I choć wydaje się to na pozór mało prawdopodobne, to Ronaldinho jest przykładem piłkarza, który rzeczywiście mógł sobie zagwarantować taki zapis. Gdy Brazylijczyk przebywał na boisku z piłką przy nodze, wszyscy przyglądali mu się z ogromnym skupieniem, aby tylko nie przegapić kolejnego zestawu jego zwodów czy innych ekwilibrystycznych zagrań. A gdy z niego schodził, lubił udać się na imprezę, której poświęcił drugą część życia (zaraz po piłce).
Ronaldinho tak bardzo lubił życie towarzyskie, że według "The Sun" miał w kontrakcie z brazylijskim Flamengo tzw. klauzulę klubu nocnego. To zapis umożliwiający piłkarzowi wyjście na imprezy do klubu nocnego. Źródło podaje, że uwzględniono to w kontrakcie na specjalną prośbę piłkarza. Wszystko po to, by nikt nie czepiał się jego życia poza boiskiem.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Klauzula miała zezwalać na co najmniej jedną imprezę w tygodniu. Ronaldinho mógł więc wychodzić co tydzień. Sprawa jest już lekko przedawniona, bowiem 42-letni były już piłkarz występował w barwach Flamengo w latach 2011-2012. Do Brazylii wrócił po niemalże dekadzie. W tym czasie grał dla takich klubów jak PSG, FC Barcelona i AC Milan. W dwóch ostatnich osiągał największe sukcesy: sięgnął po Ligę Mistrzów, krajowe puchary, dwukrotnie wybrano go Piłkarzem Roku FIFA, a także zdobył Złotą Piłkę.
Gdy przygoda Ronaldinho z Flamengo dobiegła końca, występował jeszcze w Atletico Mineiro, meksykańskim Queretaro FC, a potem w Fluminense Football Club (Brazylia). Karierę zakończył w 2018 roku. To jednak nie był koniec jego problemów. Ronaldinho został aresztowany w Paragwaju za posiadanie fałszywego dokumentu tożsamości. Przebywał w więzieniu. Nałożono na niego też areszt domowy, w trakcie którego zorganizował imprezę. Później groziły mu kolejne zarzuty za niezapłacone alimenty. Od tamtych wydarzeń minęło wiele miesięcy. Dziś 42-latek odbudowuje swój wizerunek.