Pięć lat temu byli gorsi od Polski. Piorunujący rozwój i odjechali nam bardzo daleko

Konrad Ferszter
Jeszcze pięć lat temu polska ekstraklasa wyprzedzała ligę serbską w krajowym rankingu UEFA. Dziś możemy już tylko pomarzyć o pozycji, jaką Serbowie wypracowali sobie w ostatnich sezonach dzięki występom zaledwie dwóch klubów.

Dwa - tylko tyle punktów uciułały serbskie drużyny w czterech meczach tego sezonu europejskich pucharów. Zdobył je Partizan, który w Lidze Konferencji Europy zremisował ze Slovacko (3:3) i Niceą (1:1). W Lidze Europy dwóch porażek - z AS Monaco (0:1) i Trabzonsporem (1:2) - doznała Crvena zvezda, która w sierpniu w dramatycznych okolicznościach odpadła też w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów.

Zobacz wideo Marcel Desailly wspomina mistrzostwa, w których brał udział. "Pamiętam, że pocałowałem trofeum"

Mimo że wyniki jedynych serbskich przedstawicieli w Europie nie rzucają na kolana, to tamtejsi kibice i tak mają mnóstwo powodów do zadowolenia. Jeszcze pięć lat temu nawet o takich rezultatach mogliby tylko pomarzyć. Tak samo jak o aktualnej pozycji serbskiej ligi marzyć może nasza ekstraklasa.

Kompromitacje na porządku dziennym

Jeszcze w 2017 roku Serbia zajmowała dopiero 28. miejsce w krajowym rankingu UEFA. To klasyfikacja, która decyduje liczbie drużyn, jakie dany kraj może wystawić w europejskich pucharach oraz o momencie, w którym rozpoczynają one konkretne rozgrywki.

Przed pięcioma laty Serbowie byli w miejscu, w którym dzisiaj jest Polska. Ich drużyny regularnie kompromitowały się w europejskich pucharach, a awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy był dla nich wielkim świętem.

W pierwszych latach XXI wieku serbskie kluby tylko dwukrotnie zagrały w Lidze Mistrzów. Częściej gościły w Lidze Europy, ale w obu rozgrywkach były słabeuszami. Wysokie porażki w fazie grupowej europejskich pucharów były tak samo regularne jak kompromitacje w eliminacjach.

W ciągu zaledwie sześciu lat od 2010 r. serbskie kluby odpadały z pucharów z rywalami m.in. z Liechtensteinu (FC Vaduz), Irlandii (Shamrock Rovers), Kazachstanu (Ordabasy, Kajrat Ałmaty), Cypru (Omonia Nikozja) czy Azerbejdżanu (Qabala, Inter Baku, Nefczi Baku).

Kolejne kompromitacje odbijały się na krajowym rankingu Serbów. W 2017 roku mieli oni zaledwie 15,375 punktu, a w rankingu wyprzedzali ich m.in. Bułgarzy, Azerowie, Cypryjczycy, Szkoci, Izraelczycy, Białorusini czy Polacy. W ciągu ostatnich lat w tej kwestii zmieniło się jednak wszystko.

Wielki postęp w pięć lat

Dziś wyżej wymienione kraje mogą tylko z zazdrością popatrzeć na to, czego w ostatnich latach dokonali Serbowie. Ci przed rozpoczęciem obecnego sezonu zajmowali już 11. miejsce w krajowym rankingu UEFA z 33,375 punktu na koncie! W ciągu poprzednich pięciu sezonów serbskie kluby zdobyły dwa razy więcej punktów do tej klasyfikacji niż przedstawiciele ekstraklasy (15,875 pkt).

Od sezonu 2017/18 tylko raz zdarzyło się, by serbskich klubów zabrakło w europejskich pucharach na wiosnę. Serbowie co roku nie tylko w fazie grupowej, ale niemal zawsze zajmują też w niej miejsca premiowane awansem do fazy pucharowej. Tak było i w Lidze Europy, i w Lidze Konferencji Europy.

Wyraźnie poprawiły się też wyniki Serbów w Lidze Mistrzów. Od sezonu 2017/18 Crvena zvezda awansowała do niej dwukrotnie, czyli tyle samo, ile serbskie kluby do tego momentu w XXI w.

Co w praktyce oznacza tak potężny awans w krajowym rankingu UEFA? 28. miejsce w tym momencie to mistrz kraju w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, a pozostałe trzy kluby w 2. rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy.

11. pozycja w krajowym rankingu UEFA to w przyszłym sezonie:

  • jedna drużyna w fazie play-off Ligi Mistrzów;
  • jedna drużyna w 2. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów;
  • jedna drużyna w fazie play-off Ligi Europy;
  • jedna drużyna w 3. rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy;
  • jedna drużyna w 2. rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy.

Upraszczając: niezależnie od wyników Serbowie mają na pewno dwie drużyny w fazie grupowej. Wszystko dzięki gwarantowanym miejscom w fazie play-off LM i LE.

Chwała klubom z Belgradu

Skąd ten nagły skok serbskiego futbolu? To zasługa przede wszystkim dwóch największych klubów: Crvenej zvezdy i Partizana. To one odpowiadają za zdecydowaną część serbskiego dorobku ostatnich lat. To tylko one pracowały na niego w fazach grupowych i pucharowych.

Crvena zvezda w sezonach 2018/19 i 2019/20 zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W rozgrywkach 2017/18 i 2020/21 drużyna z Belgradu zajmowała drugie miejsce w fazie grupowej Ligi Europy, awansując do 1/16 finału. Za pierwszym razem za silne było jednak CSKA Moskwa, a za drugim AC Milan (ale Crvena odpadła tylko przez bramki wyjazdowe). W poprzednim sezonie Crvena zvezda wygrała nawet grupę Ligi Europy, ale w 1/8 finału za mocni okazali się Rangersi.

Kiedy wiosną 2018 r. Crvena zvezda odpadała z CSKA Moskwa, na tym samym etapie Ligi Europy nie radził sobie Partizan, który przegrał dwumecz z Viktorią Pilzno. Wcześniej klub z Belgradu, tak samo jak jego lokalny rywal, zajął drugie miejsce w grupie. W sezonie 2019/20 Partizan zagrał w fazie grupowej Ligi Europy, a w poprzednim sezonie dotarł aż do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy.

Dziś Serbowie zdecydowanie rzadziej przegrywają z rywalami ze słabszych piłkarsko krajów. Zdecydowanie częściej zaś eliminują przeciwników z państw na co najmniej swoim poziomie. W ostatnich pięciu latach Crvena Zvezda i Partizan eliminowały m.in. Red Bulla Salzburg, FC Kopenhaga, Young Boys Berno, Spartę Praga, FK Krasnodar, MOL Fehervar czy CFR Cluj.

Crvena zvezda potrafiła też sprawić pojedyncze sensacje w pucharach, gdy ograła Liverpool czy zremisowała z Napoli, Arsenalem oraz Milanem (dwukrotnie).

Szkolenie i łut szczęścia

Poprawę wyników dwóch najsilniejszych serbskich klubów doskonale tłumaczy wypowiedź dyrektora Crvenej zvezdy - Stefana Pantovicia. - Pięć lat temu byliśmy nieco zagubieni w kontekście naszej strategii. Nie byliśmy pewni, co dokładnie chcemy zrobić i jak to realizować. Po wnikliwej analizie doszliśmy do wniosku, że jesteśmy poniekąd zmuszeni do działalności w dziedzinie wychowywania zawodników i późniejszej sprzedaży młodych talentów - mówił w wywiadzie dla portalu Infosport.pl w 2018 r.

I dodał: - Ponad 70 procent naszego budżetu pochodzi z transferów graczy. Dlatego, abyśmy wiedzieli, gdzie chcemy być w przyszłości, musieliśmy ponownie ocenić nasz stan i opracować plan na przyszłość. (…) Jeśli spojrzy się na to z historycznego punktu widzenia, to udało nam się sprzedać z przyzwoitym zyskiem najmłodszych graczy, którzy mieli najlepsze lata jeszcze przed sobą. To wszystko dlatego, że nie byliśmy w stanie zagwarantować im w tamtym momencie lepszego rozwoju. Takiego, jaki mogliby osiągnąć w zachodnich klubach. Ale stopniowo wprowadziliśmy pewne ulepszenia na poziomie naszej akademii piłkarskiej, a także w zakresie obserwacji rozwoju danego piłkarza. Myślę, że powoli takie podejście zaczyna nam przynosić wymierne korzyści.

- Crvena zvezda i Partizan to jednak nie tylko świetne szkolenie, lecz także solidne inwestycje. Trudno szukać sezonu, w którym te kluby nie sprzedałyby zawodników za kilka-kilkanaście milionów euro. W ostatnich latach oba kluby wydały jednak więcej pieniędzy i to przełożyło się na wyniki. Crvena zvezda i Partizan przeszukują nieoczywiste rynki, sprowadzając do siebie piłkarzy z Afryki czy Azji, którzy nie tylko dają odpowiednią jakość, lecz także wysoki zarobek. Oba kluby zabierają też najlepszych graczy z mniejszych, ligowych rywali - wytłumaczył nam Jan Chodziński z portalu Piłkarskie-Bałkany.pl.

I dodał: - Oczywistą sprawą jest to, że siła obu klubów wzrosła, ale nie można też nie wspomnieć o elemencie szczęścia. Crvena zvezda stała się pierwszym w historii klubem, który awansował do Ligi Mistrzów, przechodząc przez cztery rundy eliminacji, ale miała w tym też sporo szczęścia. Część meczów wygrywała po serii rzutów karnych, co wcześniej się jej nie zdarzało. Możemy dyskutować o wielu rzeczach, ale na końcu często decydują detale. I serbskim klubom często ich po prostu brakowało.

Zyskała cała liga

Znacznie więcej rzeczy brakuje pozostałym klubom z Serbii. Dość powiedzieć, że odkąd istnieje Liga Europy (a wcześniej też Puchar UEFA), żaden inny klub z tego kraju nie zagrał w fazie grupowej. Tylko w ostatnich latach swoich sił w pucharach próbowały Cukaricki, Radnicki Nisz, TSC Backa Topola, Spartak Subotica, Mladost Lucani czy FK Vojvodina. Ta ostatnia była najbliżej awansu. W 2016 r. przegrała jednak w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy z AZ Alkmaar.

- Mniejsze kluby miały swoje szanse w europejskich pucharach, ale często brakowało im doświadczenia i po prostu sportowej jakości - powiedział Chodziński.

I dodał: - W lidze pojawiło się jednak dwóch nowych sponsorów, którzy zapłacili rekordowe w historii Serbii pieniądze. Liga stała się bardziej rozpoznawalna i wielu sponsorów chce w niej być. Kiedyś magnesem były jedynie derby Belgradu. Teraz sponsorzy widzą w tych rozgrywkach większy potencjał.

- To być może będzie szansą dla mniejszych klubów. Kilka z nich jest dobrze ułożonych, ale brakuje im środków, by ściągać i utrzymywać piłkarzy o większej jakości. Dodatkowe pieniądze mogłyby w tym im pomóc, a co za tym idzie pomóc im w dalszym rozwoju.

Krok w tył, dwa naprzód

Chwaląc rozwój ligi serbskiej, nie sposób nie zauważyć, że obecny sezon - przynajmniej na razie - zapowiada się na gorszy od poprzednich. Chociaż Serbowie marzą o awansie do pierwszej 10. krajowego rankingu UEFA, to zdaniem Chodzińskiego w najbliższym czasie nie będzie to łatwe.

- I Crvena zvezda, i Partizan nie są już tak mocne jak dwa-trzy lata temu. Ponadto Partizan ma wewnętrzne problemy i one pewnie przełożą się też na wyniki. Obie drużyny nie osiągają wyników, jakich oczekiwały i spodziewam się, że w obu klubach znów będą zastanawiali się, dlaczego tak się stało – powiedział.

I zakończył: - Serbskim klubom znów brakowało szczęścia w eliminacjach i można powiedzieć, że w tym sezonie są beneficjentami własnych poprzednich lat. Kto wie, może Serbowie trochę zachłysnęli się poprzednimi sukcesami? Może ktoś pomyślał, że skoro jest już tak dobrze, to nie trzeba aż tak ciężko pracować? Nie zdziwię się jednak, jeśli Serbowie zrobią teraz krok w tył, by za jakiś czas wykonać kolejne dwa naprzód. Potencjału do tego na pewno im nie brakuje, co udowodnili w poprzednich latach.

Więcej o:
Copyright © Agora SA