Po tym, jak Katar został pierwszym spośród krajów arabskich organizatorem mundialu, w mediach od ponad dekady trwają rozważania, jak doszło to do skutku. Podgrzewają je podejrzenia o kupowaniu głosów. 16 z 22 członków Komitetu Wykonawczego FIFA, którzy wybierali gospodarza mundialu, zostało zawieszonych po zarzutach Komisji Etyki. Część została skazana za korupcję. W Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii do tej pory trwają śledztwa dotyczące nieprawidłowości w FIFA, zawierające wątek tamtego głosowania.
To dlatego ze struktur FIFA został dożywotnio wykluczony Mohammed bin Hammam. Katarski biznesmen i były prezes Azjatyckiej Federacji Piłkarskiej oraz członek Komitetu Wykonawczego FIFA pomagał kiedyś Seppowi Blatterowi w wygrywaniu kolejnych wyborów na prezesa FIFA. I to on przed ważnymi głosowaniami zapraszał afrykańskich działaczy do pięciogwiazdkowych hoteli i przekazywał im "pieniądze na wydatki". To on pomógł, by Katar został sponsorem kongresu Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej. To on przez powiązane podmioty miał przekazać łącznie pięć mln dol. dla członków komitetu wykonawczego FIFA za ich głosy na Katar. To on miał też duży wpływ na to, że katarska telewizja Al Jazeera zaproponowała FIFA kosmiczne pieniądze za prawa do transmisji turnieju, ale tylko pod warunkiem, że gospodarzem będzie Katar. To on wiedział, że dobrze mieć wsparcie piłkarskich legend i sprawił, by katarską kandydaturę poparł Zinedine Zidane, czy natchniony przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego Michael Platini. Niedługo potem Katarczycy weszli do PSG i zainwestowali we Francji sporo pieniędzy.
Dlaczego warto o tym przypominać? Bo wiele z tych motywów lobbowania i PR-owych zagrań, które w kilku przypadkach sądy uznały za zwykłe przekupstwo, powróciło ostatnio za sprawą starania się o mundial przez Arabię Saudyjską. Ona też w drodze do wielkiej piłki wznosi się na wyżyny "kreatywności" i też ma działacza, który już może pochwalić się kilkoma sukcesami.
To prezes Saudyjskiej Federacji Piłki Nożnej Yasser Al Misehal, który niedawno został też wybrany jako przedstawicieli Konfederacji Azjatyckiej w Radzie FIFA. Al Misehal zadanie ma trudne. Tym razem wyboru gospodarza mundialu nie będzie dokonywał 24-osobowy Komitet Wykonawczy FIFA, a przedstawiciele 211 federacji, które zrzesza organizacja. Wybór ma odbyć się na 74. Kongresie FIFA, który to zaplanowano na 2024 rok, prawdopodobnie na wrzesień.
Arabia Saudyjska, tak jak Katar, mierzy się z opiniami o państwie, które łamie prawa człowieka, prześladuje na tle politycznym i religijnym, dyskryminuje mniejszości etniczne i ogranicza prawa kobiet. To autokratyczny reżim, w którego stambulskim konsulacie doszło do zamordowania Jamala Khashoggiego, saudyjskiego opozycjonisty i dziennikarza "Washington Post". Jednak te głosy i upomnienia płyną głównie z Europy, która stanowi zaledwie jedną czwartą federacji FIFA i tyle też głosów będzie miała podczas mundialowego głosowania. Nawet jednak na Starym Kontynencie prowadzane są działania, by wizerunek Arabii Saudyjskiej ocieplić.
Szejkowie pomimo problemów kupili już zespół Premier League, Newcastle United. Zapewnili sobie wyścigi Formuły 1, mają udziały w zespole Astona Martina, organizują u siebie walki bokserskie oraz mecze piłkarskie wielkich europejskich klubów. Sprawili, by do egzotycznej arabskiej ligi (Al Nassr) trafił Cristiano Ronaldo, z Lionela Messiego zrobili ambasadora saudyjskiego urzędu ds. turystyki. Argentyńczyk na Półwysep Arabski poleciał nawet bez zgody PSG. To wszystko tylko małe cegiełki do arabskiego sukcesu i elementy sportwashingu, ale praca Al Misehala dotyczy innych, dużo ważniejszych obszarów, o których gazety nie piszą na pierwszych stronach.
Od września 2021 r. Al Misehal podpisał co najmniej szesnaście tzw. umów o współpracy Piłkarskiego Związku Arabii Saudyjskiej z federacjami narodowymi z czterech z sześciu konfederacji kontynentalnych. Saudyjczycy w rozwijaniu futbolu pomagają już Malediwom, Tadżykistanowi, Mali, Chinom, Brunei, Indiom, Kuwejtowi, Ghanie, Singapurowi, Ekwadorowi i Bangladeszowi, Sudanowi, Nepalowi, Botswanie, ale też Chorwacji.
Na czym ta kooperacja polega? Widać to choćby na przykładzie kraju, z którym umowa była podpisana na początku – Mauritiusem. Małe wyspiarskie państwo w Afryce niedawno otworzyło - przy arabskim współfinansowaniu - krajowy kompleks sportowy. Nowa pływalnia i stadion wyglądają pięknie. Za współpracę z Arabią Saudyjską federacje mogą czekać konkretne profity.
Z jednej strony 16 umów o współpracy na 211 głosujących to niewiele, ale i na tym polu Al Misehal przeszedł już od szczegółu do ogółu. Detaliczną współpracę właśnie zamienił na hurtową.
12 maja podpisał umowę z prezesem Afrykańskiej Konfederacji Piłkarskiej (CAF) Patricem Motsepem. CAF to druga co do wielkości konfederacja FIFA. Obecnie liczy 54 państwa, czyli 54 głosy. Jak to partnerstwo miałoby wyglądać? To strony mają przekazać w odpowiednim czasie, ale można to przewidzieć, przypominając, jak korzystały z saudyjskiego partnerstwa inne kraje. Otóż Saudyjczycy organizowali zaprzyjaźnionym federacjom obozy szkoleniowe, a dla działaczy seminaria. Zapraszali do siebie na mecze towarzyskie ze swymi drużynami lub organizowali mecze między krajami, z którymi współpracowali. Słowem: byli mili, pomocni i za wszystko płacili. Być może ktoś kiedyś odwdzięczy się im, kiedy oni będą tego wsparcia potrzebować?
Co jednak z Afrykańską Konfederacją Piłkarską? Ta od kilku lat ma nowe struktury. Prezes CAF Patrice Motsepe ma poparcie FIFA, która wspierała go w wygraniu wyborów. W całej afrykańskiej federacji pracuje na różnych stanowiskach sporo osób rekomendowanych przez Gianniego Infantino. Na przykład sekretarzem generalnym CAF jest Veron Mosengo-Omba, dotychczasowy pracownik FIFA i kolega ze studiów Infantino. Portal śledczy Jossimar sugeruje, że CAF jest właściwie sterowany przez FIFA, więc porozumienie z Saudyjczykami musiało mieć ich pełną aprobatę. To saudyjskie wsparcie może okazać się istotne, by zrealizować marzenie Patrice'a Motsepe i Gianniego Infantino. Chodzi o uruchomienie Super League w wersji afrykańskiej. Rozgrywek, w których miałoby zagrać 20 najlepszych klubów Afryki. Oczywiście na kontynencie funkcjonuje już afrykańska Liga Mistrzów, ale ma ona spore problemy. Szczególnie po tym, jak sąd anulował 12-letni kontrakt na jej pokazywanie z Lagardere Sports, podnosząc argumenty o nieuczciwej konkurencji. Ten kontrakt był wart miliard dolarów. Teraz umowy nie ma, ale jest wizja. Dotychczas głównym problemem Super League były finanse i potrzeba inwestycji 200 mln dol. CAF tyle nie mógł wyłożyć, ale być może niebawem okaże się, że pomocną dłoń podadzą firmy z Arabii.
Za przypadek trudno uznać, że kilka dni po podpisaniu umowy o współpracy przez Arabię Saudyjską i CAF, w egipskich mediach pojawiły się nowe informacje dotyczące Super Ligi. Podano jej możliwą datę uruchomienia, kraj, w którym odbędzie się losowanie drużyn i zarys turnieju. Media donoszą, że niebawem telewizyjną ofertę na prawa do pokazywania wciąż nieco enigmatycznej imprezy ma złożyć... stacja z Arabii Saudyjskiej. Współpraca na linii FIFA – Arabia Saudyjska – Afryka jest ostatnio intensywna i ma sporo wątków. Przypomnijmy, że arabski kraj uważany jest też za sponsora pomysłu Infantino o rozszerzonych Klubowych Mistrzostwach Świata. Te rozgrywane w 2023 roku odbędą się oczywiście w Arabii Saudyjskiej, która będzie też gospodarzem Pucharu Azji w roku 2027.
Czy rywal Polski na ostatnim katarskim mundialu będzie cieszył się też z najważniejszej imprezy w 2030 r.? O prawo do organizacji mundialu ma ubiegać się razem z Grecją i Egiptem (choć afrykański kraj ostatnio wysyła sygnały o wycofaniu oferty). Najpoważniejszym kandydatem była do tej pory wspólna kandydatura Urugwaju, Argentyny, Paragwaju i Chile. To kandydatura mocna w symbole i historyczne nawiązania. Urugwaj to pierwszy organizator MŚ w historii. W 2030 r. od pierwszego mundialu minie dokładnie 100 lat. Na imprezę ma też ochotę trio Hiszpania - Portugalia - Maroko, którego oferta jest najbardziej przekonująca pod względem ekologicznym i infrastrukturalnym, ponieważ stadiony, czy hotele w tych krajach są praktycznie gotowe.
Eksperci od krajów arabskich sugerują, że nawet jeśli Saudyjczykom nie uda się ściągnąć do siebie najlepszych na świecie piłkarzy w 2030 r., to walkę o imprezę mogą traktować jako sprawdzian wpływów i przetarcie przed bojami o kolejne sportowe wydarzenia. Tych chcą mieć u sobie dużo. Przypomnijmy, że w 2029 roku Arabia Saudyjska pierwszy raz będzie też gospodarzem Azjatyckich Igrzysk Zimowych. Odbędą się one w ośrodku Trojena, części budowanego za około 500 mld dol. megamiasta, znanego jako NEOM. To zasilana słońcem metropolia przyszłości, z latającymi taksówkami i sztucznym księżycem. O projekcie pisaliśmy już na Sport.pl.
Nawet jeśli marzenia o mundialu się nie zrealizują, to przecież zawsze pozostaną jeszcze plany na zrobienie u siebie letnich igrzysk. Podobną drogą szedł Katar, który zgłosił kandydaturę na organizatora igrzysk w 2020 r. Choć tamtej imprezy nie dostał, to i tak miał powody do radości. Udanie poradził sobie przecież z "przekonaniem" do siebie głosujących w sprawie mundialu 2022. Teraz łatwiej iść im przetartymi drogami, bo Katarczycy już myślą o igrzyskach w 2036 roku.