Piątoligowcy nie dali się wyrzucić z Pucharu Anglii, choć gol z 95.minuty rozwiał marzenia

Niewiele brakowało, a w czwartej rundzie FA Cup doszłoby do wielkiej sensacji. Dzięki bramce w 95 minucie meczu drużyna Sheffield United zdołało zremisować mecz z piątoligowym Wrexhamem, broniąc się przed kompromitacją.

Puchar Anglii to nie tylko najstarsze rozgrywki piłkarskie na świecie, ale także szansa dla mniejszych klubów z Wysp Brytyjskich na pokazanie się większej grupie kibiców, choćby poprzez napsucie krwi znacznie silniejszym i wyżej notowanym rywalom. Niewiele brakowało, a swoją ogromną szansę wykorzystałby walijski Wrexham, któremu zabrakło około dwóch minut skutecznej obrony do wyrzucenia z rozgrywek Sheffield United.

Zobacz wideo Santos: Polska należy do czołówki światowej. Ma wspaniałych piłkarzy

Początek zgodnie z planem

Jeszcze na samym początku spotkania wydawało się, że mecz we Wrexham nie będzie miał wielkiej historii. Już w drugiej minucie spotkania, bramkę zdobyli goście, a jej strzelcem był Oliver McBurnie. Można było się więc spodziewać dość łatwej przeprawy wicelidera Championship, z każdym tygodniem będącego coraz bliżej powrotu do Premier League.

Dalsza część spotkania pokazała jednak, że piłkarze zespołu kupionego w 2020 roku przez dwóch znanych aktorów, Ryana Reynoldsa i Roba McElhenney'a, nie zamierzają się poddawać. Jeszcze w pierwszej połowie Walijczycy bliscy byli wyrównania, ku uciesze tysięcy fanów, zgromadzonych na trybunach Racecourse Ground.

Mateusz KowalskiWielki talent opuści Polskę? Duży zastrzyk gotówki dla klubu. Ponad milion euro

Powrót do gry

Do przełamania doszło na początku drugiej połowy, gdy zamieszanie w polu karnym, spowodowane długim wrzutem z autu, wykorzystał James Jones. Od tej pory, temperatura meczu wyraźnie się podniosła, a piłkarze piątoligowca wyraźnie uwierzyli w możliwość wygranej.

Co ważne, wraz ze swoimi piłkarzami, nadzieję na sprawienie ogromnej sensacji był też jeden z właścicieli klubu, Ryan Reynolds. Kanadyjski aktor, który oglądał mecz z trybun, nie krył zadowolenia z postawy swoich zawodników, którzy zostawiali na boisku bardzo dużo serca.

Szaleństwo na przebudowywanym stadionie w nieco ponad 40-tysięcznym mieście na dobre rozpoczęło się 11 minut później. Gdy do końca regulaminowego czasu gry zostało niecałe pół godziny, wynik na 2:1 dla gospodarzy podwyższył Thomas O'Connor. Wtedy też drużyna Sheffield United znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, która wymusiła na nich jeszcze większe zaangażowanie.

Britain Soccer Premier LeagueKolejny cios w Liverpool. Kryzys zespołu Kloppa się pogłębia

Na odpowiedź faworytów nie trzeba było długo czekać. Cztery minuty później, do siatki gospodarzy trafił dośiwadczony Oliver Norwood, Środkowy pomocnik, mający na swoim koncie 70 występów w Premier League, pokazał kolegom, że zwycięstwo jest jeszcze możliwe i należy się o nie postarać w ostatnich dwudziestu minutach.

Dość nieoczekiwanie, w 71 minucie meczu, bardzo ryzykowną decyzję podjął się sędzia spotkania, Dean Whitehouse. Doświadczony arbiter, widząc starcie Daniela Jebbisona z Benem Tozerem, postanowił ukarać tego pierwszego czerwoną kartką, osłabiając zespół gości w kluczowym momencie spotkania. Było to o tyle zaskakujące, że do teraz kibice nie mogą doszukać się powodu odesłania młodego napastnika Sheffield do szatni.

Szaleństwo w końcówce

Grając w przewadze, piłkarze Wrehamu ponownie poczuli krew i zaczęli szukać swoich wielkich szans. Jedną z nich, w 86 minucie meczu, wykorzystał Paul Mullin, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie 3:2. Wówczas wydawało się, że jesteśmy świadkami gigantycznej sensacji, która zostanie znakomicie udokumentowana w serialu Netflixa o walijskim zespole. 

Italy Soccer Serie AWłoska prasa bezlitosna. "Juve sięgnęło dna". Ale Szczęsnego oszczędzają

Gdy wydawało się, że piłkarze Sheffield United nie mają już żadnych szans, goście niespodziewanie wykorzystali stały fragment gry, zamieniając go na bramkę. Stało się to w 95 minucie meczu, a autorem bramki był John Egan. Gdy gra została wznowiona, żadna ze stron nie miała już możliwości poszukania sytuacji bramkowej, co oznacza, że dojdzie do powtórki spotkania na stadionie w Sheffield.

Po meczu warto spojrzeć na statystyki. Choć Wrexham ostatecznie nie dopiął swego, jego gra mogła się bardzo podobać. Walijczycy oddali 5 strzałów więcej od rywali oraz minimalnie częściej utrzymywali się przy piłce. Gigantyczną przewagę gospodarzy wskazuje za to podsumowanie expected goals, w którym piłkarze Ryana Reynoldsa byli lepsi w stosunku 3,45 - 0,91. Oznacza to, że w powtórce, piątoligowiec wcale nie musi być na straconej pozycji.

Więcej o: