Poczynania transferowe FC Barcelony podczas letniego okienka mogą zaskakiwać. Pomimo olbrzymiego długu, który obecnie wynosi ponad 1,3 miliarda euro, klub z Katalonii kupił Roberta Lewandowskiego, Raphinhę i Julesa Kounde za łącznie 153 miliony euro, a za darmo sprowadził Francka Kessiego i Andreasa Christensena.
Dokonanie tak poważnych wzmocnień nie byłoby możliwe, gdyby nie sprytne działania księgowe w postaci tzw. dźwigni finansowych.
Choć jest zdecydowanie zbyt wcześnie, aby oceniać wpływ tych wzmocnień, przynajmniej na początku sezonu nie dały one oczekiwanych rezultatów. W pierwszej kolejce LaLiga Barca zaledwie bezbramkowo zremisowała z Rayo Vallecano na własnym stadionie, a szansę w tym spotkaniu dostało czterech z pięciu nowych piłkarzy (poza Kounde, który jeszcze nie został zarejestrowany).
W ubiegłym miesiącu, gdy Barca finalizowała letnie wzmocnienia, trener Bayernu Monachium Julian Nagelsmann wypowiedział się na temat poczynań klubu na rynku transferowym. - To jedyny klub na świecie, który nie ma pieniędzy, ale kupuje dowolnego piłkarza, jakiego chce. To trochę dziwne, a trochę szalone - skomentował.
Teraz do dyskusji na ten temat włączył się Juergen Klopp. Menedżer Liverpoolu w rozmowie z "Kickerem" również jest zaskoczony działaniami klubu z Katalonii. - Nie rozumiem tych poczynań z różnych powodów. Jeśli by mi powiedziano, że nie ma żadnych pieniędzy, nic bym nie wydał. Wielu fanów obserwuje to, co się dzieje w Barcelonie i po prostu tego nie rozumie - stwierdził.
Klopp nakreślił też czarny scenariusz dla Barcelony. Przypomniał sytuację w Borussii Dortmund, która na początku XXI wieku zdecydowała się na podobną strategię. W efekcie znalazła się na skraju upadku. - Jedynym klubem, jaki znam, który kiedyś sprzedawał prawa do nazwy stadionu czy innych aktywów, była Borussia Dortmund. Watzke musiał wtedy przyjść do klubu i w ostatniej chwili uratować całą sprawę. Nie wiem, czy w Barcelonie pojawi się taki ktoś jak Watzke - ocenił.