Dwa lata po tej tragedii niewiele się zmieniło. Szok minął, proces się odbył, dyskusja jeszcze co jakiś czas ożywa, ale systemowych zmian nie widać. Są w planach. Angielska federacja zamierza narzucić klubom obowiązek opieki nad chłopcami wyrzucanymi z akademii. Przykład dał Crystal Palace, który sam z siebie od początku 2022 r. zatrudnia trenera odpowiedzialnego za pomoc dzieciakom, które straciły miejsce w wymarzonym klubie. Pomaga im znaleźć nowy albo ułożyć życie poza piłką. Nie wiadomo, kiedy inne kluby pójdą tą drogą i ilu chłopców do tego czasu wystawią za drzwi.
W drugą rocznicę śmierci Jeremy'ego Wistena przypominamy nasz tekst opublikowany 23 grudnia 2020 r. TUTAJ >>.
Mijasz na korytarzu Kevina De Bruyne, jednego z najlepszych pomocników ostatnich lat. Gratulujesz mu dobrego meczu. Przybijacie piątkę. Jesteście na ty. Idziesz do szatni, strój już czeka. Zakładasz koszulkę. Kochasz ten herb. Trening, później szkoła, po lekcjach znów tu wrócisz. W weekend podajesz piłki na Etihad Stadium. Lubisz klubowe uroczystości - to szansa, by spotkać trenera Pepa Guardiolę i wszystkich piłkarzy. Teraz są normalniejsi, starsi koledzy opowiadali ci, jak parę lat temu Mario Balotelli celował w chłopców z akademii rzutkami do darta. Masz piętnaście lat. Czujesz, że jesteś blisko wielkiej kariery. Dzisiaj mijasz De Bruyne na korytarzu, jutro usiądziecie w jednej szatni. Nie masz podstaw, by w to nie wierzyć.
Jeremy Wisten był chłopcem, który w to wierzył. Ale w maju 2019 roku klub z niego zrezygnował. Jeremy zmarł 24 października 2020 r. Miał siedemnaście lat.
- Ta tragedia potwierdza, że mówimy o jednym z największych problemów angielskiej piłki - mówi Jakub Bokiej, skaut Manchesteru City i założyciel Polish Football Academy. - Wielu młodych zawodników zwalnianych z akademii nie potrafi sobie później poradzić. Przez całe życie wierzą, że będą zawodowymi piłkarzami. Nie szukają alternatywy. Bo po co? Ale przychodzi moment weryfikacji i czar pryska. Klub ich odrzuca, a przecież przez całe życie tylko grali w piłkę i na dobrą sprawę nie umieją robić nic innego. Dotyczy to wszystkich szkółek wielkich klubów, nie tylko Manchesteru City. Mentalnie ci chłopcy są złamani. Nie wiedzą co robić, bo zawsze klub załatwiał wszystko za nich. Oni mieli skupić się tylko na trenowaniu. Nie mówię tutaj konkretnie o Jeremym Wistenie, bo tylko się z nim mijałem na korytarzu, nie znałem go. Mówię ogólnie o młodych piłkarzach odrzucanych przez najlepsze kluby: są to ludzie nieprzystosowani do życia. Spotkałem się z takimi, którzy nie potrafili wysłać listu na poczcie. Przez kilka lat są oceniani tylko za to, jak kopią piłkę. A kopią bardzo dobrze, skoro są w tych szkółkach, więc dookoła wszyscy klaszczą. Wyrzucenie z klubu to dla wielu z nich koniec świata.
Na początku 2020 roku Jeremy Wisten spotkał w siłowni swojego byłego trenera. Powiedział mu, że już nie gra. Odpuścił, bo po zwolnieniu z akademii Manchesteru City nie mógł znaleźć nowego klubu. Próbował, stawiał się na testach, ale wypadał słabo, bo przez rok leczył kontuzję i nie zdążył wrócić do formy. Mark Ress nie dowierzał. Wisten był zawsze zafiksowany na punkcie piłki, a do tego ambitny i skupiony na osiągnięciu celu. A teraz - parę miesięcy po zwolnieniu - rzucił piłkę w kąt i nie grał nawet rekreacyjnie? Zaprosił go do swojego klubu, by mógł się odbudować. - Był taki jak wcześniej: naprawdę miły, cichy, pokorny, pełen szacunku - opisywał Ress w "The Athletic". W niedzielę 25 października drużyna Wistena grała mecz charytatywny. On nie przyszedł. Wieczorem koledzy zapalili mu znicze, przynieśli kwiaty.
Manchester City złożył oficjalne kondolencje rodzinie. Żal wyraziły też ówczesne gwiazdy: Sergio Aguero, Aymeric Laporte, Raheem Sterling, Yaya Toure i ten, którego Wisten miał za kilka lat zastąpić - Vincent Kompany. Matt Piper, były piłkarz Leicester, prosił dziennikarzy, by pisali o tej sprawie. Sam zmagał się z depresją. - Niech inni, którzy znajdują się w ciemnym miejscu, zobaczą, że można o tych problemach rozmawiać. Nie możemy wciąż pozwalać temu cichemu zabójcy atakować - apelował. Troy Townsend z organizacji charytatywnej "Kick It Out" zwrócił się do rodziców młodych piłkarzy: "Nigdy nie bójcie się sprawdzać swoich dzieci. Jedno stracone życie to za dużo". Odezwali się też rówieśnicy Wistena. Cole Palmer, który grał z nim w jednej drużynie, niedługo po jego śmierci zadebiutował w Lidze Mistrzów przeciwko Olympique Marsylia i zadedykował mu to zwycięstwo. Niewiele może dzielić wielką karierę od wielkiej tragedii.
-
Śmierć 17-letniego piłkarza rozpaliła dyskusję. "To dzieje się co roku w każdym z dużych klubów"
Trenerzy wskazują chłopców, którzy najsłabiej rokują albo najmniej się przykładają i wyrzucają ich z akademii, żeby zrobić miejsce kolejnym - mówi Bokiej. - Dzieci i rodzice obgryzają z nerwów paznokcie - przyznaje trener Leszek Ojrzyński, ojciec Jakuba, 20-letniego bramkarza Liverpoolu wypożyczonego do Radomiaka Radom.
Czasami piłkarze o zwolnieniu dowiadują się przez Internet. Słyszymy, że jeden z klubów umieszcza na swojej stronie dwie listy: ci piłkarze zostają, ci muszą odejść. - Najostrzejsze cięcia są u szesnastolatków, bo wtedy najlepszym przyznawane są stypendia, a słabsi opuszczają klub. Później podobnie jest u osiemnastolatków, bo wtedy najlepsi podpisują pierwsze w życiu profesjonalne kontrakty - wyjaśnia skaut Manchesteru City. Wisten odpadł w tym pierwszym etapie: przy wybieraniu piłkarzy, którzy otrzymają stypendia. Ci, którzy je dostali, zaczęli zarabiać pierwsze pieniądze, codziennie mieli treningi, ich plan dnia był dostosowywany do gry w piłkę. Można uznać, że od tego momentu byli już prowadzeni jak profesjonaliści.
- Miałem chłopca, który trzy lata temu został odrzucony na ostatniej prostej z Leeds United. Przez trzy lata nie dotknął piłki, dopiero kilka tygodni temu zadzwonił, czy może wrócić do treningów. Robiliśmy naprawdę wszystko, żeby wtedy do nas wrócił, trenował i próbował dalej. Stwierdził, że nie i koniec. Wraca teraz, trzy lata się nie ruszał, ale wychodzi na boisko i znów jest najlepszy - opowiada Bokiej.
- Być kilka lat w Manchesterze United, Manchesterze City albo w Liverpoolu i dostać wiadomość, że trzeba odejść… To bardzo trudny moment. Gigantyczne rozczarowanie. Wielu się załamuje. Przejście do niżej notowanego klubu ich nie zadowoli. Tym dzieciom naprawdę załamuje się cały świat. Bez pomocy rodzica czy psychologa łatwo wtedy zabłądzić. Jeśli w dodatku klub zostawi takiego piłkarza samego sobie, łatwo o tragedię. Psychika młodych ludzi jest jeszcze nieukształtowana, bardzo krucha. Rzadko potrafią w tym wieku spojrzeć z boku i zrozumieć, co zawiodło, co można poprawić, co teraz zrobić. Trudno im o dalszą motywację. Potrzeba mądrego dorosłego. Mądrego. Podkreślam, bo widzę rodziców, którzy skaczą po trybunach, słyszę co krzyczą. Niektórzy chcą tej kariery bardziej niż ich dziecko - przyznaje Ojrzyński, trener Korony Kielce.
Wisten został znaleziony w rodzinnym domu, lekarze nie zdołali go uratować. Prawdopodobnie odebrał sobie życie. Koroner (w krajach anglosaskich urzędnik prowadzący śledztwo w sprawie nagłego, niespodziewanego zgonu - red.) potwierdził, że w sprawie nie pojawiły się żadne podejrzane okoliczności. Rodzice chłopca poinformowali, że nie byli świadomi jego problemów psychicznych. - Jesteśmy zszokowani śmiercią naszego syna. Odszedł za wcześnie. Kochał futbol i dążył do zrobienia prawdziwej kariery. Przez ostatni rok w Manchesterze City był kontuzjowany i nie grał. Wrócił do zdrowia, ale brakowało mu regularnej gry, żeby awansować na kolejny poziom w akademii. Było to dla niego bardzo frustrujące. Pomogliśmy mu zadbać o siebie i zachęciliśmy go do uprawiania innych sportów, aby zachował sprawność - czytamy w oświadczeniu wysłanym "Manchester Evening News’".
W Anglii piłkę nożną trenuje 1,5 miliona chłopców. Statystyki pokazują, że zaledwie 0,01 procent z nich zagra kiedyś na poziomie Premier League. Aż 99 procent odpadnie między 13 a 16 rokiem życia. Ale nawet wśród tych, którzy mając 16 lat otrzymają stypendium, większość nie dojdzie na zawodowy poziom. - Myślę, że kluby i akademie muszą zwracać większą uwagę na zdrowie psychiczne swoich chłopców i dziewcząt. Ci, którym kończą się kontrakty lub są zwalniani, potrzebują szczególnej opieki. Dobrze byłoby rozszerzyć edukację psychologiczną na rodziców. Nie chcemy, żeby inna rodzina przechodziła przez to, co my - dodał Manila Wisten, tata Jeremy’ego.
Kilka lat temu angielskim futbolem wstrząsnęła podobna sprawa - Josh Lyons został odrzucony przez Tottenham, gdy miał szesnaście lat. Wpadł w depresję, walczył z nią latami. Po dziesięciu odebrał sobie życie. W 2013 roku dr Karen Henderson, koroner, która wyjaśniała przyczyny śmierci, skrytykowała branżę piłkarską za przedmiotowe traktowanie młodych piłkarzy i brak wsparcia, kiedy są zwalniani z akademii. - Kluby przez lata budują wielkie nadzieje, a potem zawodzą je i tak to zostawiają - mówiła.
Jej słowa nie przeszły bez echa. W Manchesterze City działa pięcioosobowy zespół, który ma zapewnić wsparcie zwalnianym młodym piłkarzom: pokazać jakie mają możliwości i podpowiedzieć następny krok - w świecie futbolu lub poza nim. Procedura zakłada, że jeden z opiekunów kontaktuje się ze zwolnionym piłkarzem trzy razy w ciągu pierwszego roku po zwolnieniu, by sprawdzić jego stan. - Kluby starają się coś robić, ale nie działa to najlepiej - ocenia jeden z naszych rozmówców. Wistenowi prawdopodobnie udało się oszukać dzwoniących do niego opiekunów. Nie wiadomo, co powiedział im podczas tych rozmów, ale nie wszczęli alarmu. Byli w szoku, gdy dowiedzieli się, że nie żyje.
- Jego przypadek był specyficzny. Zazwyczaj zawodnik wyrzucony z City ma taką renomę, że szybko znajduje inny klub z dość sensownej ligi. Jemu się to nie udało, bo był po kontuzji - mówi Bokiej. - Ale zmiana klubu na taki z niższej ligi przypomina czasami zderzenie ze ścianą. Zawodnik wychodzi poza akademię i nagle okazuje się, że nie ma wypranego i wyprasowanego stroju, nie ma wszystkiego pod kolor, nie ma firmowych rzeczy z klubu, boisko nie jest przycięte co do milimetra, nie ma sędziów, którzy go chronią. Inna jest gra między akademiami najlepszych klubów, a inna w piątej lidze. Często ci techniczni piłkarze z akademii zakopują się w niższych ligach, bo tam się gra zupełnie inaczej, bardzo fizycznie - twierdzi Bokiej.
David Blakelock trenował w akademiach Newcastle United i Nottingham Forest. Został odrzucony na ostatniej prostej. On sobie poradził, dziś jest doktorem psychologii klinicznej. - Młodzi zawodnicy, grając w klubie przez kilka czy kilkanaście lat, rozwijają bardzo silną tożsamość sportową. Gdy są zwalniani, tracą główne źródło tej tożsamości. Bycie piłkarzem często jest wszystkim, co znają. A nagle zostaje im to odebrane. Część z nich uwierzy, że teraz jest nikim. Byli piłkarzami, teraz nie są. Więc kim są? - pisał w zapowiedzi swojej pracy doktorskiej. Jego badania przeprowadzone w 2015 roku wykazały, że 55 procent zawodników zwolnionych przez profesjonalne kluby ma problemy psychiczne: choruje na depresję, doświadcza zaburzeń lękowych. Niektórzy sięgają po alkohol i narkotyki. Jak wynika z badań - najczęściej w pierwszym tygodniu po zwolnieniu.
Liverpool wydaje na szkółkę 10 milionów funtów rocznie, Manchester City dwa razy więcej. Ten obszar w Anglii - wokół Manchesteru i w hrabstwie Yorkshire - wyróżnia się niesamowitą konkurencją. Dzieci jest mniej niż w Londynie, a wielkich klubów równie dużo. W dodatku obowiązują przepisy, które ograniczają klubom możliwość pozyskiwania najmłodszych piłkarzy. Ich akademie mogą ściągać tylko zawodników mieszkających niedaleko - do 9. roku życia ta granica wynosi maksymalnie godzinę jazdy samochodem od ośrodka treningowego do domu młodego piłkarza, a do 12. roku życia półtorej godziny. Taki podział sprawia, że o dziesięciolatków biją się już oba kluby z Manchesteru - City i United, oba kluby z Liverpoolu - Everton i Liverpool FC, Leeds United, i Sheffield United. Ich pierwsze drużyny grają w Premier League, akademie mają sukcesy w szkoleniu.
- Konkurencja jest nieprawdopodobna. Cudem jest pojechać na mecz U-10 czy U-11 i znaleźć zawodnika, który dotychczas nie był oglądany przez żaden z klubów. Dlatego my w Polish Football Academy mamy pewną przewagę, bo trafiają do nas piłkarze z Polski, których nikt tutaj w Anglii wcześniej nie widział. To jedyna szansa, żeby polecić do najlepszych klubów kogoś, kogo jeszcze nie widzieli - mówi Bokiej, szukający talentów dla Manchesteru City.
Jeśli pojawia się talent, Liverpool kusi Jurgenem Kloppem, który ponoć zna wszystkich chłopców ze starszych roczników. I jak to on - podejdzie, poklepie po plecach, doda wiary, a za jakiś czas powoła na mecz. Wychowankowie czują, że pierwsza drużyna jest w ich zasięgu. - Rzeczywiście, Klopp przyszedł już na pierwsze spotkanie z Kubą, był też trener bramkarzy. Sprawdzili go na treningu seniorów i przedstawili plan rozwoju, wskazali mocne i słabe strony - potwierdza Ojrzyński.
Alex Inglethorpe, dyrektor akademii Liverpoolu, podjął decyzję, że żaden piłkarz w szkółce nie może zarabiać więcej niż 40 tys. funtów rocznie. Kontrakty są więc stosunkowo niskie, ale podbijane premiami związanymi z awansami sportowymi i awansami w wewnątrzklubowej hierarchii. - Nigdy nie widziałem piłkarza, który byłby przepłacany w młodości i wykorzystał swój potencjał - argumentował w rozmowie z "The Telegraph". W City płaci się zdecydowanie więcej. W akademii najlepsi młodzi piłkarze mogą liczyć, że zarobią nawet 6 tys. funtów tygodniowo. Po wejściu do szkółki wszyscy dostają sprzęt warty w sumie ponad 1000 funtów: kurtkę przeciwdeszczową, bluzę treningową, dwie koszulki, kilka par dresów, ochraniacze, buty, korki i torbę. Ale to nie tak, że City próbuje tylko przekupić piłkarzy. Oferuje też coś więcej: znakomitych trenerów, perspektywę rozwoju i jakość całej akademii - od sprzętu, po udogodnienia związane ze szkołą i zakwaterowaniem.
- Angielskie kluby mają olbrzymie pieniądze do dyspozycji. Stać je, żeby za kilkunastoletnich kandydatów na piłkarzy płacić miliony funtów. Za szesnastolatków płaci się tyle, ile w ekstraklasie za dobrych dorosłych piłkarzy i nikogo to nie dziwi. Znam kilku takich młodych zawodników, którzy dostali w akademii bardzo dobre warunki i się w tym zatracili - zdradza Ojrzyński.
Rozmawiamy z młodym piłkarzem jednego ze znanych angielskich klubów.
- W dużych klubach już zawodnicy z U-18 mają wszystko, czego chcą. Klub załatwia za nich co się da. Niektórzy przesadzają. Przed zakupami w galerii handlowej proszą klub o przysłanie kierowcy. Ci, którzy przyjeżdżają z zagranicy, są wyręczani prawie we wszystkim: na pocztę idzie za ciebie ktoś z klubu, zakupy też może zrobić. Młodzi lubią się dobrze ubrać i wozić w luksusach. Przede wszystkim zawodnicy przyjeżdżający tu z Francji tak mają. Ale żeby była jasność - w Anglii nikt nie ma o to pretensji, na nikim z klubu to nie robi wrażenia. Jakby w Polsce młody piłkarz przyjechał do klubu takim samochodem i wszedł tak ubrany do szatni, toby się nasłuchał. Z reguły każdy czuje, czy zostanie w klubie, czy będzie musiał odejść, bo klubowi już na nim nie zależy. I wcześniej stara się na to jakoś przygotować, znaleźć sobie klub w niższej lidze. Pewnie zdarzają się zaskoczeni, ale widzę po kolegach, którzy odeszli, że grają w rezerwach klubów z Championship albo wyjeżdżają za granicę. Słyszałem historię Wistena, co poszło u niego nie tak. U nas na szczęście takiej sytuacji nie było.
- W Liverpoolu nie ma bursy, jak w City. Chłopcy, którzy nie mają przy sobie rodziców, trafiają do rodzin zastępczych. I one kładą nacisk na to, żeby mieli jakieś obowiązki, żeby się życiowo rozwijali. To w internatach zazwyczaj są osoby, które wyręczają chłopców w różnych sprawach. W City patrzy się na nich jak na potencjalnych mistrzów sportu i na więcej im się pozwala. W Liverpoolu jest trochę inaczej. Młodsi chłopcy czyszczą buty starszym albo trenerom, porządkują sprzęt w klubie. Uczy się ich pokory, żeby nie mieli tego przeświadczenia, że wszyscy wokół nich biegają - opowiada Ojrzyński.
Podejście do oswajania młodych piłkarzy z codziennym życiem może być w klubach różne, ale walka o miejsce w wielkiej piłce - podobna.
- Rywalizacja jest olbrzymia. Na miejsce jednego chłopaka, który przestanie się przykładać, czeka pewnie kilkunastu innych - mówi Leszek Ojrzyński. - Całe sztaby trenerów i skautów śledzą każdy ruch tych zawodników. Na meczach, na treningach, które są nagrywane z kilku kamer. Patrzą jak ci chłopcy zachowują się poza boiskiem, co robią w Internecie. Od nich wymaga się roboty jak od dorosłych, mimo że dorośli jeszcze nie są. Mało tego, dorosłemu piłkarzowi łatwiej wybaczyć gorszy moment. Wiemy przecież co potrafi i że za kilka dni czy tygodni wróci do formy. Jak Ronaldo nie strzeli gola w trzech meczach z rzędu to nikt go na ławce nie posadzi. A tutaj? Jak masz gorszy moment, to jest trzech innych w akademii, którzy - brutalnie mówiąc - tylko na to czekają. Napędzają ich marzenia o wielkiej karierze, więc jak się im te marzenia odbierze i wyrzuci z klubu, to często brakuje im sił, by dalej trenować - twierdzi.
- To poligon. Trzeba zacisnąć zęby i walczyć. Dieta, odpoczynek - bez tego się nie da wytrzymać tej intensywności. Do tego dochodzi szkoła, nauka języka. Kuba to robot. O tej godzinie taki posiłek, o tej taki. Wszystko zaplanowane. Dam przykład: dzisiaj wyszedł z domu o 8:10. Miał trening, obiad zjadł w klubie, później miał lekcje, następnie trening w siłowni. Jest godzina 19, a jeszcze nie ma go w domu. Zaraz powinien być. Przed snem będzie robił jeszcze jakieś ćwiczenia rozciągające i wzmacniające. Tak to wygląda codziennie. Wyjątkiem są czwartki - wtedy nie ma treningów, za to ma więcej lekcji. W weekend mecze - opisuje Ojrzyński.
Jako podstawowe rozwiązanie problemu odrzucenia przez klub wskazuje się lepszą edukację młodych piłkarzy. Zdaniem angielskich komentatorów, jest to obszar szczególnie zaniedbywany. - Ogólnie w Anglii edukacja to jeden wielki żart. Zdecydowanie trudniej nie zdać z klasy do klasy niż zdać. Jeśli zawodnik sam nie chce się uczyć i nie poświęca temu czasu, pewnie wiele ze szkoły nie wyniesie. Ona ma jak najmniej przeszkadzać w treningach. Wiele przedmiotów jest w jakiś sposób powiązanych z piłką: uczą się budowy ciała, organizacji imprez sportowych. Mniej jest zwykłej biologii, historii czy fizyki. Z jednej strony jest to ciekawe, ale też dużo w tym stawiania na jedną kartę - słyszymy.
Ważne jest uświadamianie rodziców, ale i to nie zawsze jest rozwiązaniem. - Trzeba pamiętać, że dla ludzi w tym wieku najważniejszy jest trener, który przy dobrym podejściu, będzie dla tych chłopaków najważniejszą osobą na ziemi. Wiem to po sobie, bo zaczynałem od pracy z dziećmi. "Trener tak mi powiedział, trener mówił, że tak ma być". W tym wieku chłopcy też już swoje widzą, mają swoich podpowiadaczy, kolegów, jakichś menadżerów - opisuje Ojrzyński. - Łatwo się w tym świecie zagubić, dlatego też jestem przy synu i staram się go wspomagać. Próbuję pogodzić rolę ojca i trenera. Trzeba w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek, mądrze wszystko organizować. Łatwo się o tym mówi, ale wyobraźmy sobie: masz chrzest w pierwszej drużynie i śpiewasz piosenki przed Salahem czy Firmino. Trudno, żeby serce nie zaczęło bić szybciej - uśmiecha się były trener ekstraklasowych klubów.
Niektórzy ze śpiewających jeszcze nie wiedzą, że jedyna drużyna, w której zaistnieją na zawsze, to drużyna zapomnianych dzieci Premier League. I że futbol nadal nie znalazł dobrego sposobu, jak się tymi dziećmi zaopiekować.
Polska znajduje się w czołówce europejskich krajów pod względem samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Jeśli potrzebujesz pomocy, codziennie przez całą dobę możesz zadzwonić na Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży, pod bezpłatnym numerem telefonu 116 111. Swój problem możesz też opisać w wiadomości.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, oprócz konsultacji dla najmłodszych, oferuje też pomoc rodzicom i nauczycielom, którzy obawiają się o bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Więcej informacji znajdziesz na stronie fundacji.