To było lato 2014 roku. Kolumbia pokonała Urugwaj 2:0 w 1/8 finału mundialu, a dwie bramki zdobył James Rodriguez. Jedna z nich została uznana za najpiękniejsze trafienie w całym roku. Kolumbijczyk zgarnął trofeum im. Puskasa, ale prawdziwą nagrodą był transfer do Realu Madryt. Choć Kolumbia odpadła w ćwierćfinale z Brazylią, to James i tak, z sześcioma golami, został królem strzelców mistrzostw świata w Brazylii. AS Monaco zarobiło na nim 75 milionów euro.
W Realu nie było dramatu, ale jednak oczekiwania był? Znacznie większe. W klubie z Santiago Bernabeu zagrał 125 razy, strzelił 37 goli i miał 42 asysty. Mógł się jednak pochwalić dwoma zdobytymi Pucharami Europy.
Od 2017 do 2019 roku ofensywny pomocnik był wypożyczony do Bayernu Monachium. W 67 meczach dla mistrzów Niemiec strzelił 15 goli i miał 20 asyst. Po odejściu z Bundesligi wszystko się posypało. We wrześniu 2020 roku Kolumbijczyk związał się dwuletnią umową z Evertonem. Boisk Premier League jednak nie podbił i 26 meczach strzelił sześć goli i miał dziewięć asyst.
Później było coraz gorzej. Jamesa kupił katarski klub Al-Rayyan, skąd pół roku temu na zasadzie wolnego transferu trafił do Olympiakosu Pireus. W greckim klubie wystąpił 23 razy, strzelił pięć goli i zanotował sześć asyst. Ale na tym koniec.
- Podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy. James zawsze będzie częścią naszego klubu i członkiem czerwono-białej rodziny. Chcielibyśmy podziękować mu za jego grę i życzyć mu samych sukcesów w przyszłości - oświadczył Olympiakos.
31-latek jest obecnie wyceniany na zaledwie dziewięć milionów euro. Gdzie może trafić teraz James? Nie wiadomo. Ale warto przypomnieć, że kilka miesięcy temu dużo plotkowano o zainteresowaniu ze strony Interu Miami, którego właścicielem jest David Beckham.