Bale i rezerwowy bramkarz bohaterami szalonego finału MLS. Gol w 128. minucie

Los Angeles FC zostało po raz pierwszy w historii mistrzem MLS. Po regulaminowych 90 minutach był remis 2:2, a po dogrywce 3:3. Bohaterem Los Angeles został Gareth Bale, który w 128. minucie doprowadził do wyrównania i rzutów karnych. Te piłkarze z Los Angeles wygrali 3:0.

W sobotę odbył się finał play-offów MLS. W walce o mistrzostwo ligi zmierzyły się Los Angeles FC i Philadelphia Union. Mecz był prawdziwą jazdą bez trzymanki.

Zobacz wideo Tak nowy trener odmienił kadrę polskich skoczków. "Zrozumieli, że nie muszą czarować, żeby odnosić sukcesy"

Jako pierwsi na prowadzenie wyszli piłkarze z Los Angeles. W 28. minucie do rzutu wolnego z około 23 metrów podszedł Kellyn Acosta. Uderzył w mur, ale piłka po trafieniu w jednego z rywali poleciała do bramki i zatrzepotała w siatce. Wynik 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy.

Znacznie więcej działo się po przerwie. W 59. minucie na strzał z dużej odległości zdecydował się Jose Martinez. Wyszło z tego jednak podanie do Daniela Gazdaga, który opanował piłkę w polu karnym i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza gospodarzy.

Mecz zbliżał się ku końcowi i emocje rosły z każdą kolejną minutą. W 83. minucie Los Angeles FC ponownie wyszło na prowadzenie. Z rzutu rożnego dośrodkował Carlos Vela, a w polu karnym do bramki piłkę wpakował całkowicie niepilnowany Jesus Murillo. Wydawało się, że to będzie decydujący cios, ale nic bardziej mylnego. Wyrównanie nastąpiło zaledwie dwie minuty później! Tym razem stały fragment gry mieli goście. Z rzutu wolnego piłkę dorzucił Kai Wagner, a do siatki z trudnej pozycji skierował ją Jack Elliot. Wynik 2:2 oznaczał dogrywkę.

Szalona dogrywka w finale MLS. Czerwona kartka dla bramkarza, gole w 124. i 128. minucie

I to w niej emocje sięgnęły zenitu. W 109. minucie sytuacja skomplikowała się dla Los Angeles FC. Po koszmarnym błędzie w obronie sam na sam z bramkarzem Los Angeles wyszedł wprowadzony z drugiej połowie z ławki Cory Burke. Sytuację próbował wślizgiem ratować bramkarz Maxime Crepeau. To była stykowa sytuacja, ale skończyło się tak, że Crepeau ostro sfaulował rywala. Sędzia początkowo uznał jednak, że trafił w piłkę i pokazał mu tylko żółtą kartkę. Potem jednak zmienił decyzję i wyciągnął kartkę czerwoną.

Burke musiał skorzystać z pomocy medycznej. Przerwa trwała długo, bo sędzia czerwoną kartkę pokazał dopiero w 116. minucie, a Burke zszedł z murawy w pierwszej minucie doliczonego czasu. Łącznie arbiter doliczył aż dziewięć minut. Było więc dużo czasu na to, żeby jeszcze coś się w tym meczu wydarzyło.

I tak też się stało. W 124. minucie Philadelphia po raz pierwszy w tym meczu wyszła na prowadzenie. Po kolejnym dośrodkowaniu w polu karnym doszło do ogromnego zamieszania, aż piłkę do bramki wepchnął Elliot. Do końca zostało pięć minut, a Los Angeles grało w dziesiątkę. Sytuacja wydawała się być jeśli nie beznadziejna, to bardzo trudna. Aż nadeszła 128. minuta. Z lewej strony piłkę dośrodkował Diego Palacios, a do niej wyskoczył wprowadzony w pierwszej części dogrywki Gareth Bale i wpakował ją do siatki! Kibice wpadli w ogromną euforię, a piłkarze po chwili mogli się szykować do serii rzutów karnych.

Te lepiej wykonywali piłkarze Los Angeles FC. A może raczej trzeba napisać, że katastrofalnie wykonywali je ich rywale. Strzelali trzy razy i nie trafili ani razu! Gazdag poślizgnął się i strzelił nad poprzeczką, a kolejne dwa strzały obronił wprowadzony po czerwonej kartce dla Crepeau John McCarthy. Gospodarze pomylili się raz. Strzał Cristiana Tello obronił Andre Blake.

Los Angeles wygrało MLS po raz pierwszy w historii. Klub występuje w lidze od 2018 roku.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.