Sivas, gdzie od pół roku gra i mieszka Karol Angielski, jest oddalony około 320 km od epicentrum trzęsienia ziemi, do którego w poniedziałek doszło w Turcji. - Obudziliśmy się około czwartej rano i słyszeliśmy dziwne huki. Jakby ktoś uderzał w ścianę albo kogoś bił. To było takie stukanie, ale bardzo głośne - zaczyna swoją opowieść Angielski w rozmowie z TVP Sport.
I mówi dalej: - O tej godzinie po przebudzeniu człowiek racjonalnie nie myśli. Przez wizjer zobaczyliśmy, co się dzieje na klatce. Tam ludzie zaczęli się ewakuować, krzyczeli. Lidia [partnerka Angielskiego] powiedziała, że ubieramy się i uciekamy. Ubieramy się? Tak naprawdę wzięliśmy tylko kurtkę, buty w rękę i zbiegliśmy jak najszybciej na dół. Mieszkamy na 14. piętrze. Ostatnie piętro w bloku. Na samej górze było to bardzo mocno odczuwalne, bo czułeś się, jakbyś był na łódce. Wszystkim bujało i dodatkowo te odgłosy z zewnątrz i ludzie, którzy siali panikę. Wszystko się skumulowało. Wychodząc, nawet nie wziąłem telefonu dziewczyny. Gdzieś go położyłem w mieszkaniu, nie myślałem wcale o tym. Dobrze, że chociaż Lidia wzięła mój, bo przynajmniej mieliśmy z kimkolwiek kontakt - mówi Angielski.
- Od razu jak zbiegliśmy na dół, zadzwoniłem do klubowego tłumacza, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Ludzie z bloku mówili tylko po turecku. Jedyne odgłosy, jakie rozumiałem, to "Allah! Allah!". Powiedział mi, że było trzęsienie ziemi i żeby uważać na siebie. Stwierdził, że to trzęsienie powinno już być za nami. Poszliśmy za całą grupą sąsiadów do takiej recepcji, która jest całkowicie oddzielnym budynkiem. Siedzieliśmy tam co najmniej dwie godziny. Gdy tam przebywaliśmy, to pomyślałem sobie, żeby wrócić do domu. Zapaliła mi się lampka i poszedłem sprawdzić, czy mieszkanie jest zamknięte. W bloku, w którym mieszkamy, nie ma klamek od zewnętrznej strony ze względów bezpieczeństwa. Wszedłem szybko na to 14. piętro. Po drodze gdzieś na siódmym lub ósmym piętrze zauważyłem jeszcze wystawiony przed drzwiami wózek inwalidzki. Pomyślałem sobie, że taką osobę spotyka dodatkowa tragedia, bo to kolejne problemy z wydostaniem się z budynku. Mniejsza z tym. Był to po prostu przerażający widok.
W Sivas na szczęście nie było żadnych ofiar śmiertelnych, ale według najnowszego bilansu wskutek wstrząsów w Turcji oraz sąsiadującej Syrii zginęło ponad 7,8 tys. osób. Liczba ta może jeszcze wzrosnąć, ponieważ pod gruzami wciąż znajdują się ludzie. - Niedaleko Sivas jest takie miasto jak Kayseri, gdzie budynki po prostu się waliły. Nie tak dawno graliśmy mecz w Malatyi. Nie mieliśmy dobrze przygotowanej murawy i nasz klub wynajął tam stadion na mecz. To jest około dwie i pół godziny jazdy autokarem od Sivas. W tym mieście niestety pod gruzami zmarł bramkarz [Ahmet Eyup Turkaslan] - mówi Angielski.
Niestety ludzkie tragedie dotknęły klub Angielskiego. - Na grupie moi koledzy napisali, że rodzina asystenta pierwszego trenera zginęła w Hatay. Piętnaście osób z jego rodziny. Na dodatek na drugi dzień rozmawiałem z kolegą z drużyny, który mieszka w tym samym bloku, tylko że na dole. Powiedział mi, że on w zasadzie nie wiedział, co się dzieje, czy śpi, czy to jest realne, co się dzieje. Generalnie ja też tak miałem. Gdyby dziewczyna nie wstała i nie spojrzała przez wizjer, myślę, że też ciężko, żebym sam z siebie się obudził - dodaje Angielski.
Angielski trafił do Sivassporu w lipcu zeszłego roku za około milion euro z Radomiaka Radom. Do tej pory polski napastnik zagrał w 23 meczach, strzelił jednego gola i zanotował dwie asysty. Sivasspor zajmuje dwunaste miejsce w tabeli, ma dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Rozgrywki sportowe w Turcji są w tej chwili zawieszone do odwołania.