Od 1667 roku Surinam był kolonią holenderską (z krótką przerwą na rządy Brytyjczyków), a niepodległość uzyskał w 1975 roku. Do tego państwa, położonego na północy Ameryki Południowej między Gujaną a Gujaną Francuską, udał się dziennikarz "The Athletic", żeby prześledzić losy słynnych holenderskich piłkarzy, którzy mają swoje korzenie w Surinamie. Pierwszy przykład? Clarence Seedorf. Wygrał Ligę Mistrzów z Ajaxem, Realem Madryt i AC Milan. Reprezentował także Holandię 87 razy w latach 1994-2008. Jego ojciec wyjechał do Holandii w poszukiwaniu lepszego życia. Nie on jeden. Mnóstwo obywateli Surinamu znało już język i ruszyło do Europy. W kraju panowały duże napięcia, a władzę sprawowało wojsko.
- Nie pochodziliśmy z bogatej rodziny – wyjaśnia Henry Seedorf, który jest wujkiem Clarence'a. - Byliśmy z niższych klas. Mój ojciec zajmował się wszystkim, od prac rolniczych po sprzedaż owoców. Ma pięciu braci i cztery siostry. Graliśmy razem w piłkę nożną na ulicy, piłkami, które zrobiliśmy sami z plastiku, czasem piłką tenisową. Pamiętam, jak moja siostra przeprowadziła się do Holandii i jednym z jej pierwszych prezentów, jakie mi przysłała, była porządna piłka. To był bardzo ekscytujący moment – opowiada.
Clarence Seedorf nie może pamiętać Surinamu, bo w wieku dwóch lat razem z matką wyjechał do Holandii, żeby dołączyć do ojca. To tylko jedno z wielkich nazwisk światowej piłki, które można umieścić na liście piłkarzy pochodzących z Surinamu. Do tego dochodzą jeszcze Franck Rijkaard (jego ojciec sam grał w Suriname) oraz Ruud Gullit, którego ojciec był członkiem tamtejszego związku piłki nożnej. Wszyscy reprezentowali Holandię, co jest zrozumiałe, ale nawet gdyby chcieli reprezentować małe państewko w Ameryce Południowej, to nie mogli tego zrobić. Tamtejsze prawo zabroniło emigrantom reprezentować kraj. Teraz Henry zarzeka się, że Seedorf reprezentowałby Surinam. – Trudno jest powiedzieć "tak" lub "nie". Ale myślę, że wybrałby Surinam. Ze względu na mentalność, w sensie bycia dumnym z pochodzenia – powiedział. I dodał, że nigdy się o to nie pytał.
Pierwsze pokolenie piłkarzy z Surinamu na holenderskiej ziemi nie miało łatwo. Musiało się stykać z rasistowskimi uwagami. Tak było w przypadku Gullita. Był on trenowany przez Thijsa Libregtsa, który już wcześniej był oskarżany o rasizm wobec piłkarza. - W piłce nożnej są czarni, wysocy, niscy i niektórzy w okularach. To normalne, że masz przezwiska, mówisz: "OK, 'Blackie', w takim razie kopnij piłkę". A potem trochę porozmawialiśmy i powiedziałem: "Blackie musi więcej biegać, bo jest trochę leniwy". I zapisali: "Trener powiedział, że wszyscy czarni są leniwi". A potem poszło – tłumaczył trener.
Kto jeszcze zalicza się do pierwszego pokolenia gwiazd z Surinamu? Edgar Davids i Patrick Kluivert. Czarnoskórzy gracze w holenderskiej drużynie w latach 90. stali się znani jako "Załoga Surinamu". - Mogę sobie wyobrazić tutaj, w Surinamie, że przyjęcie kogoś z innym pochodzeniem wymagałoby czasu. Tak więc w Europie pierwsze pokolenie musiało sobie radzić z tym zjawiskiem akceptacji. Ale patrzę na to pozytywnie. Niekoniecznie negatywne. Oczywiście są ludzie, którzy nie mają dobrych intencji – mówi Henry. Mówiąc o złych intencjach, ma na myśli na przykład media, które miały robić problem z tego, że gracze surinamskiego pochodzenia spędzali czas ze sobą i jedli typowe dla Surinamczyków jedzenie. – Niektórzy mówili o tym, jakby to był spisek – przyznaje Henry.
Seedorf, Kluivert i Davids nie zapominają o swoich korzeniach. Wręcz przeciwnie. Przyjeżdżają czasami do Surinamu na wakacje. Pojawiali się też na meczach gwiazd i zbierali w ten sposób fundusze dla niektórych obszarów kraju. Kraju, który, jak łatwo się domyślić, jest biedny. Gospodarka kraju została na dodatek dotknięta pandemią koronawirusa. W społeczeństwo uderzyła inflacja i bezrobocie. Clarence Seedorf jest jedną z osób, które zainwestowała w kraju. Wybudował stadion, który nosi jego nazwisko. - Muszą istnieć udogodnienia, aby przyciągnąć dzieci z ulicy. Mieliśmy program, w którym mieliśmy około tysiąca dzieci. Zapewnił sprzęt, transport, wszystko. Chodziło o zaszczepienie w młodych ludziach uniwersalnych wartości – tłumaczy Henry.
Surinam ma swoją reprezentację i związek piłki nożnej. Nie ma za to zawodowej ligi. Ale chce ją stworzyć i wzmocnić kadrę. Surinamczycy szukają piłkarzy o korzeniach z tego kraju, żeby dołączyć ich do drużyny narodowej. I to przynosi efekty. Nigel Hasselbaink urodził się w Holandii, ale zanotował już dziewięć występów w Surinamie. Jednak według "Transfermarkt" od lipca 2021 roku pozostaje bez klubu. 12 meczów w kadrze zagrał 36-letni Ryan Donk, który aktualnie broni barw Kasimpasy w tureckiej ekstraklasie. A CV ma całkiem ciekawe – Galatasaray, Real Betis, Club Brugge, AZ Alkmaar, West Browich Albion. I do tego holenderska młodzieżówka. "Grupa zwiadowcza zajmująca się konsultacjami pracuje w całej Holandii, aby zidentyfikować osoby o surinamskich korzeniach, które mogłyby chcieć grać dla narodu" – pisze "The Athletic"
Jednocześnie John Krishnadath, prezydent tamtejszej federacji, twardo stąpa po ziemi. - Zdajemy sobie sprawę, że dla wielu z tych graczy gra w reprezentacji Holandii jest ważniejsza niż w reprezentacji Surinamu. Wszyscy ci gracze, nie zapominajmy, są też biznesmenami. Wartość dodana, gdy grasz dla holenderskiej drużyny, jest znacznie większa. Rozumiemy to. Jeśli masz lepsze perspektywy gry dla holenderskiej drużyny, powinieneś to zrobić z czysto komercyjnego punktu widzenia. To jest prawdziwe życie. Piłka nożna to 11 biznesmenów biegających po boisku – stwierdził. Kto mógłby występować teraz w kadrze Surinamu, gdyby mógł ściągnąć każdego zawodnika związanego z krajem? Virgil van Dijk (Liverpool), Denzel Dumfries (Inter Mediolan), Sergino Dest (AC Milan), Steven Bergwijn, Georginio Wijnaldum (AS Roma), czy też Ryan Babel (Eyüpspor). Ponadto, mimo postępującego rozwoju tamtejszej piłki i próbach utworzenia ligi profesjonalnej, związek zachęca 18-latków i starszych chłopaków do wyjazdu do Europy lub USA i rozwijanie swojej kariery.
A to wszystko z myślą o kolejnych mistrzostwach świata. Oczywiście, Surinam nigdy na nich nie zagrał. Ale jest tam poczucie, że w 2026 roku może nadarzyć się okazja, która się już nie powtórzy. Surinam bowiem występuje w eliminacjach strefy CONCACAF (Konfederacja Piłki Nożnej Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów). Reprezentacja tego państewka nie ma oczywiście szans w rywalizacji z Meksykiem, USA i Kanadą. Ale tak się składa, że wszystkie te ekipy będą gospodarzami turnieju (FIFA jeszcze nie podjęła decyzji, czy będą musiały wziąć udział w eliminacjach).
Ale to nie robi Surinamowi różnicy. Będzie to pierwszy mundial, na który pojedzie 48 ekip, a nie 32. Strefa CONCACAF na poszerzonych MŚ będzie miała aż sześć drużyn - nawet jeśli tercet gospodarzy będzie miał zapewniony udział w turnieju finałowym, to reszta ekip powalczy aż o trzy miejsca (a siódma zagra w barażach). W el. MŚ 2022 4. miejsce zajęła Kostaryka (i awansowała po barażach), a na MŚ zagrałyby jeszcze Panama i Jamajka. W barażach wziąłby udział 7. Salwador.
Surinam w el. MŚ 2022 odpadł w pierwszej z trzech rund, co jednak nie powinno dziwić: rozbił 6:0 Bermudy, 3:0 Kajmany i 6:0 Arubę, ale przegrał na wyjeździe 0:4 z Kanadą. Kanadą, która potem wyprzedziła Meksyk czy USA.
Surinam jest w tej chwili według rankingu FIFA 14. ekipą w strefie CONCACAF. Oczywiście, awans na MŚ nadal byłby olbrzymią, gigantyczną sensacją. Ale szanse na jej sprawienie znacznie wzrosły.
- Rok 2026 będzie naszą najłatwiejszą szansą — mówi Krishnadath. - Odkąd pamiętam, to wszystko, o czym mówi nasza społeczność piłkarska. Powinniśmy tam być. Powinniśmy być tego częścią. Od dziesięcioleci marzymy o miejscu na mundialu.