Kilka tygodni temu tą sprawą żyła cała piłkarska polska. Goncalo Feio, 33-letni portugalski trener drugoligowego Motoru Lublin, na początku marca w trakcie kłótni po meczu uderzył kuwetą na dokumenty dyrektora sportowego Pawła Tomczyka oraz zwyzywał rzeczniczkę prasową Paulinę Maciążek. Wszyscy spodziewali się, że będzie go to kosztowało posadę, ale Zbigniew Jakubas - miliarder, właściciel grupy kapitałowej Multico i Motoru - zdecydował, że Feio pozostanie na stanowisku.
Jakubas już w marcu - dwa dni po całym zajściu - na konferencji prasowej dał jasno do zrozumienia, że stoi po stronie trenera. Cały incydent tłumaczył tak: - To wynikało z przemęczenia trenera, który pracuje po 20 godzin dziennie. To jest granica wytrzymałości organizmu. Człowiek w takiej sytuacji może być wybuchowy i nie wytrzymywać pewnych rzeczy - bagatelizował całe zajście Jakubas.
Teraz właściciel Motoru wrócił do całej sprawy w obszernej rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Zacznijmy od tego, że nie pochwalam żadnej agresji w życiu, a tym bardziej w sporcie. Ale pamiętajmy, że to była emocjonalna dyskusja między panami, podczas której trener rzucił w górę kuwetą z dokumentami i ta przypadkowo uderzyła prezesa Tomczyka. Nie było to celowe działanie. Gdyby podchodzić do tego, że za takie zachowanie jest dyskwalifikacja, czyli łamiemy karierę 33-letniemu człowiekowi, to pytanie: jak zachować się wobec zawodnika, który brutalnie faulując, łamie nogę rywalowi na boisku? - zapytał Jakubas.
"Ciekawe porównanie, ale prezes Tomczyk oczekiwał, że jednak stanie pan po jego stronie" - wtrącił dziennikarz. - Oczywiście rozumiem Pawła Tomczyka, który poczuł się urażony tą sytuacją, natomiast ja musiałem postąpić pragmatycznie wobec klubu. Biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw, musiałem patrzeć, co się wydarzy dalej z klubem. Gdyby Goncalo odszedł, to by automatycznie oddziaływało na kadrę trenerską, zawodników, a więc cały klub. Wszystko mogłoby się posypać. Czy klub zasłużył na to, żeby ponieść taką karę? To była bardzo długa dyskusja wewnętrzna, gdzie ostatecznie musiałem podjąć decyzję słuszną z punktu widzenia klubu. Ten hejt, który wylał się na Goncalo ze środowiska tzw. dziennikarskiej warszawki, pokazuje, że część osób chciałaby go wyautować z systemu szkoleniowego - stwierdził właściciel Motoru.
Jakubas dodał, że spodziewał się, iż po takiej decyzji, on również zostanie skrytykowany. - Ja nie jestem człowiekiem, który poddaje się presji. Rozmawiałem z asystentami oraz kierownictwem drużyny i wszyscy mnie bardzo prosili, żeby trener Feio mógł dalej pracować, podkreślając, że takiego trenera Motor jeszcze nie miał. Dla dobra klubu decyzja mogła być tylko jedna, choć wiedziałem, że wyleje się na mnie fala hejtu. Wierzę, że trener Goncalo osiągnie z Motorem sukces i udowodni, że moja decyzja była słuszna - przyznał właściciel.
Na razie Feio na boisku idzie całkiem dobrze. Portugalczyk od września jest trenerem Motoru. W tym czasie jego zespół wydostał się ze strefy spadkowej, awansował na siódmą pozycję i na sześć kolejek przed końcem sezonu do miejsca zapewniającego grę w barażach o pierwszą ligę traci już tylko punkt.
Jakubas, który w Motor inwestuje prywatne pieniądze, zapowiedział już na marcowej konferencji, że Feio będzie ostatnim trenerem, z którym współpracuje na poziomie drugiej ligi. Dał wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie uda się awansować, wycofuje się z finansowania klubu.
- Nie można ciągle próbować. Poza finansowaniem akademii, w którą włożyłem do tej pory 26 mln zł własnych środków i dodam, że nie dostałem jak dotąd żadnego dofinansowania, dokładam do Motoru cztery mln zł rocznie. Za każdy razem, gdy nie awansujemy, te miliony są stracone - mówi teraz w "Przeglądzie Sportowym".
Sprawą Feio zajął się PZPN, który ukarał Portugalczyka rokiem dyskwalifikacji - zawieszonym na dwa lata - oraz grzywną w wysokości 30 tys. zł. Jak komisja PZPN uargumentowała tę decyzję? I jak całą sprawę opisali świadkowie? Dominik Wardzichowski ze Sport.pl dotarł do dokumentów, które rozjaśniają całą sytuację. Więcej tutaj >>