Klubu szukali w Google, Wikipedii i Football Managerze. Zainwestowali i są w euforii

Konrad Ferszter
Do tej pory Ryan Reynolds przede wszystkim kojarzony był z główną rolą w hollywoodzkim megahicie "Deadpool". Od dwóch lat Kanadyjczyk jest też współwłaścicielem walijskiego Wrexham A.F.C. Klub Reynoldsa awansował właśnie do czwartej ligi angielskiej, gdzie nie grał od 15 lat. - Nigdy nie wszedłbym do Chelsea czy Manchesteru United. Tam nie da się napisać takiej historii - mówi aktor.

- Ostrzegam naszych rywali: to tylko początek. Nie damy się ponieść emocjom. Mamy ogromny potencjał, sumiennie wykonujemy naszą pracę i już nie mogę się doczekać, kiedy wykonamy następny krok - mówił w sobotę podekscytowany trener Wrexham A.F.C., Phil Parkinson.

Zobacz wideo Legia Warszawa rozbije bank dla piłkarza?

Chwilę wcześniej jego drużyna pokonała 3:1 Boreham Wood i zapewniła sobie awans do League Two. To czwarty poziom rozgrywkowy w Anglii i ostatni organizowany przez English Football League, zrzeszający zawodowe kluby. W tym miejscu Wrexham nie było od 2008 r.

- Mamy świetnych piłkarzy, którzy mają doświadczenie w grze na wyższym poziomie. Naszym celem był awans. Wierzę, że po dobrych wzmocnieniach już w następnym sezonie powalczymy o kolejny - mówił Parkinson.

Trener Wrexham zachwalał swoich piłkarzy, ale sukcesu klubu nie byłoby bez Ryana Reynoldsa i Roba McElhenneya. Pierwszy jest gwiazdą Hollywood, znaną przede wszystkim z głównej roli w filmie "Deadpool", którego dwie części wygenerowały ponad 1,5 mld dolarów przychodu. McElhenney to twórca popularnego amerykańskiego sitcomu "U nas w Filadelfii", który emitowany jest od 2005 r.

Połączenie sportu z opowiadaniem historii

Reynolds i McElhenney nie byli przyjaciółmi. Nie byli nawet dobrymi znajomymi z branży. Kiedy w lutym 2021 r. oficjalnie przejęli Wrehxam, ich znajomość raczkowała. Mimo to zdecydowali się wejść w obcą sobie branżę i napisać scenariusz, o którym nikt nie mógł nawet pomyśleć.

Gwiazda Hollywood i znany producent filmowy w piątoligowym walijskim klubie. Jak w ogóle do tego doszło? Zaczęło się od Humphreya Kera, współpracownika McElhenneya, a prywatnie kibica Liverpoolu. To on w czasie pandemii polecił 46-latkowi wyprodukowany przez Netflix serial "Sunderland till i die", opowiadający historię klubu z północnej Anglii.

Pierwszy odcinek McElhenney obejrzał z żoną i się zawiódł. Ale dał serialowi jeszcze jedną szansę. Po drugim odcinku niemal ciągiem obejrzał oba sezony. - Pomyślałem: dlaczego miałbym nie napisać podobnej historii? Nie miałem wielkiego rozeznania w sporcie, ale przecież nie tylko o to mi chodziło - mówił McElhenney w rozmowie z The Athletic.

- Zawsze marzyłem o tym, by w jakiś sposób być związanym z profesjonalnym klubem piłkarskim, ale nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Interesował mnie mały klub z wielkim potencjałem. Kibicami, historią, szansą rozwoju. Chciałem połączyć sport z opowiadaniem historii, czyli czymś, na czym oparłem swoje życie - dodał.

Na prośbę McElhenneya Ker przygotował listę sześciu półamatorskich i amatorskich klubów, spełniających powyższe kryteria. Tworząc ją, Ker posiłkował się wyszukiwarką Google, Wikipedią i Football Managerem. Dlaczego Wrexham? - Byliśmy szczerzy z kibicami. Ten klub nie był numerem jeden na naszej liście. Ale miałem do niego słabość po tym, jak zobaczyłem historyczną bramkę przeciwko Arsenalowi w Pucharze Anglii - powiedział Ker.

- Przyciągnęło nas to, że na mecze piątej ligi przychodziło tam po 4,5 tys. kibiców. To pokazywało, jak oddani są fani Wrexham. Poza tym była w nich też romantyczna historia, bo to oni kilkanaście lat temu uratowali klub przed upadkiem. Zresztą zrobili to dwukrotnie. Uratowali jeden z najstarszych klubów świata. Tego szukaliśmy - dodał.

"Sprowadźcie Deadpoola"

Szalony pomysł zaczął nabierać realnych kształtów. Scenariusz McElhenneya potrzebował jeszcze sponsora. I tu pojawił się Reynolds. Panowie nie znali się osobiście, ich kontakt ograniczał się do wiadomości tekstowej. Kilkanaście miesięcy przed przejęciem Wrexham Reynolds napisał do McElhenneya, gratulując mu sceny w "U nas w Filadelfii", którą uznał za "najlepsze trzy minuty spędzone przed ekranem". Kanadyjski gwiazdor kina nie mógł się spodziewać, że kolejny kontakt z Amerykaninem będzie dotyczył sponsoringu klubu piłkarskiego.

McElhenney zaproponował to Reynoldsowi, wysyłając maila. Kanadyjczyk odpisał przed szóstą rano. Reynoldsa nie interesowało wspieranie Wrexham. On chciał je kupić. - Większość firm, w które byłem zaangażowany, a przynajmniej te, które odniosły sukces, opierały się na odpowiedzialności i relacjach międzyludzkich. To niewiele różniło się od tego, co zastaliśmy we Wrexham - mówił Reynolds w rozmowie z The Athletic.

- Nigdy nie wszedłbym w takie kluby jak Chelsea czy Manchester United, bo one są już na szczycie. Tam znacznie trudniej napisać dobrą historię. Jedynym sposobem na to było przejęcie podupadłego klubu z niskiej ligi i oddanymi kibicami, którzy oddaliby za niego życie - dodał.

- Ważną kwestią byli też piłkarze. Nie mamy zawodników na wielomilionowych kontraktach, którzy mogliby spocząć na laurach. To piłkarze, którzy każdego dnia kopią piłkę, biegają, skaczą, jakby grali o swoje życie. To niesamowite widzieć tak wielu młodych ludzi, którzy na takim poziomie grają z taką pasją.

Kibice szybko pokochali nowych właścicieli. "Nikt nie zainwestował w nas nawet grosza. Sprowadźcie Deadpoola i McElhenneya" - śpiewają.

Żałoba nie trwała długo

Poprzedni sezon - pierwszy pełny w roli właścicieli dla Reynoldsa i McElhenneya - był dla Wrexham dramatem. Drużyna zajęła drugie miejsce w lidze, dzięki czemu awansowała do play-off o awans do League Two. Ale w półfinale przegrała po dogrywce z Grimsby Town 4:5. 

To był drugi w tamtym sezonie cios. Sześć dni wcześniej Wrexham przegrało 0:1 z Bromley w finale FA Vans Trophy, czyli pucharze organizowanym przez angielską federację piłkarską dla półamatorskich i amatorskich klubów. Porażka była dotkliwa z kilku powodów: Wrexham straciło szansę na trofeum, w finale uległo zespołowi, z którym nie przegrało w lidze (2:0, 0:0), a finał rozgrywany był na Wembley w obecności ponad 45 tys. kibiców.

Po obu przygnębiających porażkach Reynolds i McElhenney byli w szatni drużyny. Robią tak zresztą po każdym meczu, który oglądają z trybun. Po porażce z Grimsby Town Reynolds miał pogratulować drużynie znakomitego sezonu i dodać jej otuchy na kolejne rozgrywki. Jego Wrexham miało być jak jego Deadpool. Nie do zniszczenia.

Żałoba po przegranym sezonie nie trwała długo. Na żądanie właścicieli wszystkie spotkania dotyczące budowy drużyny na kolejne rozgrywki zostały przyspieszone. Do drużyny dołączyło kilku zawodników z doświadczeniem na zawodowych poziomach.

Były reprezentant Anglii przerwał emeryturę

Jednym z nich był Elliot Lee - zdobywca pierwszej bramki w sobotnim meczu z Boreham Wood, autor 13 goli w sezonie. 28-letni napastnik trafił do Wrexham z Luton, które jest rewelacją tego sezonu Championship i za chwilę będzie walczyło o awans do Premier League w play-off.

- Zejście do amatorskiej ligi było dla mnie wielkim ryzykiem. Ale było to ryzyko, które chciałem podjąć. Znałem właścicieli klubu, ich podejście i ambicje. To była najlepsza decyzja mojego życia. Znalazłem nie tylko nowy klub i projekt, ale też nowy dom. Mamy wielką szansę odnieść tu wspaniały sukces - mówi teraz Lee.

W tym sezonie Wrexham zdemolowało rywali. Drużyna Parkinsona w 45 meczach zdobyła aż 110 punktów, bijąc 105-punktowy rekord Crawley Town sprzed 12 lat. Nie było jednak tak, że Wrexham nie miało rywali. Drugie w tabeli Notts County zdobyło aż 106 punktów. - Byli cholernie mocni, ale my byliśmy jeszcze lepsi. Dzięki temu awans smakuje jeszcze lepiej - powiedział Reynolds.

Bohaterem ostatniego meczu z Notts County (3:2) był bramkarz Ben Foster, który w ostatniej minucie obronił rzut karny. Historia 40-latka jest wyjątkowa jak historia jego klubu. Ośmiokrotny reprezentant Anglii zdecydował się przerwać emeryturę i wrócić do Wrexham, w którym grał już na wypożyczeniu w 2005 r.

- Miło było być wolnym i leniwym gościem. Podobało mi się to odpoczywanie po latach pędu w karierze. Przez dziewięć miesięcy bawiłem się naprawdę świetnie, ale każdy, kto grał we Wrexham, wie, że to wyjątkowy klub, któremu się nie odmawia - powiedział Foster.

- Nikt inny nie namówiłby mnie do powrotu na boisko. Wiedziałem, jaka atmosfera tu panuje, jak oddani są kibice. Ci ludzie są szaleni, kocham ich! Jestem szczęśliwy, że zdecydowałem się wrócić dla siedmiu meczów - dodał.

"Nic nas nie ogranicza"

Tak jak rok temu Wrexham nie rozpaczało z powodu porażki, tak w tym roku nikt nie upaja się sukcesem. W klubie zgodnie przekonują, że awans do League Two to tylko początek długiej drogi dla trzeciego najstarszego klubu na świecie, który nigdy nie grał na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

- Nic nas nie ogranicza. Mamy wspaniałych kibiców, ogólnoświatowe zainteresowanie, dobrą drużynę i wiele pomysłów. Wiemy, że im dalej zajdziemy, tym trudniej nam będzie. Ale wierzymy w ludzi, którzy pracują w klubie. Mamy przekonanie, że popchną nas w dobrym kierunku - powiedział Ker, który jest dziś dyrektorem wykonawczym klubu.

- Będziemy chcieli sprowadzić możliwie najlepszych piłkarzy. Wcześniej musieliśmy trochę przepłacić, by przekonać zawodników do zejścia do piątej ligi. Teraz powinno być nam łatwiej. Teraz to piłkarze pewnie sami będą się do nas zgłaszali, bo zobaczyli, że jesteśmy wiarygodnym projektem. Ale nasze wartości i wiara w odpowiednią rekrutację pozostaną takie same - dodał.

- Ryan i Rob chcą stworzyć coś wyjątkowego. Ich relacja z tym klubem stała się niepowtarzalna i są z tego dumni. Chcemy, by Wrexham było przyjaznym miejscem do życia i pracy, co zaprowadzi nas naprawdę daleko - zakończył Ker.

McElhenney: - Kiedy przejmowałem ten klub, nie spodziewałem się, że stanie się dla mnie tak ważny. Nie zakładałem, że będzie częścią mnie do końca życia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, by nasze następne pokolenia nie kontynuowały naszej pracy. To projekt na dziesiątki lat.

- Wszyscy są z nas dumni, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Kiedy myślę o tym, co ci kibice przeszli przez ostatnich 15 lat i o tym, co stało się w poprzednim sezonie, wpadam w euforię. Ale nie zatracimy się w niej. Wierzę, że przed nami kolejny awans. Razem osiągniemy wielkie rzeczy - zakończył Reynolds.

Więcej o: