie kontrakty, całkowicie wykraczające poza standard w niższych ligach.
Jak podają "SF", Przybecki miał dostać zaledwie jedną miesięczną pensję od czasu, kiedy przyszedł w marcu. Pozostali albo akceptowali sytuację i godzili się na opóźnienia w wypłatach, albo pobrali wcześniej pensje z góry. Ligowa konkurencja także wiedziała o problemach finansowych w Junikowie.
Według najnowszych wieści Rochowiak miał już przekazać zawodnikom Szturmu, że to koniec jego wielkiego projektu. Do Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej trafiły wnioski zawodników, którzy nie otrzymali wynagrodzeń. W połowie lipca suma zaległości klubu wobec graczy ma wynosić ok. 100 tys. zł. Oprócz tego Szturm nie ma własnego boiska. Dotychczas korzystał z boisk Gromu Plewiska, wobec którego także ma zaległości.
Nie wiadomo, czy Szturm sam się wycofa z rozgrywek 5. Ligi, czy zostanie wyrzucony przez związek. Pewne jest, że jego miejsce zajmie Sparta Szamotuły, która zakończyła miniony sezon klasy okręgowej na drugim miejscu, dwa punkty za Szturmem, ale przegrała baraż o awans ze Zjednoczonymi Trzemeszno. Natomiast zespół z Junikowa, osiedla w południowo-zachodniej części Poznania, ma przestać istnieć po zaledwie 22 latach.