"Saudyjczycy kupili złotą rybkę, ale zapomnieli załatwić akwarium". Absurdy transferu Ronaldo

Kacper Sosnowski
Gra na najwyższym poziomie, godne pożegnanie i Liga Mistrzów - tego pragnął Cristiano Ronaldo. Dostał, co chciał, ale w azjatyckim wydaniu. Portugalczyk zagra więc na stadionie rozmiarów obiektu w Białymstoku, będzie strzelał gole w najlepszej drużynie ligi, której nikt w Europie nie ogląda i ucieszy perspektywą sukcesu w egzotycznej Champions League. Wszystko, co czeka Ronaldo w Al-Nassr jest tak absurdalne, jak sam transfer.

- Chcę skończyć karierę na najwyższym poziomie. Chcę żegnać się z godnością, a więc w dobrym klubie. Nie w Stanach Zjednoczonych, Katarze czy Dubaju. To nie znaczy, że gra tam jest zła, ale nie widzę tam siebie - mówił Cristiano Ronaldo w 2015 roku. Tezy te powtarzał zresztą w wywiadzie z Piersem Morganem, udzielonym tuż przed mundialem. 

- Mam wrażenie, że gdyby chodziło tylko o pieniądze, byłbyś już w Arabii Saudyjskiej, zarabiając królewską pensję. To nie jest to, co cię motywuje, bo ty chcesz utrzymać się na szczycie - dopytywał Morgan. - Dokładnie - odparł mu Portugalczyk. Jak niewiele trzeba, by przeliczyć się w opowiadaniu o sobie i swych planach i przedefiniować znaczenie słowa "szczyt", przekonaliśmy się w kolejnym miesiącu.  

Zobacz wideo Trener wygnał zawodnika z boiska

Siedział w święta i oglądał ligę saudyjską. "Jest silna"

Pod koniec grudnia Ronaldo był już bowiem graczem Al-Nassr. Nazwa klubu stała się wtedy jedną z najczęściej wpisywanych drużyn w wyszukiwarki niemal na całym świecie. "Skąd jest" lub "co to za liga" sprawdzali internauci. Ronaldo zapewne kilka rzeczy też musiał sprawdzić sobie wcześniej. Na konferencji prasowej w Rijadzie, już jako zawodnik Al Nassr brylował wiedzą. - Tutejsza liga jest bardzo wyrównana i silna. Ludzie tego nie wiedzą, ale ja wiem, bo obejrzałem sporo meczów - zapewniał.

- On nigdy w życiu nie oglądał ani jednego meczu ligi saudyjskiej - zareagował były piłkarz Liverpoolu Jose Enrique. Nie mógł uwierzyć w to, że Ronaldo w czasie mundialu lub w okresie świat, gdy prowadzono transferowe rozmowy, śledził starcie na szczycie Al-Nassr z Al-Hilal czy odtwarzał sobie jesienną wymianę ciosów z Damac FC.  

W obliczu tak dobrej dokumentacji i odrobionego zadania domowego Ronaldo można wybaczyć też drobną pomyłkę na tej samej konferencji. Zawodnik stwierdził wtedy, że transfer do Republiki Południowej Afryki nie oznacza końca jego kariery. Zapewne powiedzenie "South Africa" zamiast "Saudi Arabi" było przejęzyczeniem, choć przy chwaleniu nowego pracodawcy, którego jak przekonywał dobrze poznał, zabrzmiało to komicznie.  

Do Arabii, by pomóc piłkarkom

Dlaczego Ronaldo trafił do ligi Arabii Saudyjskiej? Punktując jego argumenty: bo w Europie wygrał już wszystko, bo czas na nowe wyzwania w niedocenianej lidze, bo chce zmienić postrzeganie arabskiej piłki i samego kraju oraz, co zacytujemy dosłownie, "chodzi też o pomoc dla kobiecego futbolu, który w Arabii Saudyjskiej bardzo się rozwija". Wśród tych najważniejszych argumentów sprawa znaczenia kontraktu na 200 mln euro za sezon, delikatnie się rozpłynęła. "Kontrakt jest wyjątkowy, ale jestem wyjątkowym zawodnikiem" - oznajmił. Ronaldo podkreślał, że chce grać, bo to sprawia mu przyjemność, a decyzję dotyczącą transferu podjął po dokładnej analizie, bo przecież kolejka do niego była spora. Zdradził, że miał oferty z Europy, ale też z Brazylii, Australii, USA i ojczystej Portugalii. Zapewne po części tak było, choć najciekawszego się nie dowiedzieliśmy. Jakie kluby mogły zgłosić się po Portugalczyka? Ujawnił się jeden. Prezes brazylijskiego Corinthians Paulista przyznał w niedawnym wywiadzie, że złożył zawodnikowi propozycję i zaproponował kontrakt porównywalny do tego, który miał w Manchesterze United, ale była to oferta 20-krotnie gorsza od propozycji Saudyjczyków.

Tak wygląda pieśń o własnym sukcesie od strony Ronaldo. A jak mogła wyglądać naprawdę? Można się domyślać, przypominając pewne fakty i doniesienia mediów. W ostatnim czasie Portugalczyk najlepsze mecze w Europie mógł oglądać co najwyższej z perspektywy trybun lub ławki. W Manchesterze w tym sezonie był rezerwowym, wchodził na końcówki spotkań. W 10 meczach strzelił jednego gola. Nie przyjmował do siebie, że on wielki Ronaldo, może być tylko rezerwowym. Pokłócił się z trenerem, Erikiem ten Hagiem, a jego rozgoryczenie tylko się powiększało. Jeszcze przed początkiem sezonu Ronaldo był zdenerwowany, że zajął tylko 6. miejsce w Premier League i zabraknie go w Lidze Mistrzów. Pierwszy raz od 19 lat. A to przecież jego rozgrywki, których jest najskuteczniejszym piłkarzem (141 goli), siedmiokrotnym królem strzelców i rekordzistą kilku innych kategorii. W wakacje Ronaldo miał nadzieję, że zmieni klub i w Champions League ostatecznie zagra, że propozycje będą sypać się z każdej strony. I co? Żadna z najmocniejszych ekip albo zwyczajnie 37-latka nie chciała, albo omijała go, ze względu na wygórowany kontrakt. To musiał być pierwszy smutny moment dla Ronaldo, który zdał sobie sprawę, że w jego futbolowym świecie zachodzi poważna zmiana, że na razie nie będzie mu dane błyszczeć wśród najlepszych. Potem przyszedł mundial i zrobiło się jeszcze gorzej. Szansa na to, by pokazać wszystkim niedowiarkom swoją siłę i w zimowym okienku transferowym wrócić do elity, została zaprzepaszczona. Tu też zły był świat dookoła niego. Po fazie grupowej CR7 stał się rezerwowym kadry. W jego odczuciu trener Fernando Santos mylił się tak samo jak szkoleniowiec United. W dodatku Portugalia zakończyła mundialową przygodę na ćwierćfinale i porażce z Marokiem.  

"Duży ciężar dla każdego"

Ronaldo w piłkarski niebyt zepchnął się sam, również swoim zachowaniem. Portugalska "A Bola" informowała nawet, że napastnik chciał spakować manatki i opuścić kadrę, gdy dowiedział się, że będzie rezerwowym w fazie play-off mundialu. "Zagroził odejściem" przekazywali dziennikarze. Taka postawa nie była zaskakująca. Trener Erik ten Hag dwa razy w tym sezonie obserwował jak jego podopieczny zdenerwowany drugoplanową rolą, uciekał z meczu Manchesteru jeszcze przed ostatnim gwizdkiem. Podczas sparingowego starcia z Rayo Vallecano w drugiej połowie był już poza stadionem. Nie dotrwał też do końca ligowego starcia w Tottenhamem. Co jeszcze bardziej absurdalne, odmówił wyjścia na boisko. Dostał wtedy potężną karę finansową i został przeniesiony do rezerw. To po tej sytuacji udzielił wspominanego już wywiadu Piersowi Morganowi, w którym uderzył w klub, wyliczając, że ten od kilkunastu lat nie poczynił żadnych postępów, że do obecnego szkoleniowca "nie ma szacunku, bo ten też go nie szanuje", a poprzedni trener "nie był nawet trenerem" Dostało się też młodszym kolegom. A on? On z dziesiątek ofert wybrał przecież Manchester - swój były klub i chciał go wprowadzić na szczyt. Wszyscy w tym jednak przeszkadzali. To była brzydka medialna gra, by szybko rozstać się z klubem za porozumieniem stron. Dziwne jest jednak to, że ktoś nie uświadomił Portugalczykowi, że tę brudną grą strzela sobie w stopę. Publicznie cały ten cyrk skomentował potem m.in. Fabio Capello. 

- To, co Ronaldo osiągnął w karierze, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Teraz stał się arogancki, kręcił się w kółko, żeby ktoś go przygarnął i nie znalazł nikogo, kto by w niego uwierzył. Byłby dużym ciężarem dla każdego zespołu, który by go pozyskał - powiedział były selekcjoner kadry Włoch. Z tym kręceniem się po Europie też było coś na rzeczy. CR7 poprosił nawet władze Realu, by te zgodziły się na jego treningi w ośrodku treningowym w Valdebebas. Może Portugalczyk liczył na coś więcej? Gdy pod koniec grudnia okazało się, że Capello sytuację europejskiej niechęci wobec Portugalczyka zdiagnozował prawidłowo, jedynym wyjściem pozostało powalczenie o rekordowy kontrakt na Półwyspie Arabskim, z którym w pakiecie szło uwielbienie tamtejszych fanów i działaczy.  

Wzór, który uderzył kibica i zwiał z meczu

W sytuacji intryg knutych przez napastnika i jego postawy względem szkoleniowców czy samego Manchesteru United mocno ironicznie brzmiały słowa prezesa Al-Nassr, że Ronaldo "jest wzorem do naśladowania dla wszystkich sportowców i młodzieży na całym świecie". W ostatnim czasie Ronaldo był raczej symbolem nie tylko buty, ale wręcz arogancji, rozchwiania emocjonalnego, rozdmuchanego ego, a może nawet chamstwa. Być może w arabskim świecie, nieznoszącym sprzeciwu, załatwiającym wszystko mocą pieniądza i narzucania własnych zasad Ronaldo świetnie się odnajdzie. Tu będzie słyszał tylko brawa, nikt nie zada mu niewygodnych pytań, bo nawet jego pierwsza konferencja z dziennikarzami miała charakter słuchowiska, a nie wymiany zdań. Tu każdy zdobyty gol na stadionie, nawet z drużynami, których poza Arabią prawie nikt nie zna, będzie przyjmowany jak trafienie w finale Euro. Co z tego, że Ronaldo będzie grał na obiekcie wielkością porównywalnym do stadionu w Białymstoku (nawet trochę podobnym przez kolor krzesełek), bo na King Saud University Stadium może wejść 24 tysiące fanów. Santiago Bernabeu (81 tys. miejsc) czy Old Trafford (76 tys.) będą coraz dalszym wspomnieniem.

Podobnie jak gra z najlepszymi pomocnikami czy napastnikami na świecie. Tercet Benzema, Bale, Cristiano czy wymiany z Moratą i Cuadrado, a nawet gra z Sancho, Rashfordem czy Matą teraz będą zastąpione przez akcje prowadzone z Al Najeim (Arabia Saudyjska) czy Jaloliddinim Masharipovem (Uzbekistan). Przed Ronaldo też nowe wyzwania, ale przez najbliższe lata niektórych rekordów nie będzie dało się pobić. Chyba że ambitny Portugalczyk zostanie w klubie co najmniej kilka lat. Taka kilkuletnia gra w lidze arabskiej może być nagrodzona m.in. zdobyciem największej liczby goli w historii Saudi Pro League (obecnie to 189) lub największej liczby trafień w historii azjatyckiej Ligi Mistrzów (43), jeśli Al Nassr do niej awansuje. Nieco prostsze będą do pobicia sezonowe rekordy tych rozgrywek. Ten ligowy wynosi 34 bramki, w AFC trzeba zdobyć 13 goli. Przypomnijmy, że Ronaldo ma kontrakt na 2,5 roku. Ligowych goli Portugalczyka na Starym Kontynencie nikt oklaskiwał nie będzie, bo europejscy nadawcy telewizyjni nie mają w swej ofercie Saudi Pro League. Nieco lepsza jest dostępność tamtejszej Ligi Mistrzów. 

Aby bić rekordy, trzeba jednak grać. Na razie u Saudyjczyków, tak jak w Manchesterze, też jest z tym problem. To kolejny absurd, bo Ronaldo chyba sam nie wiedział, że na razie na występy nie ma szans - Oczekuje, że będę grał i to już jutro - mówił przecież na swej pierwszej konferencji. Tymczasem piłkarz został zawieszony na dwa mecze jeszcze w Premier League za uderzenie kibica Evertonu (a propos wzorców dla saudyjskiej młodzieży). Kara ta obowiązuje nawet po transferze. To dobrze, bo Al-Nassr na razie i tak było w kropce. Przekroczyło limit obcokrajowców w kadrze, przez co nie mogło zarejestrować swej gwiazdy. Władze klubu musiały zatem myśleć o sprzedaży któregoś z piłkarzy lub rozwiązaniu jakiegoś kontraktu. Stanęło na tym drugim. Nawet jeśli w grudniu wszystko działo się szybko, to cała sprawa nie wyglądała poważnie. Trochę tak jakby Saudyjczycy kupili złotą rybkę, ale zapomnieli załatwić dla niej akwarium. 

Inną wersję braku możliwości gry Ronaldo podał dziennikarz śledczy Romain Molina. Jego zdaniem Al- Nassr nie mogło zarejestrować nowych piłkarzy przez sankcje FIFA nałożone z powodu klubowych długów. Długi ponoć szybko zniknęły, ale wciąż nie jest pewne, kiedy Portugalczyk będzie mógł wybiec na boisko. Możliwe, że 22 stycznia. Trybuny i ławka rezerwowych w Rijadzie jest jednak dość wygodna. Tam czuć, że się siedzi na pieniądzach.

Więcej o: