Real doskonale wie, co robić. Zwolnienie Ancelottiego można włożyć między bajki

Klubowe Mistrzostwa Świata powinny pójść po myśli Realu Madryt. Odpadł najpoważniejszy rywal, "Królewscy" dostają tych teoretycznie słabszych, przy których nie trzeba maksymalnie się wysilać i można przypomnieć sobie, co to znaczy zabójcza skuteczność. Dlatego doniesienia o możliwym zwolnieniu Carlo Ancelottiego, jeśli nie wygra trofeum, można włożyć między bajki. "Los Blancos" wygrali puchar, zanim zaczęli grać. W Maroku powinni odbudować się na resztę sezonu.

Na początku tygodnia hiszpański portal "Relevo" informował, że posada Carlo Ancelottiego w Realu Madryt jest zagrożona. Zarząd "Los Blancos" miał stracić zaufanie do trenera po ostatnich niepowodzeniach (porażka z FC Barceloną w finale Superpucharu Hiszpanii, wpadka z Realem Mallorca i tym samym większa strata w lidze do "Blaugrany") i już szukać następcy. Włoch miał dostać ultimatum - albo wygra klubowe mistrzostwo świata, albo się żegnamy. W Maroku wszystko jednak sprzyja temu, by nie rezygnować za szybko z Ancelottiego.

Zobacz wideo Najważniejsze postanowienie sądu ws. Lewandowski - Kucharski

Sprzyjające okoliczności dla Realu Madryt

Na rewelacje hiszpańskich mediów nt. Ancelottiego i Realu można patrzeć z niedowierzaniem. Przed "Królewskimi" bój w Lidze Mistrzów z Liverpoolem, El Clasico w półfinale Pucharu Króla, a stratę w lidze do Barcelony wciąż mogą odrobić. Absurdalne byłoby zwalnianie trenera w takim momencie sezonu, kiedy jest jeszcze perspektywa walki o trzy trofea w sezonie. A nawet cztery, wliczając KMŚ.

Wyjazd do Maroka na maksymalnie dwa mecze (Real zaczął rywalizację w KMŚ od półfinału) to dodatkowy wysiłek fizyczny dla piłkarzy. Według "Relevo" zarząd zwracał uwagę na ich złe przygotowanie fizyczne po mundialu, co miało być jednym z głównym powodów porażek w styczniu. "Królewscy" dostali takich rywali, że nie muszą dawać z siebie stu procent na tym turnieju. W półfinale grali z egipskim Al Ahly. Uznana marka w Afryce, jeden z najbardziej utytułowanych klubów na świecie, ale zespół odstający kondycyjnie, taktycznie i technicznie od Realu. W finale czeka saudyjskie Al Hilal, które niespodziewanie wyeliminowało Flamengo. Brazylijczycy byli na papierze jedyną ekipą, która mogła zmusić aktualnych mistrzów Europy do większego wysiłku. Dlatego też można się pokusić o stwierdzenie, że KMŚ ułożył się pod zwycięstwo Realu.

Od początku 2023 roku Real nie popisuje się skutecznością. Z Mallorką i Realem Sociedad był bez gola, po jednym trafieniu miał w finale Superpucharu, ligowym starciu z Villarrealem oraz w Copa del Rey z Cacereno i regulaminowym czasie gry z Atletico Madryt. "Królewscy" znów stali się zależni od formy i skuteczności Karima Benzemy, którego znów brakuje z powodu urazu. KMŚ były zatem idealną okazją do uwolnienia się od tej zależności i przypomnienia sobie, że można gromić rywala.

Al Ahly nie sprawiło większych problemów

Wystarczyło dobrze zamknąć środek pola i nie pozwolić grać długich piłek, by Al Ahly nie miało praktycznie żadnej mocy w ataku. W pierwszej połowie Egipcjanie sporadycznie podchodzili pod pole karne i nie tworzyli większego zagrożenia. Mecz toczył się w dużej mierze pod dyktando Realu. Jedynym mankamentem do przerwy było wykończenie akcji. Los uśmiechnął się szerzej do "Królewskich" po golu Viniciusa tuż przed przerwą.

W drugiej połowie Al Ahly miało moment, kiedy wrzuciło wyższy bieg i zmusiło do większej pracy Andrija Łunina. Ale gol z rzutu karnego to było za mało, by postraszyć Real Madryt, który trzymał nerwy na wodzy, grał swoje. Po "Królewskich" w ogóle nie było widać jakiejkolwiek nerwowości, mimo zmarnowanego rzutu karnego. Koronkowa akcja w końcówce meczu Daniego Ceballosa z Sergio Arribasem tylko potwierdziła wyższość madrytczyków pod każdym względem.

Real nie potrzebował grać cały czas na pełnych obrotach, skrzydłowi nie musieli zaliczać sprintu za sprintem. Wystarczyły porządek w środku pola, konkretne i dokładne granie do przodu. Real wygrał 4:1 i zameldował się w finale KMŚ. Al Ahly nie wytrzymało tego meczu do końca. Przeciwnik był za mocny i zaznaczał swoją wyższość, szczególnie pod względem taktyki, od pierwszej minuty.

"Królewscy" doskonale wiedzą, że potrzebują tego trofeum. Pokonanie Al Hilal, które poziomem nie powinno wyraźnie przebijać Al Ahly, odbuduje pewność siebie w szeregach Realu, a zarząd znowu zaufa bardziej trenerowi. Wtedy będzie można ruszyć z większą mocą na poważniejszych i mocniejszych przeciwników.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.