Kilka lat temu rzecznik dyscyplinarny PZPN, po zakończeniu pierwszej części sezonu, napisał otwarty komunikat, który chętnie cytowały wszystkie media. Ostrzegał kluby organizujące zimowe zgrupowania poza granicami Polski, przed match-fixingiem, czyli ustawianiem wyników i przebiegu meczów piłkarskich. Właściwie podobny komunikat mógłby wydawać cyklicznie i prawdopodobnie niebawem znów to zrobi. Coroczne raporty Suspicious Betting Trends in Global Football, opracowywane przez firmy zajmujące się przetwarzaniem danych, konsekwentnie pokazują, że mecze towarzyskie są najbardziej narażone na oszustwa. W 2021 roku przeanalizowano 61 296 meczów, a 0,35 procent uznano za podejrzane. Przy meczach sparingowych zastrzeżenia pojawiły się już do 1,2 procent. Niewiele?
By lepiej zobrazować, jaki czas czeka piłkarskie kluby i kibiców, można też sięgnąć do raportu Erasmus+, współfinansowanego przez Unię Europejską i próbującego opisać korupcję w piłce na Starym Kontynencie. Dokument informuje, że w latach 2016-2020 podejrzanych było 250 meczów towarzyskich rozegranych w Europie. 44 procent z nich przypadało na styczeń i luty. Z tej statystyki wynika, że w najbliższych dwóch miesiącach ustawionych, czy też trzymając się formalności - uznanych za podejrzane - będzie kilkadziesiąt meczów piłkarskich. To i tak specyficzny sezon, bo z powodu zimowego mundialu w Katarze piłkarski kalendarz jest napięty i najmocniejsze ligi wznawiają rozgrywki już teraz. Zdecydowana większość europejskich drużyn, leci do cieplejszych krajów, trenuje i gra tam sparingi, które są wodą na młyn oszustów, ale i okazją na podreperowanie klubowych budżetów. Czasem sparingi rozgrywane były tylko po to, by prezesi, czy piłkarze dostali za nie dodatkowe pieniądze, płynące najczęściej od azjatyckiej mafii.
"Zbliżał się ważny mecz ligowy, ale właściciel kazał nam rozgrywać mecze towarzyskie, aby zarobić". "Będziemy grać mecze w sobotę lub niedzielę rano albo w środę, kiedy nie ma innych lig, wszystko pod Azję". To kilka anonimowych cytatów dla raportu Erasmus+, w którym przytaczano wypowiedzi graczy z Cypru, Grecji i Malty oraz z innych krajów europejskich. Dodatkowo w ankiecie, którą przeprowadzono wśród 800 graczy biorących udział w zimowych sparingach, ponad 13 procent piłkarzy stwierdziło, że grało w meczu towarzyskim, o którym wiedzieli, że został ustawiony. Rekordy ustawianych spotkań w ostatnich latach biła jednak Mołdawia i to również podczas spotkań o punkty. W Mołdawii pół najwyższej klasy rozgrywkowej funkcjonowało głównie dla ustawiania spotkań i zarabiania dziesiątków tysięcy dolarów, przez ich właścicieli i piłkarzy. Sprawę opisywaliśmy TU.
Ponieważ teraz zgodnie z tym, co w swych raportach przedstawia UEFA, po sezonach pandemii i w czasie kryzysu gospodarczego, kluby są szczególnie narażone na kłopoty finansowe, pokusa łatwego zysku, szczególnie dla tych mniejszych, może wydawać się jeszcze bardziej atrakcyjna. Zresztą ingerencję w wynik meczu, czy też meczowe zdarzenia można osiągnąć prostymi środkami, dzięki arbitrom. Kilka lat temu przekonała się o tym Pogoń Szczecin, która w rozgrywanym w Pafos sparingu z Astrą Giurgiu, nie dowierzała w trzy karne podyktowane przez arbitra. Obie drużyny zorientowały się, że coś jest nie tak i karne z premedytacją marnowały, strzelając daleko obok słupka lub podając piłkę do bramkarza. Kilka dni potem rumuńska "Gazeta Sporturilor" podała, że spotkanie znalazło się na liście podejrzanych meczów organizacji Federbet. Odnotowano w nim dwa podejrzanie duże zakłady. A sędziowie meczu, którymi mieli być Bułgarzy, okazali się Rumunami.
- Na spotkaniach z przedstawicielami UEFA wiele federacji sygnalizuje, by wywierać wpływ na te federacje, na których terenie te mecze się odbywają, które mogą najłatwiej przeciwdziałać procederowi match-fixingu - mówi nam Adam Gilarski, Rzecznik Dyscyplinarny PZPN. UEFA za każdym razem podkreśla, że nie ma na te mecze wpływu, nie ma możliwości nakładania sankcji, sprawdzania sędziów, przy ewentualnych nieprawidłowościach. To są prywatne wydarzenia sportowe, drużyny nie muszą nawet wypełniać żadnych protokołów. To poważny problem dotyczący obozów i sparingów w Turcji na Cyprze, ale też jak się ostatnio przekonaliśmy przy meczu towarzyskim U-21 w Chorwacji – dodaje Gilarski.
Przy meczu juniorów Polski i Turcji pewnymi zdarzeniami prawdopodobnie zajęli się sędziowie. Na azjatyckiej giełdzie zakładów postawiono wyjątkowo duże kwoty na dwa gole do przerwy. Przy prowadzeniu Polski 1:0, w ostatniej minucie spotkania sędzia podyktował bardzo kontrowersyjnego karnego. Ten nie został wykorzystany, ale arbiter nakazał jego powtórzenie, choć nie było do tego podstaw. Do przerwy wynik brzmiał 2:0, na czym solidnie wzbogaciło się kilku graczy obstawiających w Azji, a zapewne też sędziowie zawodów. Śledztwo w tej sprawie trwa.
Skoro azjatycka mafia mogła mieć wpływ na wynik sparingu poważnych reprezentacji młodzieżowych dwóch wielkich krajów, to co może dziać się w ciągu roku w 3 czy 4 tysiącach oferowanych zwykle przez bukmacherów meczów towarzyskich? Już niebawem polskie drużyny zaczną przygotowania do rundy wiosennej. Zdecydowana większość z klubów ekstraklasy oraz 1. ligi wybiera się do Turcji, każda zagra tam po kilka sparingów. Takimi wyjazdami często zajmują się pośrednicy, którzy organizują wszystko: zakwaterowanie, miejsce do treningów i mecze z rywalami, którzy też trenują w okolicy. Sprawami związanymi z zabezpieczeniem meczu czy zapewnieniem arbitrów, też zwykle nie trzeba się martwić. W oczekiwaniach kolejnych federacji pojawiają się głosy, że komercyjni operatorzy takich obozów powinni korzystać, z sędziów licencjonowanych i rekomendowanych przez FIFA lub że arbitrów będą zapewniać same federacje.
- Jest to rozwiązanie pożądane, zwłaszcza że w krajach, w których kluby mają obozy, odbywają się też zgrupowania sędziów. Nasi sędziowie z ekstraklasy czy 1. ligi co roku jeżdżą np. do Turcji, sędziują tam mecze, ale nie ekipom z Polski, bo kiedyś od tego odstąpiono. Było to pokłosiem polskiej afery korupcyjnej. Czy to jest dobre? Uważam, że gdyby nasi sędziowie sędziowali sparingi naszym klubom, większą byłaby ich odpowiedzialność, by zawody były poza podejrzeniami – komentuje nam Gilarski.
Jednak zimowe sparingi w ciepłych krajach i możliwości ich ustawiania nie są jedynymi problemami stojącymi przed polską piłką, o których ma w najbliższym czasie przypominać rzecznik dyscyplinarny PZPN. Związek na bieżąco dostaje informacje o podejrzanych spotkaniach rozgrywanych w naszym kraju. Sygnały o nich płyną od różnych firm zajmujących się analizą bukmacherskiego rynku m.in. Sportradaru.
- Zwykle w sezonie liczba takich meczów z nietypowymi zakładami bukmacherskimi w Polsce wynosi 6-8. Z tym że czasem trudno było takie nietypowe wydarzenia widoczne w zakładach dopasować do wydarzeń na boisku. Raz dostaliśmy sygnał, że w pierwszej połowie jednego meczu obstawiono duże kwoty na trzy gole. Tyle że w tym spotkaniu padły w tej połowie tylko dwie bramki. Czy coś było w tym meczu nie tak? Czy coś miało być ukartowane, ale nie wyszło? Można się tylko domyślać i gdybać, ale podejmować jakieś kroki prawne i karać dyscyplinarnie w takiej sytuacji nie sposób - mówi nam Gilarski. Jednocześnie przyznaje, że to, co działo się w ostatnim czasie, mocno go martwi. Portal TVP Sport w listopadzie opisał kilka meczów 3. ligi, podczas których doszło do zakładów na duże kwoty na rynkach azjatyckich, na dość niespodziewane zdarzenia, które w tych meczach nastąpiły. Sprawę opisywaliśmy TU. Okazuje się, że liczba takich podejrzanych meczów była większa.
- W tym sezonie liczba alertów dotyczących podejrzanych meczów w samej tylko 3. lidze wynosiła 15. Trzeba więc było podjąć zdecydowane działania. W trzech klubach argumenty dotyczące postawy niektórych piłkarzy w podejrzanych meczach były na tyle przekonujące, że kluby postanowiły rozwiązać z nimi kontrakty. Przy takim procederze i próbie oszukiwania przez graczy to kluby zawsze są głównymi poszkodowanymi, bo proces match-fixingu zwykle łączy się przegrywaniem takich meczów czy traceniem goli - mówi nam Gilarski.
Jak ustaliliśmy, te kluby to Concordia Elbląg, Cartusia 1923 Kartuzy i Odra Wodzisław Śląski. W ostatnich tygodniach w sumie rozwiązano umowy z 12 piłkarzami, 10 z nich było z zagranicy. To może być nie koniec sprawy, bo postępowania i sprawdzanie kolejnych wątków trwa. Być może piłkarzy, którzy musieli się ze swymi drużynami pożegnać z powodów dyscyplinarnych, było więcej, ale kluby takimi sprawami się nie chwalą.
- Oficjalnie rozwiązania kontraktów były tłumaczone różnymi powodami, ale myślę, że środowisko wie, że mogło tu chodzić o wpływanie na wyniki meczów - dodaje Gilarski.
Rzecznika dyscyplinarnego zapytaliśmy też o to, co PZPN może i będzie robił, by odstraszać środowisko piłkarskie od pokusy manipulowania i zarabiania na meczach u bukmacherów. Na zachodzie w niektórych federacjach funkcjonuje m.in. Red Button. Aplikacja na smartfony dostępna tylko dla profesjonalnych piłkarzy, która umożliwia im bezpieczne sygnalizowanie przypadków ustawiania meczów lub podejrzeń dotyczących danych spotkań.
- Ta aplikacja budzi pewne wątpliwości. Inne kraje, które stosują ją od wielu lat, wskazują, że jej użycie i zgłoszenia z niej płynące są jednostkowe. Chodzi o kraje, w których afery match-fixingowe miały miejsce, jak Szwecja, Belgia. To sprawia, że pod znakiem zapytania jest sens wdrażania tej aplikacji czy nakładania na kluby obowiązku korzystania z niej, tym bardziej że jej użytkowanie kosztuje - mówi nam Gilarski. - Oczywiście, my się na nią nie zamykamy. Jeśli wiosną w 3.lidze zetkniemy się z procederem manipulowania meczami, to być może pilotażowo taki program Red Button wprowadzimy, ale wieloletnią umowę z operatorem systemu trzeba dobrze rozważyć. My myślimy raczej, by kluby z niższych lig w ramach procesów licencyjnych musiały, wzorem Ekstraklasy, 1. i 2. ligi, przeprowadzać szkolenia przeciwdziałające zachowaniom korupcyjnym. Sami często słyszymy o niewiedzy graczy np. w zakresie zakazu gry u bukmacherów - zdradza Gilarski. Zresztą sygnalizowanie nieprawidłowości w meczach, ich badanie i co najważniejsze karanie, to trzy odrębne procesy. Z tym ostatnim jest największy problem.
Sportradar donosi, że w samej Europie rocznie odbywa się 300 podejrzanych spotkań, ale przez ostatnią dekadę tylko w 14 przypadkach sprawy zakończyły się prawomocnymi wyrokami sądów. Obstawiający w Azji w internecie, kryją się za kontami zakładanymi na inne osoby, zasłaniają zmianami adresów IP, używają kryptowalut i cieszą anonimowością. Narzędzia w ich rękach, jakimi są piłkarscy sędziowie czy piłkarze, jeśli nie zostaną złapani na gorącym uczynku, zwykle co do swych występów mają kilka wymówek: od gorszego dnia i pecha po zwykłe pomyłki.