Trwają intensywne poszukiwania nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Na medialnej liście potencjalnych kandydatów są nazwiska trenerów z Polski i zagranicy. W tym drugim przypadku są to trenerzy, którzy do niedawna pracowali w reprezentacjach z najwyższej półki w Europie. Jak się okazuje, na giełdzie nazwisk pojawił się sam... Fernando Santos.
Fernando Santos ostatnie osiem lat pracował z kadrą Portugalii. Wywalczył z nią mistrzostwo Europy w 2016 r., a w 2019 r. wygrał pierwszą edycję Ligi Narodów. Na mundialu w Katarze doszedł z Portugalczykami do ćwierćfinału. Choć nie zawsze za jego kadencji Portugalia grała ofensywnie i atrakcyjnie, to wciąż liczyła się na Starym Kontynencie.
Portugalczyk ma też za sobą pracę z kadrą Grecji, z którą osiągnął 1/8 finału podczas mistrzostw świata w Brazylii w 2014 r. W swojej pracy Santos otwierał się na nowych, młodych i interesujących piłkarzy, choć starał się nie naruszać trzonu drużyny, korzystając tutaj przez lata z tych samych piłkarzy.
Roman Kołtoń i Marcin Lepa analizowali na kanale Prawda Futbolu każdego potencjalnego kandydata. Zdaniem drugiego z dziennikarzy Santos mógłby trafić pod obserwację PZPN pod kątem możliwego zatrudnienia.
- Bardzo ciekawe nazwisko, które dla mnie jest trochę nazwiskiem z gatunku Leo Beenhakkera, czyli Fernando Santos, były selekcjoner reprezentacji Portugalii i Grecji. Człowiek, który swego czasu podjął się wyzwania z inną reprezentacją z trochę mniejszym potencjałem. On dzisiaj jest bardzo doświadczony - powiedział dziennikarz Polsatu Sport.
Według Lepy kluczowe będzie podejście nowego selekcjonera do Roberta Lewandowskiego i Santos powinien poradzić sobie na tym polu, skoro tyle czasu dobrze współpracował z Cristiano Ronaldo. - Miał w swojej reprezentacji [Portugalii] gigantycznego piłkarza, absolutnego lidera, potrafił sobie z nim poradzić, poukładać zespół pod tego zawodnika - ocenił.
Santos miał zarabiać w kadrze Portugalii nawet 2 mln euro rocznie. PZPN miał zadeklarować, że będzie w stanie zaoferować znacznie więcej, niż dostawał Michniewicz. Mówiło się o pensji w wysokości nawet 2,5 mln euro za rok pracy.