Dramat i rozpacz. Alarm przed MŚ 2022. "Czuję, jakbym paliła się w gorącym oleju"

Bartłomiej Kubiak
- Wszystko rozpadło się na kawałki. Samo życie stało się jak rozbite lustro. Wiele razy płakałam z rozpaczy. Bycie samemu jest bardzo trudne. Czuję, jakbym paliła się w gorącym oleju - mówi w rozmowie z Amnesty International anonimowo wdowa po mężu, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w Katarze, gdzie za niespełna miesiąc startuje piłkarski mundial.

Trzy dni odpoczynku na dziewięć miesięcy pracy, miska zamiast pralki i siedem osób zakwaterowanych w klitce z robalami, gdzie farba odpada ze ścian i sypie się z sufitu. Kilka dni temu opisywaliśmy na Sport.pl wstrząsający materiał dziennikarzy śledczych France 2 i Radio France, w którym autorzy reportażu - kręconego głównie ukrytymi kamerami - pokazali drugą twarz katarskiego mundialu. Twarz, którą organizatorzy od lat próbują chować przed światem. Co nie do końca im się udaje.

Zobacz wideo Roman Kołtoń o upadku Złotej Piłki. "Nadróbmy to, Lewandowski zmiażdżył"

Sport doskonale służy do wybielania wizerunku i Katar właśnie próbuje z tego korzystać. Ale choć do rozpoczęcia mistrzostw pozostał niespełna miesiąc, wciąż przebija się ciemna i brudna twarz zbliżającego się mundialu. Międzynarodowa organizacja obrony praw człowieka Amnesty International kilka dni temu znowu zaalarmowała, że w kraju, do którego zaraz zjedzie 1,2 mln kibiców i najlepsi piłkarze z całego świata, wciąż panuje wyzysk pracowników fizycznych. Czyli setek tysięcy migrantów zarobkowych ściągniętych do Kataru głównie z Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu, Filipin, ale też z biednych krajów Afryki, by budowali infrastrukturę i nowoczesne stadiony.

Tysiące zgonów, lekceważenie ludzkiego życia

O zagrożeniach dla życia i zdrowia importowanej siły roboczej budującej Katarczykom ich bajeczny dobrobyt obrońcy praw człowieka donoszą od lat. W poprzednich raportach krytykowane były m.in. nieodpowiednie zabezpieczenia przy pracach na wysokościach czy praca w nieludzko wysokich temperaturach. Eksperci z Human Rights Watch - którzy ostatnio ujawnili, że w podziemnym więzieniu w Katarze między 2019 i 2022 rokiem przetrzymywano sześć osób LGBT - też wielokrotnie alarmowali, że władze tego maleńkiego i bogatego nie tylko w ropę kraju nad Zatoką Perską lekceważą wartość ludzkiego życia.

Katarczycy w ostatnich latach - jak wynikało ze śledztwa dziennikarzy "The Guardian" - regularnie mieli zaniżać liczby dotyczące zgonów pracowników na budowach. Tych były nie dziesiątki, nie setki, a tysiące. I wiele z nich wciąż pozostaje niewyjaśniona, choć wszystko wskazuje, że zgony były spowodowane pracą w ekstremalnych upałach.

Katar próbuje się bronić. Według niego tylko 37 na 6,5 tys. zgonów, o których pisał "The Guardian", było związanych z budową stadionów. A cała statystyka dotyczy 10 lat, z czego w ostatnich latach śmiertelnych wypadków jest coraz mniej, bo wprowadzono przepisy regulujące pracę w wysokich temperaturach. Amnesty International to odnotowuje, ale zaznacza, że pomimo wyraźnych dowodów, iż stres cieplny stanowi ogromne zagrożenie dla zdrowia i życia, władze Kataru wciąż zrobiły niewiele, by zbadać, potwierdzić lub zaradzić zgonom pracowników migrujących.

"Czuję, jakbym paliła się w gorącym oleju"

W swoim ostatnim raporcie Amnesty International alarmuje również, że zgony migrujących do Kataru pracowników mają nie tylko druzgocąco emocjonalny wpływ na rodziny ofiar, ale w wielu przypadkach utrata głównego żywiciela rodziny - w połączeniu z brakiem rekompensaty finansowej - oznacza pozostawienie tych rodzin w jeszcze większym ubóstwie.

- Wszystko rozpadło się na kawałki. Samo życie stało się jak rozbite lustro. Wiele razy płakałam z rozpaczy. Bycie samemu jest bardzo trudne. Czuję, jakbym paliła się w gorącym oleju - mówi anonimowo wdowa po mężu, który zginął w Katarze w niewyjaśnionych okolicznościach.

Takich dramatów jest niestety więcej. Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych szacuje, że w Katarze od grudnia 2010 r. co tydzień umiera średnio 12 robotników. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo wielu pracowników - szczególnie w sektorze domowym i ochrony - nadal pracuje w warunkach równoznacznych ze standardami pracy przymusowej. Od 14 do nawet 18 godzin dziennie, bez żadnego dnia wolnego, w prywatnych domach często całkowicie odizolowana od świata. Pod groźbą kar - potrącenia pensji są standardem - a czasem nawet z konfiskatą paszportów, co akurat jest sprzeczne z katarskim prawem.

- Pozostanie w tej firmie było nie do zniesienia ze względu na to, jak nas traktowano i przeciążenie pracą. Przez cztery miesiące dostawaliśmy tylko dwa dni wolnego. Pensje były wypłacane z opóźnieniem, a spora ich część była potrącana z nieznanych przyczyn. Firma wstrzymała moją wizę, co sprawia, że nie mogę wrócić do Kataru, nawet jeśli dostanę pracę w innej firmie - mówi w rozmowie z Amnesty International anonimowo pochodzący z Kenii pracownik firmy ochroniarskiej, który niedawno opuścił Katar przed końcem swojego kontraktu z powodu złych warunków pracy.

"Odwadniają się i umierają we śnie"

- Rozmawiałem z tysiącami pracowników. Wielu z tych ludzi nie zna swoich praw, ich umowy są nieprzestrzegane. Do tego dochodzą niskie zarobki, które otrzymują za pracę w ekstremalnych warunkach. Odwadniają się i umierają we śnie. Te zgony mogą być spowodowane właśnie pracą, dlatego ich rodzinom należą się odszkodowania - mówi Geoffrey w rozmowie z "Guardianem".

Geoffrey to także Kenijczyk, który spędził w Katarze cztery lata. Pracował m.in. jako inspektor ds. bezpieczeństwa na stadionie Lusail oraz dla londyńskiej organizacji pozarządowej Equidem, która bada nadużycia praw człowieka. Za to drugie zajęcie pewnej czerwcowej nocy został zatrzymany przez katarską policję i po ośmiu dniach w całkowitej izolacji deportowany z kraju.

- Ja nie byłem aktywistą, a zwykłym pracownikiem, który przy okazji chciał uświadomić innym, jakie prawa im przysługują - przekonuje Geoffrey.

Amnesty International: W Katarze nadal panuje wyzysk

Amnesty International na miesiąc przed mundialem zauważa, że Katar poczynił pewne postępy w zakresie praw człowieka. Reformy uchwalone od 2017 r. są chwalone przez ekspertów i wskazywane jako krok w dobrym kierunku. Obejmują m.in. ustawę regulującą warunki zatrudnienia dla pracowników domowych, sądy pracy ułatwiające dostęp do wymiaru sprawiedliwości, fundusz wspierający wypłatę zaległych wynagrodzeń czy pensję minimalną.

Ale wprowadzenie przepisów to jedno, a ich egzekwowanie - drugie. Tu wciąż jest wiele do poprawy. Amnesty International zauważa, że zadanie, by chronić pracowników migrujących przed wyzyskiem, zostało wykonane jedynie w połowie. A wypłacanie zadośćuczynień dla tych, którzy ucierpieli z powodu nadużyć, dopiero się rozpoczęło.

Katar musi zobowiązać się do poprawy warunków pracowniczych i bytowych w dłuższej perspektywie. Postęp nie może zatrzymać się w momencie, gdy mundial opuści stolicę Kataru, czyli Dohę

- czytamy w raporcie, który ma kilkadziesiąt stron i porusza też inne kwestie. Choćby problem związany z próbami rozwiązywania umów przez pracowników, którzy wedle katarskiego prawa - co już samo w sobie brzmi absurdalnie - mogą zmienić pracę, jeśli w poprzedniej nie otrzymali wynagrodzenia lub jego dodatków na czas.

Tutaj rząd Kataru także próbuje się bronić. Komunikuje, że od października 2020 r. zatwierdził ponad 300 tysięcy wniosków o zmianę pracy. Amnesty International w ciągu ostatnich miesięcy udokumentował jednak kilka przypadków, w których pozbawieni skrupułów pracodawcy wykorzystali swoje uprawnienia do anulowania wiz dla migrantów, nieodnowienia im zezwoleń na pobyt lub zgłaszania ich "ucieczki", by wykorzystać i ukarać tych, którzy skarżyli się na warunki pracy lub chcieli ją zmienić.

- Prawie każdy pracownik, z którym rozmawiałem podczas moich ostatnich wizyt w Katarze, powiedział mi, że nie jest w stanie zmienić pracy i wciąż pozostaje na łasce nadużywających jego praw pracodawców - mówi dziennikarz Pete Pattisson, który dla "Guardiana" pisze teksty z cyklu "Rights and freedom" i od prawie dziesięciu lat bada sposób traktowania nisko opłacanych pracowników w Katarze.

"Najlepsze mistrzostwa świata w historii". Czyżby?

Amnesty International zwraca także uwagę, że nadal powszechne są opłaty rekrutacyjne w celu zabezpieczenia miejsca pracy w Katarze, które wynoszą od tysiąca do trzech tysięcy dolarów. To sprawia, że wielu pracowników potrzebuje miesięcy, a nawet lat, by spłacić taki dług, co też wpędza ich w spiralę wyzysku.

Tutaj Katar też przychodzi z odpowiedzią, a konkretnie Komitet Najwyższy, czyli organizator katarskiego mundialu, który przypomina, że pracownicy, którzy mu podlegają, mogą ubiegać się o zwrot części opłat. Problem w tym, że to tylko margines i kropla w morzu potrzeb, bo tylko niewielki procent taniej siły roboczej w Katarze podlega bezpośrednio pod Komitet, a dla ogromnej większości opcja zwrotu opłaty rekrutacyjnej wciąż jest niedostępna.

- Oczywiste jest, że pozostał jeszcze ogrom do zrobienia. Tysiące pracowników nadal tkwi w znanym im cyklu wyzysku i nadużyć z powodu luk prawnych i nieskutecznego egzekwowania prawa - mówi Steve Cockburn, szef Amnesty International ds. sprawiedliwości gospodarczej i społecznej.

Ten wyzysk dziś ma swoją cenę. Tysiąc riali, czyli ok. 1,3 tys. złotych. To minimalna miesięczna pensja wprowadzona dla migrantów. Brzmi to jak nieśmieszny żart, jak spojrzymy na to, że Katar - a więc najbogatszy kraj na świecie pod względem PKB per capita - wpompował 220 miliardów dolarów, by zorganizować mistrzostwa świata. Albo: "najlepsze mistrzostwa świata w historii", jak mówi prezes FIFA Gianni Infantino. Ale czy na pewno? Mamy wątpliwości. Tym bardziej że Infantino to samo mówił o poprzednim mundialu, który cztery lata temu odbył się w Rosji i pewnie to samo powie o następnym zaplanowanym na 2026 r. w USA, Meksyku i Kanadzie.

Ten najbliższy mundial w Katarze rozpocznie się już 20 listopada i potrwa do 18 grudnia. Polska w fazie grupowej zagra tam z Meksykiem (22 listopada), Arabią Saudyjską (26 listopada) i Argentyną (30 listopada).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.