Koniec mediacji na linii Lewandowski - Kucharski. Będą przesłuchania

Kacper Sosnowski
Choć od miesięcy trwały mediacje prawników Roberta Lewandowskiego i Cezarego Kucharskiego, a jedna z osób z otoczenia piłkarza odwiedziła nawet agenta w Hiszpanii, to rozmowy skończyły się fiaskiem. Sprawa rzekomego szantażu, jakiego miał dopuścić się Kucharski, będzie od czwartku rozgrywała się w sądzie. Obie strony zgodziły się na przesłuchanie piłkarza i jego żony.

Niebawem minie dwa i pół roku, odkąd pełnomocnicy Roberta Lewandowskiego złożyli w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Cezarego Kucharskiego. Chodzi o kierowanie gróźb karalnych i próbę wymuszenia 20 mln euro w zamian za milczenie o rzekomych oszustwach podatkowych Roberta i Anny Lewandowskich.

Zobacz wideo Santos skreśli doświadczonego kadrowicza? "Idealny czas"

Wysłannik u Kucharskiego w Hiszpanii, mediacje nic nie dały

Prokuratura sprawą zajęła się błyskawicznie. Już dzień po zawiadomieniu przesłuchano piłkarza, w kolejnym dniu wszczęto śledztwo, a w ciągu następnych pięciu dni przesłuchana była Anna Lewandowska oraz bliscy i współpracownicy piłkarza. W dwa tygodnie wydano decyzję o zatrzymaniu i przesłuchaniu byłego menedżera kapitana reprezentacji. Potem ekspresowe tempo sprawy spadło. Kucharski wylądował w szpitalu, bo zmagał się z układowym zapaleniem naczyń. Akt oskarżenia trafił do sądu pod koniec maja 2022 r., gdy menedżer był już na nogach. Proces rusza teraz. Wcześniej sąd polecił mediacje.

W ciągu ostatnich miesięcy, przy wsparciu Polskiego Centrum Mediacji, odbyły się trzy spotkania, w tym dwa nieformalne. Jak poinformowały nas obie strony, dyskusje nie przyniosły jednak efektów.

- Mediacje się zakończyły, a ich przebieg objęty jest poufnością, więc nie mogę ich komentować. Mogę się jednak odnieść do wypowiedzi medialnych obrońcy Cezarego Kucharskiego, który informując publicznie o mediacjach, domagał się łączenia w tych rozmowach dwóch niezależnych spraw: karnej i cywilnej. Mediacje miały jednak dotyczyć sprawy karnej, w której Cezary Kucharski jest oskarżonym, dlatego łatwo się domyślić, że pola do rozmów w rzeczywistości nie było - mówi Sport.pl pełnomocnik Roberta i Anny Lewandowskich, profesor Tomasz Siemiątkowski.

Sprawa cywilna, o której wspomina prof. Siemiątkowski to proces wytoczony przez Kucharskiego spółce RL Management i Annie Lewandowskiej dotyczący "kompensacji szkody udziałowej", która powstała, ponieważ - zdaniem Kucharskiego - "pozwani doprowadzili do znacznego uszczuplenia środków spółki, bez podstaw prawnych". Tam Kucharski w ramach rozliczeń starych biznesów domaga się od Lewandowskiego 39 mln złotych.

Jak ustaliliśmy, jeszcze przed grudniowo-styczniowymi mediacjami, latem 2022 r., do przebywającego w Hiszpanii Kucharskiego, poleciała jedna z osób z otoczenia Lewandowskich. Próbowała wybadać, na jakich zasadach może dojść do porozumienia między stronami. Rozmowy zakończyły się sporymi rozbieżnościami w kwestiach finansowych. Nic z nich nie wyszło.

Teraz kolejnym miejscem rozmów dla dwóch stron będzie już tylko sala Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia. Co może wydarzyć się w najbliższym czasie?

Przeprawa z autentycznością nagrania

W akcie oskarżenia najpoważniejszymi zarzutami są szantażowanie Lewandowskiego i ujawnienie tajemnicy służbowej, tj. kontraktów reklamowych, piłkarskich i zeznań podatkowych. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności.

"Podstawą dowodową (…) były zeznania pokrzywdzonego piłkarza, wzmocnione zeznaniami świadków, którzy uzyskali wiedzę o działaniach Cezarego K., ale przede wszystkim - zapis bezpośrednich rozmów, jakie przeprowadzili podejrzany i pokrzywdzony" - napisała prokuratura w akcie oskarżenia.

Około 200 minut rozmów zarejestrowanych było przez Lewandowskiego w czasie trzech dyskusji z menedżerem: przez telefon w lutym 2018 roku, we wrześniu roku 2019 z hotelu Kempinski w Monachium oraz w styczniu 2020 r. w restauracji Baczewski w Warszawie. Obszerny stenogram z tej, jak się wydaje, kluczowej rozmowy, przedstawialiśmy na Sport.pl. To w tej ostatniej konwersacji pada kwota 20 mln euro. "Tyle jest jakby warty, myślę, twój spokój (…) za to, że będę krył do końca życia, że jesteście ty i twoja żona oszustami podatkowymi" - powiedział Kucharski.

Obrońcy Kucharskiego od początku sprawy mają zastrzeżenia do nagrania. Po pierwsze dlatego, że prokuratura długo korzystała z kopii, którą przekazał piłkarz. Dopiero po kilku miesiącach śledczy dostali cztery telefony (którymi dokonano nagrania) oraz laptopa i pendrive'a, które prawdopodobnie służyły do przechowywania nagranych plików.

- Z ustaleń biegłego wynika, że nagrania rozmów, których oględzin dokonał prokurator na początkowym etapie śledztwa, są identyczne z materiałami zapisanymi w pamięciach przebadanych telefonów (oryginalne nośniki, na których dokonano nagrań). Z opinii biegłego wynika jednoznacznie, że zarejestrowane utwory, a tym samym treści rozmów, nie zostały poddane żadnym modyfikacjom - wytrąca ten argument Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie.

Z nagrań z telefonów prokuratura zrobiła swoje kopie (kopie binarne, najwierniejsza możliwa kopia). Jak usłyszeliśmy cały sprzęt, którym rejestrowano rozmowy, też jest zabezpieczony i będzie do dyspozycji sądu.

Plikiem audio dalej zajmowali się specjaliści. Zlecone przez prokuraturę badanie biegłego z zakresu informatyki i teleinformatyki zostało zakwestionowane przez prawników Kucharskiego, bo ci uważali, że nagraniem powinien zająć się biegły z zakresu fonoskopii.

Analiza przydźwięku sieciowego, czyli wyższa szkoła badania

Po jakimś czasie prokuratura zleciła jednak także badanie fonoskopijne. Jak przekazuje nam Saduś, przeprowadził je biegły z Laboratorium Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. - Wskazał, że nie ustalono występowania w nagraniach żadnych śladów montażu - dodaje. 

Sprawa pliku trochę jednak zajęła i jak usłyszeliśmy nieoficjalnie, że były z tą oceną pewne perypetie. Jeden z biegłych miał zakomunikować, że aby się kategorycznie wypowiedzieć w sprawie autentyczności nagrań, trzeba przeprowadzić tzw. analizę przydźwięku sieciowego (z ang. electric network frequency). Polega ona na analizie zawartego w nagraniu dowodowym sygnału (wytwarzanego przez prąd), który może ulegać rejestracji równolegle z właściwym zdarzeniem akustycznym. Podobnie problemy w tym temacie pojawiły się też w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Lublinie.

- Biegli uznali, że ujawniony sygnał prądu elektrycznego nie nadaje się do celów stwierdzenia autentyczności dowodowych nagrań. Nagrania należy jednak rozpatrywać jako autentyczne - przekazał nam Saduś. - Prokurator uznał powyższy materiał za wystarczający - dodał. 

Obrońcy dysponowali tylko zwykłą kopią nagrania, ale też starali się je "prześwietlić". Analizę fonoskopijną wykonał dla nich jeden ze specjalistów z Krakowa. To jego wnioski zamieścił na wrzuconym niedawno na Twitterze dokumencie Cezary Kucharski. "Ingerowano we wszystkie fragmenty, poprzez edycję wycinanie, skracanie, pozbawianie ciągu zdarzenia akustycznego, a niewykluczone, że również łączenie fragmentów, w celu uzyskania dłuższego zapisu, co pozbawia te pliki znamion autentyczności" - czytamy w jego opinii. Tu zatem każda ze stron ma swoje ekspertyzy.

- Cezary Kucharski od dawna próbuje medialnie podważyć autentyczność nagrań oraz odwrócić uwagę od obszernego materiału dowodowego. Dlatego po raz kolejny publikuje fragmenty opinii przygotowanej na jego zlecenie, próbując wytworzyć wrażenie, że pojawiają się jakieś nowe informacje na poparcie jego głównej linii obrony. Tak jednak nie jest. W akcie oskarżenia prokuratura powołuje się na trzy niezależne ekspertyzy potwierdzające autentyczność nagrań oraz brak jakiejkolwiek ingerencji w nie – przekazuje nam prof. Tomasz Siemiątkowski.

Co zrobi sąd w sprawie nagrań? Decyzja możliwa w czwartek

Strona Kucharskiego podkreśla, że logiczne jest, by sprawę zacząć badać właśnie od wątku nagrań.

- Wnosiłem m.in. o to, aby sąd najpierw zajął się ustaleniem autentyczności nagrań. To jest szczególna sprawa - o wypowiedziane słowa i zdania. Dlatego uważam, że nagrania tych słów, a konkretnie potwierdzenie autentyczności ich zapisu jest kluczowe. To będzie ważne, jeśli oczywiście nagranie jest autentyczne, bo w innym przypadku trudno się nim zajmować – po prostu powinny trafić do kosza - mówi nam broniący Kucharskiego mecenas Krzysztof Ways.

Między słowami liczy na to, że sąd w czwartek plikom źródłowym będzie chciał przyjrzeć się baczniej, oczami kolejnych ekspertów. Jeśliby tak się stało, byłby to dobry sygnał dla strony Kucharskiego. Jeśli sąd uzna jednak, że do opinii biegłych prokuratury nie ma zastrzeżeń, zadowolona będzie strona Lewandowskiego. - Do sądu będzie należała decyzja, czy będzie zlecał dodatkowe ekspertyzy. Jestem spokojny, bo nagrania są oczywiście autentyczne – zapewnia profesor Siemiątkowski.

Klucz do procesu może leżeć gdzie indziej - w zeznaniach obu stron, ich świadków i interpretacji historii. Dla Lewandowskiego jest ona szantażem, a dla Kucharskiego "przedłużeniem" negocjacji prowadzonych przez pełnomocników od kilkunastu miesięcy w sprawie rozliczenia jego wyjścia ze spółki. Pewne jest, że sprawa będzie głośna, tym bardziej że na kolejnych rozprawach spodziewani są jej główni aktorzy.

- Dobrze, że jako obrońcy Kucharskiego będziemy mieli możliwość przesłuchania przed sądem Roberta Lewandowskiego i jego żony, ale też pozostałych osób wymienionych w akcie oskarżenia. Oczywiście w dogodnych dla wszystkich terminach, wyznaczonych przez sąd. Taka była przynajmniej deklaracja pełnomocnika Roberta Lewandowskiego - mówi nam Ways. Na pierwszej rozprawie ma być tylko Kucharski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.