Przejście Roberta Lewandowskiego z Bayernu Monachium do FC Barcelony było jednym z najważniejszych transferów letniego okienka transferowego. Cała saga spędzała sen z powiek kibicom. Do samego końca nie było wiadomo, czy Polak faktycznie opuści Allianz Arenę.
Przez wiele tygodni wydawało się, że głównym powodem decyzji Lewandowskiego o zmianie barw klubowych jest wypalenie jego relacji z wielokrotnymi mistrzami Niemiec. Nieco inaczej na sprawę patrzy dziennikarz niemieckiego "Sky Sports" Florian Plettenberg, który za winnego wskazał... trenera Juliana Nagelsmanna.
- Nagelsmann prowokuje afery co trzy dni. Uważam, że nie reprezentuje godnie Bayernu. Wszystkie jego decyzje są respektowane, ale często odbija się to na piłkarzach. Trener nie chciał w drużynie Lewandowskiego, więc go sprzedano. Nie pasował mu też trener bramkarzy Toni Tapalović, więc go zwolniono, mimo że przeciwko temu był kapitan, Manuel Neuer. Nagelsmann chce mieć wszystko pod kontrolą i ustawia klub pod siebie - powiedział Plettenberg w rozmowie z "Viaplay".
O dość wybuchowej naturze trenera Bayernu przekonaliśmy się po meczu 21. kolejki Bundesligi pomiędzy Bayernem a Borussią Moenchengladbach, wygranym przez gości 3:2. Szkoleniowiec był niezadowolony z decyzji sędziów o wyrzuceniu z boiska Dayota Upamecano i w bardzo ostrych słowach krytykował pracę arbitrów, próbując dostać się nawet do ich szatni, za co później przepraszał w mediach społecznościowych.
Niejasna jest także sprawa relacji pomiędzy szkoleniowcem a Robertem Lewandowskim. Według Plettenberga polski napastnik nie lubił "agresywnej" natury swojego trenera. Obaj panowie nie przepadali za sobą, co miało zarówno nakłonić reprezentanta naszego kraju do odejścia, jak i przekonać Nagelsmanna o konieczności sprzedaży najlepszego strzelca Bayernu.
Niewykluczone, że w najbliższym czasie władze klubu z Monachium stracą cierpliwość do młodego, choć doświadczonego już trenera. Obecnie Bayern otwiera tabelę Bundesligi z 43 punktami na koncie. Dokładnie taki sam dorobek mają jednak Borussia Dortmund i Union Berlin, które od początku sezonu mocno naciskają na obrońców tytułu.