• Link został skopiowany

Od wysypywania zboża są inni

Czy ludzie z Samoobrony to jacyś trędowaci? Nie mogą się wypowiadać? Tym wszystkim, którzy nie chcą reformować sportu, dam wiele przykładów, jak źle się dzieje. I wskażę drogę - mówi poseł Janusz Wójcik.

Białystok nosił go na rękach, gdy Jagiellonia awansowała do ekstraklasy, a na mecze przychodziło 30 tysięcy ludzi. Jego młodzieżówka zdobyła olimpijskie srebro w Barcelonie, a mobilizowani hasłem "golimy frajerów" piłkarze Legii - mistrzostwo Polski (odebrane później przez PZPN pod zarzutem korupcji). Gdy był trenerem kadry, do prezesa PZPN Michała Listkiewicza najczęściej mówił "kasa, Misiu, kasa". Prowadząc Śląsk Wrocław, pomylił szatnie we Wronkach i przemawiał do... graczy Amiki, nie utrzymał w lidze Świtu Nowy Dwór, a w Radomiu doradzał prezydentowi miasta, jak uratować drugoligowy byt dla Radomiaka. W wyborach do Sejmu 52-letni Wójcik startował na Podlasiu z listy Samoobrony, dostał 4236 głosów. Nie rezygnuje z komentowania meczów w Canal+ i nie ustaje w wysiłkach, by znaleźć posadę trenera.

Rafał Stec: Na co Panu ten Sejm?

Janusz Wójcik: A na co Polakom Sejm? To przecież niezmiernie ważna instytucja. Zbierają się w nim posłowie, trzeba do niego podchodzić z ogromnym szacunkiem. Myślę, że ci, którzy zostali wybrani, będą pełnili godnie swoje funkcje. Po co mi Sejm!? Dziwne pytanie... To nie ja się do niego zapisałem, tylko zostałem wybrany. Nie pasuje mi w ogóle to pytanie. Nie kandydowałem do Sejmu RP, aby tylko tam bywać, ale skutecznie działać na rzecz korzystnych przedsięwzięć gospodarczych, kulturalnych, sportowych i społecznych.

Kiedy widzę w parlamencie ludzi związanych ze sportem, mam mieszane uczucia. Wydaje się, że to oni powinni najlepiej troszczyć się o sprawy sportu, dziedziny zawstydzająco w Polsce zaniedbanej, a pamiętamy parlamentarne lenistwo senatora SLD Grzegorza Laty...

- ...dodałbym jeszcze Jurka Kuleja, którego też nie było widać jako posła. Być może byli przytłoczeni ogromem SLD i nie mogli mówić tego, co chcieli. Dziwiłem się, że oglądając w telewizji wystąpienia parlamentarzystów, nigdy się na nich nie natknąłem. Wiem za to, że ja, jeśli pojawią się jakiekolwiek sprawy związane ze sportem i ziemią podlaską, którą reprezentuję, będą reagował natychmiast. Nie pozwolę, by ktokolwiek w sejmowej komisji kultury fizycznej i sportu nie zajmował się np. słabością naszej sportowej infrastruktury. Mamy najgorsze obiekty w Europie, więc gdzie mają się rozwijać talenty sportowe? Brakuje też wykwalifikowanych i dobrze opłacanych ludzi, by zaplecze sportowe mogło istnieć. Już złożyłem akces do komisji sportu i obiecuję, że wielokrotnie będzie mnie pan oglądał i słuchał, co mam do powiedzenia.

Co Pan powie?

- Wszystko zależy od tego, jaką funkcję będę pełnił w komisji. Dziś nie wiem, czy składane moje wnioski będą respektowane. Powiem tak: podstawa to jest baza, bo nie mamy ani jednego obiektu na miarę 40-milionowego państwa. No i odpowiednie płace dla instruktorów i trenerów, dla ludzi, którzy mają szkolić młodzież. Teraz nie mają pieniędzy i zmieniają zawód. To są podstawowe rzeczy.

Poda Pan propozycje trzech konkretnych ustaw?

- Na temat ustaw będziemy się zastanawiać. Treści nie podam. Mam wiele pomysłów, ale to nie jest rozmowa na teraz.

Może chociaż ogólne idee? To chyba dobrze rzucić konkretne cele przed startem pracy parlamentu?

- Nie, nie. Możemy się spotkać, jak komisja się ukonstytuuje, jak będzie wiadomo, kto będzie przewodniczącym, kto wiceprzewodniczącym, jacy ludzie do niej trafią, czy będą to znów osoby przypadkowe, czy mogące się autorytatywnie wypowiadać o sprawach sportu. W tej chwili nie chcę wychodzić przed orkiestrę i mówić, co chcę zrobić. Powiem tylko, że będę tam występował i jako teoretyk, i jako praktyk, więc nikt mnie nie zaskoczy żadnym tematem dotyczącym sportu.

To może ja przywołam konkret. Słyszał Pan o koncepcji prezesa Groclinu na zmiany w finansowaniu sportu? Mówił o nim często publicznie, przekonywał też członków komisji sportu w poprzedniej kadencji...

- Nie, nie słyszałem, ale słucham, może to były ciekawe propozycje.

Z grubsza chodzi o to, by pieniądze z podatku dochodowego płacone przez sportowe spółki akcyjne trafiały do specjalnego funduszu, a stamtąd wędrowały z powrotem do sportu.

- Nie słyszałem tego wystąpienia, więc nie mogę się ustosunkować, ale jeżeli byłoby więcej pieniędzy dla sportu, to oczywiście ułatwiłyby działanie. Natomiast pomysły koalicji PO-PiS, by zlikwidować nowe ministerstwo sportu, to niebezpieczeństwo. Pierwszy powiem, że to wielki błąd. A z tym, co mówił pan Drzymała, oczywiście się zapoznam. Pieniędzy dla sportu musi być wystarczająco, no i trzeba je odpowiednio wydatkować. Doskonale pan wie, że sport jest po prostu niedofinansowany, a nie powinien być piątym kołem u wozu, dziedziną przez nikogo niedostrzeganą.

Jak Pan zmusi, by politycy ją dostrzegli? Pustymi hasłami o więcej pieniędzy?

- Tym wszystkim, którzy nie chcą reformować sportu, ale politykować o nim, dam wiele przykładów, jak źle się dzieje. I wskażę drogę, co robić. Budżet na sport trzeba mądrze dzielić, tu na pewno są rezerwy. Na szczegóły przyjdzie czas po zaprzysiężeniu. Jeśli "Gazetę Wyborczą" interesuje ta dziedzina, jeśli będziecie mieli specjalny cykl artykułów o sporcie, to z największą przyjemnością wypowiem się, co zrobiono dobrego, a co złego. Byłoby dobrze, bo zaniedbań jest co niemiara.

Rozmawiał Pan z czołowymi politykami, co trzeba zrobić dla sportu?

- Tak, bo wielu znam, zarówno z lewej, jak i prawej strony, także centrum. Poznawałem ich w różnych okolicznościach. To mi pomoże być skutecznym. Np. Donald Tusk to człowiek bardzo zaangażowany w sport. Nie wiem, co myśli Jarosław Kaczyński, ale obaj muszą zrozumieć, co jest ważne, niech sprawdzą, jak wielu ludzi przychodzi na zawody sportowe.

Członkostwo w Samoobronie Pana skuteczności trochę nie osłabi? Tusk o tej partii nie mówi zbyt pochlebnie...

- Nie, wręcz odwrotnie. Czy ludzie z Samoobrony to jacyś trędowaci? Nie mogą się wypowiadać na tematy dotyczące sportu i kultury fizycznej? Nie wiem, czy pan Tusk, którego prywatnie znam bardzo dobrze, byłby zadowolony, że wkłada pan w jego usta takie słowa. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że zawsze reprezentuję kraj, Polskę, swój naród jako trener juniorów, reprezentacji olimpijskiej i narodowej, a także za granicą [Wójcik pracował w Syrii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Cyprze - red.] - a nie partię polityczną. Rozumiemy się? Niech pan to dokładnie zapisze. Dodam, że przewodniczący Andrzej Lepper jest fanem sportu.

Skoro partia to sprawa drugorzędna, to jak się zaczęła przygoda z Samoobroną? Sam Pan to wymyślił, czy do Pana przyszli?

- Dostałem się do parlamentu, a śledztwo, w jaki sposób Wójcik znalazł się na liście Samoobrony, to sprawa drugorzędna.

Pytam, bo ciekawi mnie, czy uznany trener Wójcik wysypie zboże na tory, zablokuje drogę albo mównicę sejmową...

- Akurat od zboża są inni. Ja korzystam z niego, jedząc bułeczki albo inne wyroby piekarnicze. A poza tym sam pan powinien wiedzieć, że jak ludzie protestują, to z jakiegoś powodu. Kiedy piłkarze nie wychodzą na trening, to ze względu na niedociągnięcia organizacyjne lub powody finansowe. Ja blokować mównicy nie będę, bo to wbrew przepisom sejmowym.

Pana szefowi, Andrzejowi Lepperowi, to nie przeszkadzało, a on sprzeciwu nie lubi.

- Takie sytuacje miały miejsce w poprzedniej kadencji Sejmu. Nie uprzedzajmy faktów. Myślmy pozytywnie. Ja panu mówię, że nie jestem od blokowania tylko odblokowywania.

Polityki już Pan trochę liznął, będąc doradcą premiera Leszka Millera...

- ...nie tylko, doradzałem także ministrowi sportu w rządzie Jerzego Buzka. Sam pan widzi, że dogadam się każdą opcją. Łączy nas to, że jesteśmy Polakami i dla Polaków pracujemy. Nie dla partii.

Ma Pan żal do siebie albo premiera Millera, że ignorował rady? Przecież sportem nasza władza się w ogóle nie zajmuje...

- Do siebie żal? Jaki? Jak tylko doradzałem, wskazywałem drogę. A ten, co ma władzę, słucha albo nie. Byłem m.in. przeciwny temu, by powstawała Polska Konfederacja Sportu. I już ją rozwiązano, więc chyba miałem rację.

Co Pan chce osiągnąć w tej kadencji, by uznał Pan, że zrobił dobrą robotę?

- Chciałbym, by wszyscy parlamentarzyści nie patrzyli na to, z jakiej są partią, ale myśleli, jak poprawić sytuację w kraju. We wszystkich dziedzinach. O ustawach nie będę mówić, bo nie mamy prezydenta, premiera, pewnie jutro nie wyłonimy też marszałka. Najwyższy czas zająć się sportem i kulturą fizyczną na poważnie. I niech pan dzwoni często, bo ludziom trzeba coś innego mówić niż o kłótniach Kaczyńskiego z Tuskiem. Ludzie słuchają i ręce im opadają.