Dostał "szóstkę". "Kibice nie mogli uwierzyć". Lech ma swojego głównego bohatera

Dawid Szymczak
Jak się żegnać, to w takim stylu. Piękna przygoda Lech Poznań w Lidze Konferencji Europy zakończyła się zwycięstwem 3:2. Kolejorzowi należą się brawa za nastraszenie Fiorentiny, za pierwszy od 27 lat awans do ćwierćfinału europejskich pucharów, za świetne dwumecze z Bodo/Glimt i Djurgarden, a wcześniej imponujące zwycięstwo z Villarrealem. Za dużo zdobytych punktów do rankingu i sporo zarobionych pieniędzy. Jego piłkarzy oceniliśmy za całą kampanię. Skala 1-6.

Nawet to zwycięstwo 3:2, a już na pewno prowadzenie 3:0 na kwadrans przed końcem, wydawało się niemożliwe. Nie przeciwko Fiorentinie. Nie po 1:4 w Poznaniu. Nie przy tej różnicy w indywidualnych umiejętnościach. Nie na Stadio Artemio Franchi. Nie bez najlepszego strzelca - Mikaela Ishaka, zostawionego decyzją trener na ławce rezerwowych.

Jeśli ktoś przed tym meczem szukał nadziei, uciekał w te wyświechtane mądrości, że w sporcie nigdy nie wiadomo, piłka jest nieprzewidywalna, a nadzieja umiera ostatnia. Tak naprawdę Lechowi miało wystarczyć godne pożegnanie - bez upokorzenia, bez poddania się jeszcze w samolocie. Fiorentina nie tylko wygrała 4:1 w Poznaniu, ale była lepsza w każdym elemencie gry: wydawała się grać za szybko, być niedościgniona technicznie, lepsza taktycznie, a przy tym skuteczna aż strach. 

Chyba nawet John van den Brom do końca nie wierzył, bo na ławce zostawił nie tylko Ishaka, ale jeszcze Joela Pereirę, a na konferencji prasowej mówił, że chce po prostu zobaczyć lepszą grę swojego zespołu niż w pierwszym meczu. O żadnym awansie nie wspomniał. I zobaczył. Zobaczył więcej niż się spodziewał. Niemal do końca tego meczu Lech był w grze o awans. Dopiero gol Castroviolliego w 92. minucie ostatecznie zabrał nadzieję. Lechowi należą się brawa za wiarę, której brakowało dookoła niego. Za walkę, ale też za dobry pomysł na ten mecz. Oby nauka poszła w las i w przyszłym sezonie Kolejorz znów emocjonował w Europie. Oto oceny za ten sezon:

Filip Bednarek: 4+. Jeden z bohaterów tej europejskiej przygody. Przeszło 470 minut trwała jego seria bez wpuszczonego gola. Zaczęła się od zwycięstwa 3:0 z Villarrealem, później były dwumecze z Bodo/Glimt i Djurgarden, a skończyła się na szybko straconym golu z Fiorentiną w Poznaniu. To był właściwie jedyny mecz, po którym Bednarek mógł mieć do siebie pretensje. Wpuścił cztery gole, choć dwa wydawały się możliwe do uniknięcia. Wcześniej - jeszcze w fazie grupowej - w bardzo ważnym momencie meczu z Austrią Wiedeń obrobił strzał z rzutu karnego. Przyczynił się też do zremisowania meczów z Hapoelem Beer Shewa i zwycięstwa w rewanżu z Fiorentiną, w którym znakomicie zatrzymał strzał Luki Jovicia. 

Zobacz wideo Piłkarz Lecha Poznań tłumaczy kontrowersyjne zdjęcie z koszulką Salamona

OBROŃCY

Joel Pereira: 4+. Rozegrał wszystkie minuty w fazie grupowej i pucharowej właściwie za każdym razem udowadniając, jak dobrym jest obrońcą. Lepszym oczywiście w ofensywie niż defensywie, ale nawet jego drobne błędy w obronie rzadko prowadziły do straty goli. Asysty z Bodo/Glimt i Djurgarden pomogły Lechowi awansować do ćwierćfinału. Przeciwko Fiorentinie też nie spisał się źle - jego podanie do Isaka zapoczątkowało bramkową akcję. 

Lubomir Satka: 3-. Pomógł przede wszystkim w kwalifikacjach, gdy Lech miał olbrzymie problemy z zestawieniem środka obrony. Już po awansie wystąpił w czterech meczach, a Lech tylko w jednym - z Villarrealem - zachował czyste konto. Przede wszystkim z Fiorentiną w Poznaniu było widać, że długo nie był w grze.

Antonio Milić: 4+. Ostoja. On również nie opuścił ani minuty w fazie grupowej i pucharowej. Lider obrony Lecha, który strzałem głową otworzył wynik meczu przeciwko Djurgarden. Silny i pewny w defensywie, dobrze czytający grę. Ile strzałów zablokował! Ile pojedynków wygrał! Dopiero piłkarze Fiorentiny wytknęli jego mankamenty, czyli słabą zwrotność i niewielką szybkość. Ale oni wytkną braki jeszcze niejednemu obrońcy.

Filip Dagerstal: 3+. Milić najlepiej czuje się w duecie z Salamonem. Ale i z Dagerstalem nie było źle. Grał całe mecze z Villarrealem (3:4), oba z Hapoelem (0:0 i 1:1), a także z Djurgarden (2:0). Właśnie ze Szwedami spisał się najlepiej. Grał wtedy bardzo pewnie. Wcześniej tak dobrze nie było, ale cała kampania na plus. Szkoda, że zabrakło go na pierwszy mecz z Fiorentiną. Szkoda też tego błędu w końcówce rewanżu we Florencji. Gol Castroviolliego ostatecznie odebrał nadzieję.

Bartosz Salamon: 4. Między Miliciem a Dagerstalem, dlatego "czwórka". Stracił właściwie całą fazę grupową - w rewanżu z Villarrealem wszedł na minutę. Z nim obrona Lecha wygląda inaczej, dlatego w Poznaniu długo będą gdybać, jakby to poszło z Fiorentiną, gdyby w dniu meczu nie został zawieszony za pozytywny wynik antydopingowego testu. Wcześniej uzbierał 225 minut w trzech meczach - Lech żadnego z tych meczów nie przegrał i w żadnym nie stracił bramki.

Pedro Rebocho: 3. Ufff, mamy problem z jego oceną. Był nierówny. Lepsze występy przeplatał słabszymi. Popełnił więcej błędów w ustawieniu i kryciu niż Pereira po drugiej stronie boiska. Nie dał też tak dużo w ofensywie. Ale na pewno cała przygoda w pucharach nie była w jego wykonaniu tak zła, jak ostatni mecz w Poznaniu przeciwko Fiorentinie, gdy zawinił przy utracie pierwszego i drugiego gola.  

POMOCNICY

Jesper Karlstroem: 4-. Kolejorz zajechał do ćwierćfinału, bo za kierownicą miał naprawdę solidnego i stabilnego kierowcę. W meczach europejskich pucharów jeszcze bardziej niż w ekstraklasie skupiał się na zadanich typowych dla defensywnego pomocnika. Rzadziej uczestniczył w rozgrywaniu piłki na połowie rywali. Uzbierał najwięcej minut spośród pomocników i zawiódł dopiero przeciwko Fiorentinie, która całkowicie zawładnęła środkiem pola. Ale Lech już wcześniej - z Austrią i Hapoelem - nie zawsze miał kontrolę w tej strefie boiska. 

Nika Kwekweskiri: 3+. Trzeci do gry w środku pola - za Karlstroemem i Murawskim. Kto zechce docenić - powie: solidniak. Kto zechce umniejszyć - przeciętniak. Zdarzało mu się być spóźnionym czy wybrać złe rozwiązanie. Ale jeśli zapytać kibiców o jedno wspomnienie "Kwekwe" z Europy, powiedzą jednogłośnie: rewanż z Djurgarden. Wszedł i załatwił sprawę. Maczał palce przy wszystkich trzech golach: rozpoczął pierwszą bramkową akcję, drugiego gola strzelił sam, a przy trzecim asystował. 

Radosław Murawski: 3+. Na pewno mniej się wbił do głowy pozytywnymi akcjami niż chociażby Kwekweskiri. Ma swój stały poziom i rzadko od niego odbiega - ani na plus, ani na minus. Bez fajerwerków, ale też bez większych błędów. Taki urok tej pozycji. Na świeżo: sędzia we Florencji powinien po jego ataku na Gonzaleza podyktować rzut karny.

Afonso Sousa: 3. Po meczach w Lidze Konferencji dobrze widać, jak rozwija się w Lechu. Trudne eliminacje, cała faza grupowa poza boiskiem (wyjątkiem minuta z Villarrealem), przeciętny występ z Bodo/Glimt i słaby w meczu Djurgarden. Ale już w rewanżu w Szwecji efektownie okiwał rywala, który sfaulował go i dostał czerwoną kartkę. Rewanż we Florencji też skończył z golem, czym potwierdził dobrą formę w ostatnich tygodniach (dwa gole przeciwko Legii Warszawa) i podbił końcową ocenę.

Filip Marchwiński: 3+. Długo nie robił szału, później zawiódł w spotkaniu z Bodo/Glimt, gdy przestrzelił z pięciu metrów. Aż przyszedł dwumecz z Djurgarden, który może oprawić w ramkę: 14 minut w Poznaniu, 23 w Szwecji, dwa gole. Oba niezwykle ważne: w pierwszym meczu podwyższył wynik na 2:0, a w rewanżu wynik otworzył, rozwiewając tym samym wątpliwości, kto awansuje do ćwierćfinału. Za dwumecz z Djurgarden dalibyśmy "szóstkę", za całość "trzy plus".

SKRZYDŁOWI I NAPASTNICY

Kristoffer Velde: 4+. Gdyby życie składało się tylko z meczów Ligi Konferencji, lądowałby w najlepszej dziesiątce "France Football". Mecz z Austrią? Wchodzi na ostatnie pół godziny, fruwa nad boiskiem i strzela dwa gole. Mecz z Villarrealem? Fruwa od początku i kończy z golem oraz asystą. Nawet z Fiorentiną strzelił gola na 1:1, a w rewanżu wykorzystał rzut karny. Statystycznie się obronił, na oko też wyglądał znacznie lepiej niż w większości spotkań ekstraklasy, bo i warunki mu sprzyjały. Jest to zawodnik, który potrzebuje przestrzeni. W Polsce, gdy Lech spycha rywali w okolice pola karnego, ma jej niewiele. W Europie jednak Lech często atakował już z własnej połowy, co wyraźnie mu sprzyjało. I tak podjął sporo nierozsądnych decyzji, ale je wszystkie przypudrował ważnymi golami.

Michał Skóraś: 5. Strzelił pięć goli, miał dwie asysty i występami w Europie przyciągnął uwagę wielu solidnych klubów. Gdyby nie udana faza grupowa, najpewniej nie pojechałby na mundial. Lech dużo mu zawdzięcza, ale też on mnóstwo zawdzięcza klubowi. W Lidze Konferencji naprawdę rozpędził swoją karierę. Brawo!

Filip Szymczak: 3+. Nieźle, jak na pierwszy sezon w europejskich pucharach i w Lechu w ogóle. Gol z Hapoelem, asysta z Austrią przyczyniły się do wywalczenia remisów. Van den Brom mu ufa, wysyłał go na skrzydło, wystawiał za plecami Ishaka, a przy tym zostawiał mu sporo swobody. Widać, że się rozwija. Nie brakuje mu fantazji ani siły, dynamicznie też jest niezły. Czeka go sporo pracy nad taktyką i techniką, a spokój przyjdzie wraz z kolejnymi rozegranymi meczami na tym poziomie. Oby nie musiał na nie zbyt długo czekać.

Mikael Ishak: 6-. Kibice nie mogli uwierzyć: jak to bez Ishaka na rewanż z Fiorentiną? Mimo że od kilku tygodni jest w słabszej formie, wyglądało to na poddanie się jeszcze przed gwizdkiem. Bez Ishaka, jak bez ręki. To kapitan, najlepszy strzelec, walczak, rozgrywający, asystent. Strzelił dla Lecha pięć goli, przy czterech asystował. Nie ma sensu więcej pisać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.