Rekordowy transfer to dopiero początek. Świat wkrótce pozna jednego z najlepszych

W Katarze jeden z reporterów nie do końca wiedział, z kim rozmawia, nazwał go Perezem. Ale już niedługo świat upewni się, kim jest Enzo Fernandez. Chelsea wydała na Argentyńczyka fortunę, ale żałować nie powinna. Były gracz Benfiki prędko zerwie z łątką przepłaconego. Ma wszystko, by być jednym z najlepszych pomocników na świecie.

Tylko Chelsea była w stanie spełnić żądania Benfiki Lizbona. "The Blues" zapłacili za Argentyńczyka 121 mln euro i dali mu kosmicznie długi kontrakt, aż na osiem i pół roku (choć to również pewnego rodzaju fortel finansowy). To drugi najdrożej oddany piłkarz portugalskiego klubu w historii (w 2019 r. Atletico zapłaciło za Joao Feliksa 127 mln euro). Argentyńczyk dał się poznać szerzej dopiero jesienią, czarując najpierw w Lidze Mistrzów, a potem na mundialu w Katarze (za co otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza młodego pokolenia). Jego potencjał eksplodował w kilka miesięcy. W debiucie w Chelsea pokazał, że może sobie radzić w silniejszej lidze. Powinien szybko rozwiać wątpliwości, czy faktycznie jest wart aż takich pieniędzy.

Zobacz wideo Adwokaci Cezarego Kucharskiego: Uważamy, że nasz klient nie ma nic do ukrycia

Chelsea zapłaciła kokosy za prawdziwą perłę

Transfer Fernandeza to najdroższy zakup piłkarza w historii Premier League. Właściciel Chelsea Todd Boehly chciał w ten sposób pokazać, że będzie pierwszy w kolejce po największe perły, talenty światowej piłki, nieważne za jaką cenę. Szaleństwo, które ma sens, bo Boehly ma plan na lata. Fernandez ma zatem perspektywy, by stać się jednym z najlepszych pomocników na świecie, pomocnikiem kompletnym.

29 meczów, cztery strzelone gole i siedem asyst na koncie - dorobek Fernandeza z tego sezonu, jeszcze w barwach Benfiki, to dobry wynik, zwłaszcza patrząc na pozycję. Nominalnie to typowy, środkowy pomocnik, choć można go ustawiać bardziej defensywnie. Mimo to ma ciąg na bramkę i chętnie bierze się za rozgrywanie. Taki gracz idealnie pasuje do gry w ataku pozycyjnym, zdominowania środkowej strefy boiska i próby przyspieszania gry, dzięki czemu może się przystosować do każdego ustawienia.

Fernandez to typ pomocnika, który potrafi być wszędzie. Wystarczy spojrzeć na jego heatmapę z występów w lidze portugalskiej. Środek pola praktycznie zawsze należał do niego. Do tego gra precyzyjnie i potrafi tworzyć zagrożenie - dziewięć wykreowanych bardzo dobrych szans w lidze, celność podań utrzymuje na poziomie 85-90 procent. Przy jego pozycji to świetne wyniki

Nie potrzebował aklimatyzacji. Wszedł do ligi portugalskiej i z miejsca zaczął ją przerastać. Był jednym z najlepszych pod względem asyst, podań w tercję boiska pod bramką rywala, tworzenia szans. Zanotował najwięcej kontaktów z piłką ze wszystkich zawodników w lidze. To on nadawał tempo gry Benfiki, grając z meczu na mecz coraz inteligentniej, miał świetny przegląd pola.

Sprawdzał się w ważnych meczach w Lidze Mistrzów - z PSG czy Juventusem. Grał swobodnie, dokładnie, pewnie. Mówiąc kolokwialnie - nie pękał. Utrzymywał poziom reprezentacyjny, statystyki wykręcał podobne.

Heatmapa Enzo Fernandeza z występów w lidze portugalskiej
Heatmapa Enzo Fernandeza z występów w lidze portugalskiej sofascore.com/Screen

Benfica nie była skłonna go oddawać, dlatego w klauzulę wpisała, jak się wydawało, zaporową kwotę. Chelsea się uparła i dopięła swego. Transfer jest historyczny nie tylko ze względu na kwotę. Argentyńczyk trafił do Premier League, nie mając rozegranych nawet 100 meczów w profesjonalnej piłce.

Styl gry Fernandeza daje duże pole manewru Grahamowi Potterowi, jeśli chodzi o ustawienie i przygotowanie taktyczne. W starciu z Fulham Argentyńczyk pokazał swoją wszechstronność.

Piłkarz i człowiek myślący i bez kompleksów

Fernandez ma dopiero dziesięć meczów w reprezentacji Argentyny. Mundial w Katarze był jego pierwszą dużą imprezą. Zagrał w każdym meczu, ale nie odpalił od razu. Mecz z Arabią Saudyjską (1:2) należy nazwać falstartem w wykonaniu całej kadry "Albicelestes". Z Meksykiem, swoim wejściem z ławki, całkowicie odmienił losy spotkania. Argentyna grała po jego pojawieniu się na murawie dużo pewniej, szybciej, było więcej życia i energii na boisku. On grał bez ani chwili zawahania i zwątpienia, parł do przodu. Efekt: wygrana 2:0, piękny gol, miejsce w pierwszym składzie do samego końca turnieju.

Objawił się światu nagle. Nawet argentyńscy dziennikarze nie wiedzieli, kim tak naprawdę jest. Jeden z reporterów w Katarze zadał mu pytanie: "Czy to będzie mundial Enzo Pereza?". Piłkarz mu odpowiedział: - Jestem Enzo Fernandez. Krótko, treściwie, bez robienia niepotrzebnego szumu. Przemawiał na boisku.

Gra mądrze, inteligentnie, ale dojrzałość wykazywał już jako nastolatek. Kiedy Argentyna przegrała Copa America w 2016 r., kraj był zrozpaczony. To był trzeci przegrany finał w ciągu trzech lat. Lionel Messi rozważał zakończenie reprezentacyjnej kariery. Wtedy ważny głos w sieci zabrał 15-letni Enzo Fernandez. Kibice potrzebowali takiego trzeźwego spojrzenia na sprawę reprezentacji i Messiego. Szczególnie w pamięć zapadł jeden fragment, kierowany do lidera argentyńskiej kadry i fanów:

"Jak mamy cię przekonać, my, którzy nie potrafiliśmy zrozumieć, że jesteś osobą o niezrównanym talencie, najlepszym graczem na świecie, ale też człowiekiem. Jak mamy cię przekonać, jeśli nie zatrzymamy się na sekundę, aby uświadomić sobie, że nie jesteś odpowiedzialny za gniew, który wywołuje w nas przegrana. Spójrzmy w lustro i zapytajmy samych siebie, czy mamy w stosunku do siebie choćby jeden procent takich wymagań, jakie mamy w stosunku do chłopaka, którego tak naprawdę nie znamy" - pisał Fernandez na Facebooku w 2016 r.

On bardzo chciał tego transferu do Chelsea. Perspektywa gry w jednym z najlepszych klubów Premier League była naprawdę kusząca i nie sposób było się jej oprzeć. W Lizbonie mogą mieć żal, że nie rozegrał tego najlepiej i da się zapamiętać w Benfice jako niewdzięcznik.

- Enzo Fernandez nie chciał zostać w Benfice. Nie dał nam szansy. Zrobiłem wszystko, co mogłem, jest mi smutno, ale nie będę płakać za piłkarzem, który nie chce dla nas grać. Kiedy Chelsea przybyła, zmiana jego nastawienia stała się niemożliwa - mówił prezes Benfiki Rui Costa.

Argentyńczyk jest skupiony na karierze, rozwoju, transfer do Chelsea to dla niego skok na wyższą półkę. Po transferze pożegnał się z Benfiką i wszystkimi osobami związanymi z klubem w mediach społecznościowych. Próbował być w porządku.

"Jestem wdzięczny Bogu za to, że dał mi możliwość gry w jednym z największych klubów na świecie, gdzie w pełni cieszysz się każdą chwilą. Niech nic nie zniszczy tego, co razem zbudowaliśmy, ponieważ było to coś wspaniałego, czego nigdy wcześniej sobie nie wyobrażałem. Dziękuję wszystkim pracownikom Benfiki za to, że ciężką pracują na to, by ten klub był wielki. Dziękuję kolegom z zespołu za to, że zawsze traktowali mnie w najlepszy sposób, czułem się jak w domu. Dziękuje trenerowi Rogerowi Schmidtowi za zaufanie i codzienny szacunek. Byłem tu bardzo szczęśliwy. Benfica na zawsze pozostanie w moim sercu" - napisał w poście na Instagramie.

Wydaje się, że Fernandez to piłkarz bez wad. Elastyczny, dynamiczny, kreatywny, ze świetną techniką, zaangażowany maksymalnie w grę przez 90 minut. Można ogólnie mówić, że jest przepłacony, bo kwota transferu była kosmicznie wysoka, wręcz chora, ale Benfica miała też pełne prawo go na tyle wycenić, skoro widziała w nim talent i przedstawiła go światu. Fernandez powinien szybko zwrócić się władzom Chelsea i oderwać łatkę przepłaconego. Wystarczy pozwolić mu na luz na boisku, dokładnie taki, jaki miał w Benfice. Czas płynie na korzyść piłkarza. Stoi przed wyzwaniem, któremu jest w stanie podołać.

Więcej o: