Norwegowie, których zabraknie na mistrzostwach świata w Katarze, podobnie jak m.in. Węgrzy czy Bośnia i Hercegowina, odbijają sobie ten fakt w Lidze Narodów. W czerwcu spisywali się świetnie - w spotkaniach ze Szwecją (dwóch), Serbią i Słowenią zdołali zdobyć aż 10 punktów, robiąc ogromny krok w kierunku Dywizji A.
W sobotę Erling Haaland i spółka mierzyli się w Lublanie z ostatnią w tabeli grupy B4 Słowenią. Wszystkie gole w tym spotkaniu padły po przerwie, a strzelanie rozpoczęło się świetnie dla Norwegów. Już w 47. minucie Słoweńcy w absurdalny sposób stracili piłkę we własnym polu karnym i Haaland w swoim stylu sytuacyjnym strzałem pokonał Jana Oblaka.
Później jednak Słowenia niespodziewanie potrafiła odwrócić losy meczu. Najpierw w 69. minucie do remisu doprowadził Andraz Sporar, a dwanaście minut później zwycięskie trafienie dla Słowenii zaliczył Benjamin Sesko, czyli napastnik Red Bulla Salzburg nazywany... "nowym Haalandem", o którego starały się już największe kluby Europy i który od przyszłego sezonu będzie zawodnikiem RB Lipsk.
Reprezentacja Norwegii prowadzi w tabeli grupy B4 Ligi Narodów z dorobkiem 10 punktów zdobytych w pięciu kolejkach, ale kwestia awansu do dywizji A rozstrzygnie się dopiero we wtorek, gdy Norwegowie podejmą w Oslo Serbów. Słowenia z pięcioma punktami zepchnęła na ostatnie miejsce w grupie Szwecję (3 punkty).