Najgorsza reprezentacja świata szaleje w rankingu FIFA. "Postęp eksplodował"

Konrad Ferszter
Jeszcze 11 lat temu reprezentacja Montserratu zajmowała ostatnie miejsce w rankingu FIFA. Dziś kadra z około pięciotysięcznej wyspy w basenie Morza Karaibskiego wyprzedza 31 drużyn narodowych i marzy o dalszym rozwoju.

- To był bardzo długi proces. Niektórzy myśleli, że to żart. Uważali, że ktoś bawi się ich kosztem, pytając, czy nie chcą dołączyć do międzynarodowej reprezentacji - w rozmowie z BBC powiedział Bradley Woods-Garness. To 36-letni wychowanek Chelsea, który w karierze grał w maleńkich, angielskich klubach.

Zobacz wideo Lewandowski jak duch. Ta sytuacja mówi wszystko

Woods-Garness zagrał w 15 meczach reprezentacji Montserratu i wraz z kolegą - Deanem Masonem - szukał piłkarzy, którzy mogliby dołączyć do drużyny narodowej. - Czasami szukałem tradycyjnych, karaibskich nazwisk z Montserratu. Czasem zaglądałem do Football Managera. Kiedy znajdowałem zawodnika, wysyłałem mu wiadomość na Facebooku - wspominał Woods-Garness.

Lali ich niemal wszyscy

Reprezentacja Montserratu to jedna z najmłodszych drużyn zrzeszonych w FIFA. Chociaż zespół powstał w 1973 r., to pełnoprawnym członkiem światowej federacji został dopiero 23 lata później. Pierwszy mecz Montserrat rozegrał w 1991 r., przegrywając z Saint Lucią 0:3 w Pucharze Karaibów.

To właśnie dotkliwymi porażkami w tych rozgrywkach naznaczone były pierwsze międzynarodowe spotkania Montserratu. W kolejnej edycji drużyna przegrała wysoko z reprezentacjami Saint Kitts i Nevis oraz Antiguą i Barbudą, tracąc aż 17 goli w dwóch spotkaniach.

Na pierwsze zwycięstwo Montserrat czekał do marca 1995 r. To wtedy drużyna pokonała Anguillę 3:2 w eliminacjach do Pucharu Karaibów. W rewanżu Montserrat wygrał 1:0 i był to triumf historyczny. Było to pierwsze czyste konto zachowane przez ten zespół i ostatnia wygrana na kolejnych 17 lat. Wystarczy nadmienić, że w kolejnej rundzie Montserrat przegrał w dwumeczu z drużyną z Saint Vincent i Grenadyny aż 0:20. 

Nieporównywalnie większa katastrofa nadeszła jednak kilka miesięcy później.

Wulkan, który zatrzymał rozwój drużyny

W lipcu tego samego roku wulkan Soufriere Hills zaczął wybuchać na potężną skalę. Unoszący się popiół i opary dwutlenku węgla sprawiły, że stolica kraju - Plymouth - musiała zostać opuszczona. Erupcja wulkanu sprawiła, że dwie trzecie wyspy nie nadawało się do zamieszkania. Przez to opuściło ją około ośmiu tys. osób.

Tragedia sprawiła, że mimo iż Montserrat został w końcu przyjęty do FIFA, to długo nie mógł grać w swoim kraju. Co więcej, z powodu masowej emigracji ludzi do Anglii, kolejny mecz reprezentacja rozegrała dopiero w 1999 r.

Zaczęło się od porażki 1:6 z Brytyjskimi Wyspami Dziewiczymi w eliminacjach do Pucharu Karaibów. Później przyszedł przegrany 1:6 dwumecz z Dominikaną w eliminacjach do mistrzostw świata w Korei i Japonii. Był to pierwszy start Montserratu w kwalifikacjach do mundialu. Pierwszy i bardzo smutny nie tylko z uwagi na wynik. Rewanż, w którym Montserratczycy byli gospodarzem, odbył się w Trynidadzie i Tobago, i obejrzało go niespełna 50 widzów.

Na kolejne spotkanie czekali aż do 30 czerwca 2002 r. W dniu finału azjatyckiego mundialu Montserrat zagrał z Bhutanem w spotkaniu, które zostało nazwane "innym finałem". Było to spotkanie dwóch najgorszych zespołów w rankingu FIFA. Bhutańczycy wygrali je pewnie 4:0.

Dwa lata później Montserrat doczekał się pierwszego po długim czasie meczu na własnym stadionie. Porażka 0:7 w rewanżu eliminacji do mistrzostw świata z Bermudami była niczym w porównaniu z pierwszym spotkaniem. Tamten mecz Montserratczycy przegrali 0:13, co do dzisiaj jest ich najwyższą porażką w historii. W latach 1991-2012 reprezentacja rozegrała łącznie 27 meczów, z których przegrała 25.

"Nie mieliśmy niczego". Postęp wręcz eksplodował

- Kiedyś był tylko chaos. Każdy robił, co mógł, ale po prostu nie mieliśmy niczego. Pieniędzy, stadionu, nawet dresów - w rozmowie z BBC wspominał Alex Dyer, który rozegrał w kadrze rekordowe 21 meczów.

- Byliśmy tylko maleńkim narodem na początku wielkiej podróży. W ciągu lat sytuacja stawała się coraz lepsza, a ostatnio postęp wręcz eksplodował. Mamy wspaniałego sponsora, który zrozumiał, że nie jesteśmy tylko zespołem, który ma jakąś wyspę i chce wygrać mecze w piłkę nożną - dodał Dyer.

We wrześniu 2012 r. Montserrat odniósł upragnione zwycięstwo, pokonując aż 7:0 Brytyjskie Wyspy Dziewicze w eliminacjach Pucharu Karaibów. Nasi bohaterowie do turnieju jednak i tak się nie dostali, bo wcześniej przegrali z Surinamem (1:7) i Martyniką (0:5).

Mimo że kadra Montserratu chciała się rozwijać i miała na to coraz więcej sposobów, jej problemem stało się rozgrywanie meczów. W latach 2012-2017 było ich zaledwie siedem. Sytuacja zmieniła się dopiero wtedy, gdy federacja piłki nożnej Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów (CONCACAF) wprowadziła własne rozgrywki Ligi Narodów.

"Rodacy byli w siódmym niebie"

Dzięki nim Montserratczycy mogli regularnie grać z drużynami z państw o podobnym rozmiarze i poziomie sportowym. Dzięki trzem wygranym w czterech meczach reprezentacja była nawet o krok od awansu na mistrzostwa kontynentu, jednak przegrała go przez różnicę goli z Salwadorem.

To jednak znacznie poprawiło sytuację Montserratu. Od momentu powstania Ligi Narodów CONCACAF zespół wygrał 8 z 18 meczów. Zwycięstwa pozwoliły awansować drużynie w rankingu FIFA i dziś nikt nie rozważa jej jako jednej z najsłabszych na świecie. Według rankingu FIFA gorsze jest 31 narodowych reprezentacji.

Montserrat zrobił imponujące transfery

Coraz lepsze wyniki sprawiły, że coraz więcej zawodników zainteresowało się grą dla reprezentacji Montserratu. Z uwagi na fakt, że wyspa należy do Wielkiej Brytanii, zawodników mogących grać dla tej reprezentacji nie brakuje. Większość z nich ma za sobą występy w niższych ligach angielskich.

Dziś największą gwiazdą kadry jest napastnik Nottingham Forest - Lyle Taylor - który zdobył dla Montserratu rekordową liczbę 10 bramek. W kadrze gra też Matty Willock, który jako nastolatek grał w juniorskich zespołach Arsenalu i Manchesteru United.

- Dziś, kiedy rozmawiam z ludźmi przez telefon, mówię im, w jakim miejscu jesteśmy, kto dla nas gra, kogo pokonaliśmy i co jest naszym celem. To pozytywnie działa na rozmówców - powiedział Woods-Garness.

- Na pewno będziemy jeszcze przegrywać, ale ostatnie zwycięstwa sprawiły, że nasi rodacy byli w siódmym niebie. Daliśmy im trochę radości i mamy nadzieję, że staliśmy się inspiracją. Dziś dzieciaki mogą na nas patrzeć i marzyć, że kiedyś same zagrają w reprezentacji kraju - dodał Dyer.

Upragnionym celem Montserratu pozostaje kwalifikacja do Złotego Pucharu CONCACAF. - To, że nie udało się ostatnio, czym byliśmy bardzo rozczarowani, pokazuje, jakie standardy wprowadziliśmy. Idziemy w dobrą stronę - skomentował Dyer.

I zakończył: - Mimo że w żadnym meczu nie jesteśmy faworytem, zawsze wychodzimy na boisko z pewnością siebie i chęcią walki do końca. Jesteśmy to winni naszym rodakom. Są z nas dumni nawet wtedy, gdy przegrywamy. Wspólnie przeszliśmy wiele i wspólnie możemy zdziałać jeszcze więcej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.