Real jak "sieroty bez króla". Benzema wygrał wszystko, teraz chce zarobić

Kacper Sosnowski
Po 14 sezonach, 25 uniesionych trofeach z pucharem Ligi Mistrzów i Złotą Piłką na czele, po 354 golach Karim Benzema zdecydował się opuścić Real. W Madrycie wygrał wszystko, co mógł. Teraz czas na rozbicie banku w wydaniu arabskim.

- Rano, przed meczem, powiedział mi, że nas opuszcza - relacjonował wzruszony, ale i zaskoczony Carlo Ancelotti, trener Realu. - Wszystkich to poruszyło. Uszanowaliśmy tę decyzję, bo za wszystko, co tu zrobił, miał prawo sam zadecydować o swojej przyszłości. Zostaną ze mną wspomnienia. Trenowałem jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, a do tego wspaniałego, przyjaznego, skromnego i odpowiedzialnego człowieka - komplementował doświadczony szkoleniowiec.

Zobacz wideo Boniek: Jeśli tak, to Lewandowski powinien być drugi

"Królewscy" mniej królewscy. "Sieroty bez króla" 

Benzema z Madrytem pożegnał się szybko i w swoim stylu. W meczu przeciwko Athletic Bilbao zdobył kolejną bramkę. Ancelotti zmieniając go w 72. minucie, dał szansę na owacje na stojąco od kilkudziesięciu tysięcy wzruszonych kibiców. Były śpiewy, podziękowania oraz podrzucanie przez kolegów i łzy. A to wszystko z trybun obserwował Ibrahim, jego sześcioletni syn.

Benzema, choć niespodziewanie i w ekspresowym tempie, opuszcza Real ze wszystkimi trofeami, o których mógł wymarzyć. Ligę Mistrzów z "Królewskimi" wygrał więcej razy, niż zdobył mistrzostwo Hiszpanii (odpowiednio pięć i cztery razy). Zgarnął cztery Superpuchary Europy i pięć Klubowych Mistrzostw Świata. Cieszył się też z trzech pucharów Hiszpanii i czterech Superpucharów. Obok zespołowych trofeów, były też te indywidualne. Benzema był najlepszym zawodnikiem Ligi Mistrzów, jej najlepszym strzelcem, najlepiej asystującym, i zostawał wybierany najlepszym zawodnikiem La Liga. Gdy w poprzednim sezonie odebrał Złotą Piłkę "France Football", mógł czuć się zupełnie spełniony. Tę nagrodę zgarnął w wieku niemal 35 lat i  to też był rekord. Z wyjątkiem 1956 r., kiedy plebiscyt prestiżowej gazety dopiero ruszał, żadnemu graczowi w tak zaawansowanym wieku ta sztuka się nie udała. Po 14 sezonach funkcjonowania w jednym z najważniejszych klubów świata Benzema będzie mógł spojrzeć w lustro i powiedzieć: doszedłem do ściany, wszystko kolejne będzie już powtórką tego, co było.

"Gdy jako wstydliwy dzieciak przybyłem do Madrytu, to ty jako pierwszy mnie tu przyjąłeś. Nigdy tego nie zapomnę. Dorastałem z tobą i razem wygraliśmy wszystko. Karimie, będzie mi cię brakowało. Dziękuję ci, legendo!" - napisał Brazylijczyk Vinicius Junior. Zapewne to też w tym kontekście pisząc o końcu Benzemy w Realu, "L’Equipe" ujęło to, że "zostawił Królewskich sierotami bez króla". 

Madryckie marzenie i polowanie z kotem 

Nim jednak Benzema został królem Realu, musiało minąć trochę czasu, ale pomogło to, że Real od początku wierzył, że Karim będzie wielkim piłkarzem. Francuz też bardzo chciał do Madrytu. - Kiedy zaczynałem grać w piłkę, miałem kilka marzeń: zostać profesjonalistą, zagrać w reprezentacji i założyć koszulkę Realu - mówił w jednym z dawniejszych wywiadów. Opisywał też, jak zabiegał o niego Real. - Prezes Florentino Perez przyjechał do mnie do domu, to też był ważny sygnał, mówił nawet trochę po francusku, czułem, jak bardzo mnie chce. Wiedziałem, że obserwował mnie od dawna, a Real był moim marzeniem - wyjaśniał. To było marzenie, które zaczęło się od trudnych chwil i miało trzy etapy.

Pierwszy po transferze w 2009 roku trwał cztery lata. Przypadał na czas pracy w klubie Jose Mourinho. Benzema, gdy przyjechał do Madrytu, miał 21 lat, w pierwszym sezonie przez pewien czas zmagał się z kontuzją. Na ławce siedział jednak też dlatego, że Mourinho miał do dyspozycji genialnego Gonzalo Higuaina. A może też dlatego, że współpraca z portugalskim szkoleniowcem układała się różnie. Francuz stracił do trenera sympatię, gdy ten publicznie opowiedział historię o zwierzętach. - Jeśli nie mogę udać się na polowanie z psem, wezmę kota. Z psem upoluję więcej, ale nie mam psa, więc pozostaje mi kot - opisywał, robiąc aluzję do Benzemy. Francuz w dokumencie Canal+ przyznał, że te słowa wytrąciły go z równowagi, że odbył ze szkoleniowcem długą rozmowę i poprosił o szacunek, którym on obdarzał trenera. - Jestem nieśmiałym człowiekiem, ale jeśli ktoś się ze mnie naśmiewa, przechodzę od razu do rzeczy - opisywał. Liczbowo te lata pod wodzą Mourinho nie były jednak dla francuskiego napastnika złe. Mimo napięć w szatni i nieregularnej gry Benzema i tak zdołał pod jego wodzą strzelić 78 goli w 150 meczach. 

Po Ronaldo zaczęła się złota era Benzemy

Potem w Realu Benzema był wspierany i budowany przez Zinedine’a Zidane’a. Zidane najpierw był asystentem Carlo Ancelottiego, a za jakiś czas samodzielnym trenerem "Królewskich". - Podobało mi się w nim, że zawsze miał chęć odniesienia sukcesu w największym klubie świata i stania się tam najlepszym piłkarzem - mówił o Benzemie Zidane, kiedy w Madrycie trwała era Cristiano Ronaldo. Benzema, który był już wtedy ulubieńcem Ancelottiego, na boisku wykazywał się niesamowitą kreatywnością i altruizmem. To głównie on dostarczał najważniejsze piłki do bramkostrzelnego Portugalczyka, ale w sezonach 2010-2016 był też po nim drugim najlepszym strzelcem klubu. Choć to Ronaldo długo spijał śmietankę, to Benzema wydawał się baristą, bez którego zaparzenie kawy bywało problemem. Jak to funkcjonowało, widać było po odejściu Portugalczyka. To Benzema miał się bez niego lepiej niż Ronaldo bez Benzemy. Dla Francuza indywidualnie nadszedł najlepszy czas w karierze.  

Po erze Ronaldo przyszła era Benzemy, czyli ostatnie kilka lat. To przez niego przechodziła większość akcji Realu, to on nie tylko czarował podaniami, ale miał wizję gry i instynkt snajpera. Chociaż zawsze powtarzał, że jego prace nie polega tylko na strzelaniu goli, to na boisku robił wszystko. I ostatnim sezonie zgarnął najważniejsze trofea, stając się drugim najlepszym strzelcem w historii Realu (354 gole). Ronaldo już w tej klasyfikacji nie dogoni (450), ale zapewne pościga się z nim w jednej lidze w Arabii Saudyjskiej.  

Arabska przebitka 

W tej sprawie nie ma jeszcze oficjalnych komunikatów, ale Benzema ma przygotowany do podpisu kontrakt z Al-Ittihad. Zawodnik z tym wyjazdem się wahał, najpierw chciał podpisać nową umowę z Realem, ale arabska propozycja u schyłku kariery była bardzo atrakcyjna. W Madrycie Francuz zarabiał niecałe 17 mln euro. W Dżuddzie ma rocznie dostawać 100 mln euro netto, a według innych źródeł ta kwota może być dwukrotnie większa. To pięciokrotne lub kilkunastokrotne przebicie tego, co miał do tej pory. Kontrakt ma być podpisany na dwa sezony z opcją przedłużenia.

Arabii tzw. sportwashing idzie coraz prężniej. Niewykluczone, że niebawem na saudyjskich boiskach Ronaldo i Benzema spotkają się też z Lionelem Messim, który łączony jest z Al-Hilal. Być może to jeszcze nie koniec sportowej rywalizacji między futbolowymi gwiazdami, a jedynie zmiana jej scenerii? 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.