"Konflikt trenera z prezesem w Motorze wszedł w nowy etap. No i wydaje mi się, że kariera trenerska Gonzalo Feio właśnie się skończyła. Otóż podobno zdzielił prezesa tacą i rozwalił mu łeb. Prezes w szpitalu" - w niedzielę wieczorem napisał na Twitterze Krzysztof Stanowski z Weszło i Kanału Sportowego.
W poniedziałek informacje te potwierdziła nam rzeczniczka prasowa klubu Paulina Maciążek, opisaliśmy też kulisy skandalicznej sytuacji. - Mogę tylko potwierdzić, że ja zostałam obrażona, a prezes Tomczyk uderzony, przez co wylądował w szpitalu. Nie chciałabym wdawać się w szczegóły, bo tak ustaliliśmy w klubie. Jeszcze dziś prawdopodobnie pojawi się oświadczenie właściciela - pana Zbigniewa Jakubasa. Mogę jedynie dodać, że nie było to pierwsze takie zachowanie trenera w stosunku do mnie - powiedziała nam Maciążek.
Wiele wskazuje na to, że to skandaliczny koniec konfliktu, który trwał od kilku tygodni. Konfliktu, w którym Goncalo Feio wskazywał na nieprawidłowości w działaniu Motoru, krytykując prezesa klubu Pawła Tomczyka oraz lubelski Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji (MOSiR). I niezależnie od tego, kto ma rację, u Feio kolejny raz dał o sobie znać wybuchowy temperament i ogromne ambicje, które w Polsce rozwijał od 2010 r.
Urodzony w Lizbonie Feio występował w drużynach Benfiki i to w nich zaczynał pracę w roli trenera. Do Polski przyjechał na studia i jako 20-latek zgłosił się do pracy w Legii Warszawa. W niej początkowo pełnił rolę wolontariusza, jednak z czasem dostrzeżono jego talent i powierzono mu drużyny dziecięce i juniorskie.
Przełom w jego karierze nastąpił w styczniu 2014 r. Henning Berg, który chwilę wcześniej zastąpił na stanowisku trenera pierwszej drużyny Jana Urbana, włączył Feio do sztabu szkoleniowego. W nim Portugalczyk został analitykiem materiałów wideo. Feio pomagał Bergowi w rozpracowaniu przeciwników i ulepszaniu gry Legii, z którą zdobył mistrzostwo kraju w 2014 r. i Puchar Polski rok później.
To w Legii pierwszy raz poznaliśmy wybuchowy charakter Feio, którego ambicją i celem było prowadzenie pierwszej drużyny. Gdy ówczesny prezes Legii Bogusław Leśnodorski jesienią 2015 r. zwalniał Berga i zatrudniał Stanisława Czerczesowa, Feio przyszedł do niego z pretensjami. Portugalczyk nie rozumiał, dlaczego trenerem Legii został Rosjanin, a nie on.
Był to początek końca Feio w Legii. Bezpośrednią przyczyną jego odejścia nie były jednak nieporozumienia z prezesem. Czerczesow, który ściągnął do Warszawy swoich współpracowników, wolał pracować z nimi, ograniczając rolę analityków pierwszej drużyny. W listopadzie 2015 r. Czerczesow odsunął Feio od pierwszej drużyny, z którą pozostał tylko drugi z analityków - Maciej Krzymień.
Miesiąc później Portugalczyk odszedł z Legii, która nie przedłużyła z nim kontraktu. Do pracy wrócił latem 2016 r., prowadząc drużynę w akademii Wisły Kraków. Pół roku później awansował na asystenta trenera pierwszej drużyny - Kiko Ramireza.
Portugalczyk ponownie zbierał pochwały za ciężką i dobrą pracę, ale też znów pokazał swój wybuchowy charakter. We wrześniu 2017 r., "Gazeta Krakowska" opisała skandal, do jakiego doszło na loży VIP po meczu z Piastem Gliwice.
"Z założeniem specjalnego indentyfikatora nie ma mają problemu nawet największe legendy Wisły, obecne w aktualnej kadrze, takie jak Arkadiusz Głowacki czy Paweł Brożek. Takiego identyfikatora nie zabrał ze sobą po wspomnianym meczu Goncalo Feio. Ochroniarz stwierdził zatem, że nie może wpuścić trenera. Portugalczyk zamiast załatwić sprawę na spokojnie, wyjaśnić, że jest członkiem sztabu trenerskiego, zaczął zachowywać się agresywnie w stosunku do pracowników ochrony" - czytaliśmy.
"Ostatecznie sprawę starał się załagodzić dyrektor sportowy Wisły Manuel Junco, ale to nie wystarczyło, żeby uspokoić Feio, który przy wchodzeniu na lożę odepchnął jedną z kobiet z ochrony. To nie był niestety koniec całej sytuacji. Kilka minut później Feio przy opuszczaniu loży zaczął krzyczeć na kolejnego ochroniarza, a na koniec go… opluł. Całą skandaliczną sytuację widziało sporo osób, m.in. kibiców, którzy korzystają z loży VIP".
Ówczesna rzecznika Wisły poinformowała, że za tamto zachowanie na Feio nałożono karę dyscyplinarną. Portugalczyk odszedł z klubu na początku 2018 r., miesiąc po tym, jak zwolniony został Ramirez.
Drogi Portugalczyka i Hiszpana skrzyżowały się raz jeszcze latem 2019 r., kiedy Feio został asystentem Ramireza w greckim AO Xanthi. Tam popracowali jednak raptem cztery miesiące, a na początku 2020 r. Portugalczyk wrócił do Polski, zostając asystentem Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa.
Obie strony były zachwcone współpracą. Feio chętnie opowiadał o rzeczach, których nauczył się od Papszuna, a ten podkreślał, że bez wkładu Portugalczyka nie byłoby postępu i sukcesów Rakowa. Ale w lipcu zeszłego roku częstochowianie niespodziewanie poinformowali o odejściu Feio.
- Powód mojej decyzji nie jest wielką tajemnicą. Nigdy nie ukrywałem, że moim celem jest praca w roli pierwszego trenera. Doszedłem do momentu, w którym zdecydowałem, że chcę rozpocząć pracę na własny rachunek - mówił Feio w rozmowie ze Sport.pl.
Nieoficjalnie jednak krążyła jeszcze jedna teoria. Portugalczyk miał popaść w kolejny konflikt, tym razem z kierownikiem Rakowa. "Odejście Feio było całkowicie niespodziewane. Portugalczyk wykonywał w Rakowie świetną pracę. (...) Inna sprawa to plotki, które mają wskazywać na powód odejścia Feio z Rakowa. Według nich asystent trenera miał wdać się w bójkę z kierownikiem drużyny, co zadecydowało o rozstaniu" - pisał "Sport".
Niepotwierdzone informacje o konflikcie w Częstochowie nie wpłynęły niekorzystnie na przyszłość Feio. Już we wrześniu zeszłego roku, raptem dwa miesiące po odejściu z Rakowa, Portugalczyk doszedł do celu, jakim było samodzielne prowadzenie drużyny. Feio został trenerem Motoru Lublin i od razu odmienił oblicze drużyny
Gdy obejmował drużynę, ta zajmowała ostatnie miejsce w tabeli z zaledwie siedmioma punktami po 11 kolejkach. Feio udało się odmienić zespół - niedzielny mecz z GKS Jastrzębie (2:1) był 10. ligowym spotkaniem Motoru z Portugalczykiem na ławce: lublinianie wygrali sześć z nich, trzy zremisowali i przegrali tylko raz - z walczącą o bezpośredni awans Polonią Warszawa (0:1). Motor zajmuje dziś ósme miejsce w tabeli, ma 28 punktów i traci już tylko sześć punktów do miejsca gwarantującego grę w barażach o awans do pierwszej ligi.
Drużyna Feio z bardzo dobrej strony pokazała się też w Pucharze Polski. W 1/16 finału Motor wyeliminował ekstraklasowe Zagłębie Lubin, a w kolejnej rundzie poradził sobie z pierwszoligową Wisłą Kraków. Dopiero w zeszłotygodniowym ćwierćfinale za mocny dla niego okazał się lider ekstraklasy Raków Częstochowa który wygrał w Lublinie 3:0.
Na pierwszy rzut oka współpraca Feio z zatrudnionym kilkanaście dni po nim prezesem Tomczykiem układała się wzorowo. Obaj zgodnie podkreślali, że sytuacja w klubie po ich przyjściu była bardzo zła, a wspólną, zgodną pracą są w stanie zaprowadzić Motor na należne ich zdaniem miejsce.
Pierwszy raz o złej sytuacji w klubie Feio opowiedział 9 października na konferencji prasowej po wyjazdowym meczu z Radunią Stężyca. - Oczywiście za Motorem jest człowiek gotowy wspierać klub, ale to, co się mówi o bogactwie Motoru, to legendy. Przychodząc do klubu zastaliśmy w nim, jak mówił pan prezes podczas konferencji prasowej, spaloną ziemię - mówił Feio, cytowany przez "Kurier Lubelski".
- Mogę powiedzieć, że to była pustynia. Oczywiście boiska treningowe były i są, ale problemem był sprzęt do treningu i rzeczy do regeneracji. Gdybyśmy nie mieli kierownika, który pracuje siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, to nawet z praniem byłby problem - dodał.
Wydawało się, że Feio i Tomczyk wspólnie naprawią sytuację w klubie. Ich relacja oficjalnie załamała się jednak w lutym, po publicznym wystąpieniu Portugalczyka. Po sparingu ze Stalą Rzeszów (1:1), Feio opublikował na Twitterze swoją wypowiedź, która jego zdaniem została zablokowana na polecenie Tomczyka. Portugalczyk w ostrych słowach wyraził niezadowolenie, że wbrew pierwotnym ustaleniom, spotkanie nie zostało rozegrane na Arenie Lublin, czyli stadionie, na którym Motor gra na co dzień. Dzień wcześniej lublinianie zagrali tam sparing z Górnikiem Łęczna (0:3).
- Jako trener wiem, czego wymagam od moich piłkarzy. A wymagam bardzo dużo, ale wraz z tym muszę im bardzo dużo dać. Jak tu przyszedłem, były pewne ustalenia i nie pozwolę sobie, żeby było inaczej. Niech kibice wiedzą, że w tym mieście jest bardzo dużo osób nieżyczliwych Motorowi. Jak pada trochę śniegu na podgrzewaną płytę, to się ją odśnieża tak, jak robią to w innych miastach i mecz się odbywa. A w mojej drużynie nie ma i nigdy nie będzie piłkarzy pierwszej i drugiej kategorii - mówił Feio.
Tomczyk odniósł się do tej sprawy w specjalnym oświadczeniu, a później też w rozmowie w programie "Poranek Między Wisłą i Bugiem" na antenie TVP3 Lublin. "Przyznaję, że jest to dla mnie trudna sytuacja, w której osoba ciesząca się moim zaufaniem, wsparciem, a nawet wiele razy podkreślała moje zasługi dla Klubu atakuje mnie publicznie" - napisał w oświadczeniu.
Był to jedyny raz, kiedy Tomczyk publicznie odniósł się do zarzutów ze strony Feio. A tych tylko przybywało.
Kolejny raz Portugalczyk zabrał głos przed pucharowym meczem z Rakowem. Wtedy Feio odniósł się do bardzo wysokich cen biletów, które ostro skrytykowali kibice. - Wiem, że kibice są z nami, wspierają nas i chcą nas dopingować. Wiem o tym ja, drużyna też o tym wie. Między mną, zespołem, a kibicami dzieje się bardzo dobrze. Problem nie leży tu, dlatego nie wiem, czy mam apelować do kibiców, czy do kogoś innego. Jestem człowiekiem wiary i mam nadzieję, że to święto nie będzie zepsute - mówił.
- Jesteśmy chyba jedynym klubem w Polsce, którego prezes smuci się po zwycięstwach, a cieszy po porażkach. Gdy przychodziłem dziś z drużyną na stadion, to nie wiedzieliśmy, czy gra Motor Lublin, czy MOSiR Lublin. Na zewnątrz nie ma ani jednej flagi Motoru, są same MOSiR-u - dodał po środowej porażce.
Jeszcze w piątek na konferencji prasowej przed meczem z GKS Jastrzębie Feio bronił siebie i drużyny. - Całe miasto powinno się zjednoczyć wokół klubu i każdy dookoła powinien chcieć pomóc. A tego nie ma, choć drużyna na to zasługuje. To nie jest wina zespołu ani moja - mówił.
Eskalacja konfliktu miała miejsce w niedzielę. Portugalczyk najpierw miał naubliżać rzeczniczce Motoru, a potem uderzyć prezesa, który stanął w jej obronie. Między tymi zdarzeniami odbyła się konferencja prasowa, na której Feio zapowiedział, że nie pojawi się na zaplanowanym spotkaniu z dziennikarzami, w którym udział mieli też wziąć prezes i właściciel Motoru. Spotkanie jeszcze w niedzielę zostało odwołane.
Co dalej? Motor jeszcze nie wydał komunikatu w sprawie skandalicznego zachowania trenera. Trudno jednak się spodziewać, by Portugalczyk utrzymał stanowisko. A jego sytuacja może być jeszcze gorsza, jeśli na oskarżenie go zdecyduje się Tomczyk.