Nie ma dnia, żeby media nie donosiły, że właśnie jakiś słynny piłkarz podpisał kontrakt z klubem arabskiej Pro Ligi. Co chwilę można usłyszeć, że ten i ów dostał ofertę, która dosłownie zwala z nóg. Al-Ittihad kupił N'Golo Kante i dał mu 25 mln dolarów pensji. Kalidou Koulibaly wybrał Al-Hilal i 30 mln pensji. Jego kolegą w drużynie będzie Ruben Neves, który wzbogaci się o 55 mln dolarów rocznie. Równe 100 mln dostanie Karim Benzema, który wybrał Al-Ittihad. Edoaurd Mendy przechodzi do Al-Ahly Nie zapominajmy jeszcze o Cristiano Ronaldo, który dołączając do Al-Nassr, przetarł ten szlak za pensję 75 mln dolarów rocznie.
Można powiedzieć szaleństwo. Można jednak wyciągnąć zupełnie inne wnioski. Strategia biznesowa. Czyż podobnie nie czynili właściciele Chelsea? Poprzedni: Roman Abramowicz i obecny: Todd Boehly? Czyż zaraz po przejęciu klubu nie wpadli w szał zakupów? Czyż nie nasprowadzali zawodników potrzebnych i niepotrzebnych? A Manchester City? Czyż też nie przechodził takiej drogi. Tak samo Paris St. Germain. Przecież kupienie Neymara za 222 mln euro z Barcelony nie miało żadnego ekonomicznego uzasadnienia i było zaprzeczeniem zawodowego sportu. PSG rokrocznie przynosi gigantyczne straty i już nikogo to nie dziwi, bo klub jest właściwie ekspozyturą katarskiego rządu, a nie podmiotem sportowym.
Nawiasem mówiąc, gdy konsorcjum, w którym udziały miał wspomniany wyżej Boehly przejmowało baseballową drużynę Los Angeles Dodgers, również dokonywało hurtowych zakupów zawodników. I od razu o 50 procent podniosło budżet na płace.
Tak to już jest, że gdy startuje coś nowego, to trzeba zrobić wokół tego szum. A w Arabii Saudyjskiej powstaje naprawdę coś nowego i coś, czego świat jeszcze nie przerabiał. Dzięki pieniądzom z państwowego funduszu inwestycyjnego (Public Invest Fund) saudyjska Pro Liga ma być w czołowej dziesiątce najlepszych lig świata. PIF wykupił 75 procent udziałów w czterech klubach: Al-Ittihad, Al-Ahli, Al-Nassr, i Al-Hilal. Mają być one firmami, którymi zarządzać będzie PIF i odrębne fundacje non-profit dla każdego klubu.
Europa nie bardzo wie, jak ma zareagować na nagłą ofensywę transferową z Półwyspu Arabskiego. Szef UEFA mówi złośliwie, żeby Arabowie wydali swoje miliardy na szkolenie zawodników, a nie na kupowanie gwiazd. - To nie jest dobry pomysł. To błąd, który odbije się na saudyjskim futbolu. Dlaczego? Oni powinni otwierać akademie, sprowadzać najlepszych trenerów i szkolić własnych zawodników - powiedział Aleksander Ceferin. - Pomysł sprowadzania najlepszych zawodników, którzy są jednak na końcu karier, nie jest dobry. On nie rozwija futbolu. Uważam, że najlepszym przykładem na to były Chiny, które też przepłacały gwiazdy, a dzisiaj mają wielkie problemy - dodał.
Chińska Superliga i jej los jest najczęściej przywoływanym porównaniem, jeśli chodzi o wydatki Saudyjczyków. Owszem, jest pokusa, by obie ligi porównywać, zwłaszcza że to rozmasowuje obawy Europejczyków o ich monopol na najważniejsze rozgrywki klubowe na świecie. Ale jest jedna zasadnicza różnica między obiema ligami. W Chinach kluby rozwijały się dzięki inicjatywie prywatnej, a w Arabii Saudyjskiej to efekt działań najwyższych władz kraju.
W Państwie Środka liga została finansowo zniszczona, bo władze kraju tak postanowiły. Wprowadziły takie przepisy, by prywatnym właścicielom nie opłacało się inwestować w kluby. Nie jest jasne, dlaczego chińskie państwo zdecydowało się na takie działania. Czy naprawdę chodziło o uzdrowienie finansów klubów, czy o rozbrojenie spekulacyjnej bańki? Czy też po prostu o władzę? O to, że komunistyczna partia Chin pokazała przedsiębiorcom, właścicielom klubów, gdzie ich miejsce.
Owszem. Arabia Saudyjska to też system polityczny, gdzie wszystko zależy od woli jednego człowieka. I rzeczywiście z dnia na dzień Pro Liga może przestać płacić swoim gwiazdom. Zresztą w Arabii Saudyjskiej i dziś, to wcale nie tak rzadki przypadek. Międzynarodowy związek zawodowy piłkarzy przestrzega zawodników przed podpisywaniem kontraktów w lidze arabskiej.
Wracając jednak do planów Arabii Saudyjskiej, a właściwie jej władcy — księcia koronnego Mohammeda bin Salmana, który jako następca tronu przejął władzę w państwie — to trzeba pamiętać, że są one długofalowe. Popularny M.B.S. chce przekształcić kraj w nowoczesne centrum świata. To ma być miejsce pielgrzymek nie tylko dla muzułmanów, którzy zgodnie z wymogiem swojej wiary muszą raz w życiu odwiedzić Mekkę, znajdującą się właśnie na terenie Arabii Saudyjskiej. M.B.S. uważa, że jego kraj ma kluczowe położenie: między Europą, Afryką i Azją. Tutaj mają powstać najlepsze turystyczne kurorty na świecie, najlepsze miejsca do zabawy i wypoczynku. Sport też będzie grał tu swoją rolę. Wreszcie wybudują najnowocześniejsze, zeroemisyjne miasta, w których zamieszkanie będzie marzeniem nie tylko dla Saudyjczyków.
Wielki plan przekształcenia Arabii Saudyjskiej w nowoczesne państwo nosi miano Saudi Vision 2030. Do tej umownej daty kraj chce uniezależnić gospodarkę od ropy naftowej. Arabia Saudyjska chce być pionierem w różnego rodzaju zmianach i innowacjach takich jak smart city, Internet rzeczy czy rozwój i zastosowanie sztucznej inteligencji. Znaczącej poprawie ma ulec infrastruktura, edukacja, ochrona zdrowia.
W ubiegłym roku książę koronny ogłosił, że Rijadzie ma powstać największe na świecie lotnisko, które do 2030 r. ma obsługiwać 120 mln pasażerów rocznie, a do 2050 – 185 mln. Arabia Saudyjska inwestuje też w odnawialne źródła energii. Miliardy wydaje na nowoczesne technologie i planuje budowę elektrowni jądrowych. Od lat w prasie różnych krajów pojawiają się również przypuszczenia, że największe państwo Półwyspu Arabskiego chciałoby też zostać posiadaczem arsenału broni jądrowej.
Wojna, którą Rosja rozpętała, atakując Ukrainę, spowodowała wzrost znaczenia Arabii Saudyjskiej, która jako największy producent ropy naftowej decyduje w dużym stopniu o jej cenie. O współpracę z Mohammedem bin Salmanem zabiegają zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie i Chińczycy. A książę koronny wykorzystuje tę sytuację, wzmacniając pozycję międzynarodową swojego kraju. Przyjmuje Joe Bidena w Rijadzie. Pierwszego prezydenta USA w historii, który zdecydował się na taką wizytę. Jednocześnie wzmacnia relację z Rosją i osobiste relacje z jej prezydentem Władimirem Putinem. Nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Iranem dzięki chińskim mediacjom i związane z tym nadzieje na zakończenie wojny domowej w sąsiednim Jemenie, to jeszcze jeden sukces, który ma pomóc Saudyjczykom na drodze do szybkiego rozwoju.
New York Times już w zeszłym roku zauważył:
Arabia Saudyjska, pod przywództwem swojego ambitnego i często bezwzględnego księcia koronnego, wydaje się chętna do porzucenia swojej wieloletniej zależności od Stanów Zjednoczonych, a książę Mohammed próbuje pozycjonować Arabię Saudyjską jako potęgę samą w sobie.
A najlepszym przykładem są tu bezskuteczne naciski prezydenta Joe Bidena, by Saudyjczycy zwiększyli wydobycie ropy naftowej i tym samym pomogli amerykańskiemu rządowi walczyć z inflacją i recesją. M.B.S. dosłownie upokorzył Bidena, który na wiecach przedwyborczych obiecywał swoim progresywnym wyborcom, że władcę Arabii uważa za odpowiedzialnego za zamordowanie Dżamala Chaszodżdżiego i będzie traktował jak pariasa.
Asertywność, z jaką Mohammedem bin Salmanem potraktował Amerykanów, wiele mówi o tym, jak zamierza on kształtować przyszłość swojego kraju. Z tej perspektywy trzeba patrzeć na arabskie inwestycje w sport. Tu naprawdę nie chodzi o tzw. sportwashing, który pomaga wybielać swój obraz na arenie międzynarodowej Katarowi czy Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Arabia Saudyjska to gracz zupełnie inny wagi. Jeśli w Rijadzie i Dżuddzie mają występować najlepsi piłkarze świata, to po to, by cieszyli oczy Saudyjczyków i pokazywali im, że powoli stają się centrum świata w sporcie dzięki swojemu władcy. Świetna legitymizacja reżimu. Piękne przesłanie dla całego muzułmańskiego świata. Arabia Saudyjska ma być jego centralnym punktem nie tylko ze względu na Mekkę.
Kibice piłkarscy powinni patrzeć nie na chińską Superligę, ale na golf i jego największą organizację PGA. Ona też chciała walczyć z Saudyjczykami, którzy stworzyli swój własny cykl zawodów golfowych. Straszyła golfistów karami, zawieszeniami i dyskwalifikacjami. Schizma nie trwała długo. Saudyjskie pieniądze zwyciężyły i PIF zainwestuje w nową zunifikowana światową organizację golfistów.
Tu warto też przypomnieć, że PIF poprzez japoński SoftBank planował też zainwestować w rozgrywki FIFA w 2018 r. Wtedy w zamian za 25 miliardów dolarów FIFA miała oddać inwestorom prawa do nowych rozgrywek: światowej ligi dla drużyn narodowych i klubowych mistrzostw świata. Plan nie wszedł jednak w życie przede wszystkim ze względu na opór Europy i Ameryki Południowej. Chwilę potem Arabia Saudyjska zgłosiła plan organizacji mundialu co dwa lata i wtedy padły znaczące słowa szefa FIFA:
Koncentracja pieniędzy i piłkarskich talentów nie jest w interesie naszego sportu i nie służy piłce. Nie możemy tego ignorować. Nie widzimy równości szans w naszym świecie. I szczerze mówiąc, nie widzimy w nim solidarności.
To było ostrzeżenie. I piłkarscy kibice w Europie mogą już się bać. Ich ukochane kluby wysysają z reszty świata talenty dzięki swojej przewadze finansowej. Teraz ktoś rzucił im wyzwanie, używając tej samej broni. Arabia Saudyjska, póki jej władcą będzie Mohammed bin Salman, nie odpuści. Bo skoro zwykli ludzie mają marzyć o mieszkaniu w nowoczesnych i inteligentnych miastach na półwyspie, skoro milionerzy mają marzyć, żeby tak spędzać wakacje, to dlaczego najlepsi piłkarze świata mają nie marzyć, by tam grać?