Polscy sędziowie wplątani w intrygę sięgającą daleko poza lotnisko w Atenach

Dawid Szymczak
Gdyby ta historia zdarzyła się gdzie indziej, trudniej byłoby uwierzyć w niewinność polskich sędziów - szczególnie, że jeden z nich nie ma w środowisku tak dobrej opinii, jak Paweł Raczkowski. Ale, jak sugerują nasi rozmówcy, sędziowie z Polski mogli zostać wplątani w intrygę Greków. I to intrygę sięgającą daleko poza lotnisko w Atenach. Znaków zapytania jest wiele, sprawę zbada UEFA.

Wątpliwości w tej sprawie jest sporo. Padają wzajemne oskarżenia o bycie pijanym i agresywnym, a wersje zdarzeń - greckich kibiców i polskich sędziów - się wykluczają. Co zatem wiadomo na pewno?

Zobacz wideo Rozemocjonowany Lewandowski po pokazie filmu: To wielkie wydarzenie dla mnie

We wtorek 4 kwietnia Steve Bennett, szef kolegium sędziów w Grecji, napisał do Tomasza Mikulskiego, swojego polskiego odpowiednika, maila pt. "emergency request" [pilna prośba], a później dodatkowo zadzwonił, by poprosić o wysłanie na najbliższą kolejkę ligi greckiej jednego z polskich sędziów z wysoką rangą UEFA i międzynarodowym doświadczeniem. Najpierw chodziło o mecz Panathinaikos - Olympiakos, później stanęło na AEK Ateny - Aris Saloniki. Dlaczego padło na Pawła Raczkowskiego? Szymon Marciniak leczy kontuzję, a Bartosz Frankowski i Daniel Stefański byli już wyznaczeni do prowadzenia meczów w polskiej ekstraklasie. Raczkowski po błędzie popełnionym kolejkę wcześniej i tak miał pauzować, więc Mikulski zgodził się pomóc Bennettowi i wysłał go do Grecji.

Raczkowski i jego asystenci - Radosław Siejka, Adam Kupsik i Krzysztof Jakubik (VAR) - wylądowali w Grecji w sobotę przed godz. 22. Lecieli biznes klasą, zajęli miejsca z przodu, od większości pasażerów zostali oddzieleni zasłoną. Czuli się swobodnie, pili alkohol, rozmawiali o sędziowskich sprawach. Nie wiedzieli, że Grecy siedzący za nimi dobrze znają język polski i przysłuchują się ich dyskusji. Pod koniec lotu doszło między nimi do kłótni. I tu relacje zaczynają się różnić.

Kto został opluty i kogo trzeba było uspokajać. Wersja polska i grecka znacząco się różnią

Pierwsza nieścisłość dotyczy ilości spożytego alkoholu. Sędziowie twierdzą, że pili niewiele i nie byli pijani, Grecy zaprzeczają - alkoholu było sporo: od wina po wódkę. Kolejny rozjazd: polscy sędziowie twierdzą, że zostali zaatakowani przez pijanych Greków, którzy powiedzieli, że są kibicami Panathinaikosu, a sam Raczkowski precyzuje, że oskarżyli go o bycie skorumpowanym i odgrażali się, że na pewno nie posędziuje niedzielnego meczu, bo zostanie zniszczony w mediach, co wręcz złamie jego karierę. Jeden z greckich kibiców powiedział za to w radiu "Libero", że wysiadając z samolotu rzucił jedynie w stronę polskich sędziów stwierdzenie, by uważali na to, co mówią i zapytał czy nie wstyd im, że są pijani. Według jego relacji, te uwagi miały Polaków rozzłościć.

Później kłótnia przeniosła się na lotnisko, coraz bardziej się zaogniając. W końcu doszło do przepychanki. I tu docieramy bodaj do najważniejszego rozdźwięku: Raczkowski twierdzi, że to on został uderzony i opluty, a greccy kibice mówią w rodzimych mediach, że było odwrotnie i to jeden z nich został opluty i uderzony. Raczkowski podaje, że to on poprosił ochroniarzy, by uspokoili agresywnych kibiców. Oni mówią, że to polskich sędziów trzeba było uspokajać. Słowo przeciwko słowu.

Na lotnisku czekał na Polaków Aristotelis Diamantopoulos, grecki sędzia, który był ich łącznikiem z federacją, a podczas meczu miał być sędzią technicznym. Ostatecznie to on zastąpił Raczkowskiego i ten mecz poprowadził. Diamantopoulos miał przekonać Raczkowskiego, by nie zgłaszał sprawy na policję, bo wyjaśnienie jej zajmie dużo czasu, zrobi się niepotrzebne zamieszanie, Polacy spędzą pół nocy na komendzie, a większego efektu nie będzie, bo grecka policja jest opieszała. Raczkowski miał na to przystać, zjeść kolację w towarzystwie Diamantopoulosa i udać się do hotelowego pokoju. Według greckich mediów, później federacja nie miała z nim kontaktu. Raczkowski temu zaprzecza.

W niedzielę przed południem, gdy greckie media napisały już o skandalu z udziałem polskich sędziów i zaczęły się spekulacje, że mogą zostać odsunięci od meczu, Raczkowski poddał się testowi na obecność alkoholu. Wynik był zerowy. Polscy sędziowie utrzymują, że mimo dużego zamieszania i presji chcieli tamto spotkanie prowadzić. Stąd też to badanie kilkanaście godzin po lądowaniu - zerowy wynik nie świadczy, że Raczkowski był trzeźwy w sobotę wieczorem, ale potwierdza, że mógł prowadzić mecz zaplanowany na godz. 17 w niedzielę. Bennett podjął jednak inną decyzję i zastąpił go Diamantopoulosem.

I to najbardziej zainteresowało UEFA, która rozpoczęła w tej sprawie własne śledztwo. Bardzo rzadko dochodzi bowiem do zmiany sędziego w ostatniej chwili, pomijając losowe sprawy, jak np. kontuzje. Powód przedstawiony przez Tomasza Mikulskiego w oficjalnym oświadczeniu, że Bennett zdjął polskich sędziów z obsady "ze względu na silną presję medialną, chcąc uniknąć ryzyka, że sytuacja odbije się na ich pracy oraz jej odbiorze" najwyraźniej UEFA nie przekonał. Na jej prośbę Raczkowski złożył już oficjalne oświadczenie, w którym opisał, co według niego wydarzyło się podczas lotu do Aten i na lotnisku Elefteriosa Wenizelosa. - Sam chcę, by to wszystko jak najszybciej się wyjaśniło. O reputację walczyłem wiele lat - mówi z żalem. O szczegóły tej sprawy i jak może potoczyć się dalej, pytamy innych.

Na początek o reputację, o której wspomina sam Raczkowski. W środowisku sędziowskim ma on opinię profesjonalisty, który nie przesadza z alkoholem. Żaden z naszych rozmówców nie widział, by po wypiciu stał się agresywny. - Że "Raku" pijany gonił kogoś na lotnisku? Byłem z nim na kilkuset meczach. To absurd - mówi jeden z polskich sędziów niezamieszany w tę sprawę. Tak dobrej opinii nie ma natomiast jeden z asystentów Raczkowskiego, a z relacji greckich kibiców nie wynika wprost, że to Raczkowski był agresywny i opluł jednego z nich. UEFA zaczęła od wysłania prośby do linii lotniczych Aegean, by zajęły oficjalne stanowisko w tej sprawie. Ich wersja prawdopodobnie będzie zbieżna z wersją Raczkowskiego, bo dotychczas jej pracownicy w nieoficjalnych rozmowach zaprzeczali, by Polacy nadużywali na pokładzie alkoholu i byli agresywni. 

Sędziowie z międzynarodowym doświadczeniem mówią nam o takich wyjazdach. Sędziowie UEFA kategorii "Elite" i "First" są na nich traktowani niemal jak przedstawiciele dyplomatyczni. Federacja, która ich zaprasza, dba o dobry samolot, a na lotnisko wysyła swojego przedstawiciela - najczęściej sędziego w nieco niższej randze, którego podstawowym zadaniem jest rozwiązywanie wszelkich problemów i niedogodności. Wchodzi on w rolę przewodnika: zabiera do restauracji, prowadzi do hotelu, pomaga w tłumaczeniu, dba o logistykę w dojeździe na stadion. Jest też łącznikiem między zaproszonymi sędziami a federacją. Pytania, wątpliwości, problemy? On jest prawą ręką.

- Nikt nie jest święty, różne rzeczy się dzieją na takich wyjazdach, ale najczęściej nikomu nie zależy, by one wypłynęły. Wręcz przeciwnie. Taki łącznik czasami pomaga coś zatuszować albo ukryć. Problemy załatwia się po cichu i co najwyżej później w środowisku rozchodzi się, że ten sędzia albo ta federacja źle się zachowała, więc w przyszłości lepiej ich unikać - słyszymy. Zdania co do tego, że Raczkowskim opiekował się w Atenach sędzia, który później zastąpił go w meczu, są podzielone. Niektórzy sędziowie, z którymi rozmawiamy, są wobec tego podejrzliwi. Inni mówią natomiast, że sami wielokrotnie spotykali się z identycznymi sytuacjami, ale nie było wokół nich żadnych dyskusji, bo wyjazdy przebiegał spokojnie. - To często cięcie kosztów. Miejscowy sędzia techniczny i tak jest na miejscu, więc może być łącznikiem. 

Pewnie, gdyby ta sama historia wydarzyła się w innym miejscu niż Grecja, trudniej byłoby uwierzyć w niewinność polskich sędziów. W tym przypadku pojawiają się jednak nieoficjalne głosy, że Raczkowski i jego asystenci mogli zostać wplątani w wewnętrzne spory Greków dotyczące sędziowania. Sam Mikulski przyznał w Canal+, że to, czego on doświadcza w Polsce jako szef kolegium sędziów, jest sielanką w porównaniu z codziennymi zmaganiami jego greckiego odpowiednika. Dlatego też od kilku lat grecka federacja obsadza to stanowisko byłymi sędziami z zagranicy o sporej renomie: Vitorem Melo Pereirą, Markiem Clattenburgiem czy właśnie Bennettem. Tłumaczyć można to podobnie, jak zapraszanie arbitrów z zagranicy do sędziowania najważniejszych meczów - próbą uniezależnienia sędziów od rozmaitych wpływów: klubów, właścicieli, biznesmenów, kibiców czy bukmacherów.

Naciski na sędziów są bowiem w Grecji coraz częstsze. Jak pisała "Wyborcza", na początku kadencji dostało się zresztą samemu Bennettowi, któremu część klubów wytknęła utrzymywanie zbyt bliskich relacji z Eleni Lampadariou, sędzią, którą kibice oskarżają o sprzyjanie Olympiakosowi. Przesada? W kraju pełnym ekscentrycznych właścicieli, rozmaitych lobby i fanatycznych kibiców nie jest o nią trudno. Bywa, że kluby przesadnie doszukują się stronniczości. - W środowisku od dawna się mówiło, że kluby w Grecji  wybierają sobie sędziów i mają dużo do powiedzenia. I że jak tam się leci, to dziwne rzeczy potrafią się dziać - mówi nam jeden z polskich sędziów.

Samo to, że stanowisko w sprawie polskich sędziów zajął Olympiakos, który jest trzeci w tabeli i do prowadzącego AEK-u tracił przed tą kolejką trzy punkty, nakreśla absurd sytuacji.

"Kolejny kiepsko napisany występ gangu, który prowadzi EPO i KED [grecka federacja i greccy sędziowie - red.] do umieszczenia greckich sędziów w AEK - Aris! Tym razem podzielili się wiadomością, że polscy sędziowie meczowi upili się w samolocie i... AEK potwierdził nawet ich pijaństwo! Po pierwsze, na pokładzie samolotu sędziowie, według Aegean, nie byli pijani. Po drugie, według taśm z lotniska i policji, ktoś krzyczał na sędziów i uderzał sędziego w plecy. Jakim prawem więc Bennett, Mandalos, Baltakos i reszta gangu ich zmieniają? Z jakiego powodu?" - czytamy w oświadczeniu Olympiakosu, który sugeruje, że władzom AEK-u zależało na zmianie sędziego.

UEFA bada sprawę, ale lubi ciszę

Właśnie to chce wyjaśnić UEFA: czy istniały racjonalne przesłanki do zmiany sędziego, dlaczego Raczkowski został odsunięty, co naprawdę wydarzyło się w sobotni wieczór, że polski arbiter, mimo bycia trzeźwym w niedzielę, nie poprowadził meczu, na który został pilnie zaproszony. Raczkowski z zespołem zawinili czy Bennett - choć w międzynarodowym środowisku ma opinię racjonalnego, stanowczego i przyzwyczajonego do działania pod presją - tym razem został zmanipulowany? Bennett ma oczywiście zostać w tej sprawie przepytany.

Nasi rozmówcy sugerują jednak, by nie spodziewać się przełomu. UEFA sprawę wyjaśnia, ale informacje greckich mediów, że przejrzy nagrania z lotniskowego monitoringu, są nieco wyolbrzymione. To jedna z możliwości zbadania tej sprawy, ale wcale nie tak łatwa do osiągnięcia: potrzebne są stosowne zgody, muszą zostać zachowane procedury, najpewniej konieczna będzie pomoc greckiej federacji, która sama jest stroną w tej sprawie i której decyzja o nagłej zmianie arbitra obiła się szerokim echem. - To nie tak, że UEFA wysyła maila do lotniska: "Dajcie nagrania" i za pięć minut dostaje zwrotkę z filmem - obrazowo tłumaczy jedna z osób zaangażowanych w wyjaśnienie tej sprawy z ramienia PZPN. Podobnie jest z nagraniami z hotelu, w którym zatrzymali się polscy sędziowie.

W środowisku sędziowskim mówi się też, że UEFA lubi załatwiać takie sprawy po cichu, więc nawet jeśli ustali coś konkretnego, opinia publiczna może się o tym nie dowiedzieć. - Jeśli polscy sędziowie zawinili, to prędzej zobaczymy to w obsadach na mecze w najbliższych miesiącach niż w oficjalnym piśmie. Raczkowski może po prostu nie być na takie mecze więcej zapraszany - mówi jeden z naszych rozmówców.

PZPN zapewnia natomiast, że wierzy Raczkowskiemu. Mikulski podkreśla, że nie ma żadnych dowodów świadczących o braku profesjonalizmu polskich sędziów, którzy udali się do Grecji. W krótkiej rozmowie ze Sport.pl przyznaje też, że nie spodziewa się, by najbliższe dwa dni przyniosły nowe informacje w tej sprawie.

Więcej o: