To była ostatnia akcja podstawowego czasu gry. Chociaż jeszcze kilkanaście sekund wcześniej piłkarze Lecha Poznań byli pod bramką Vikingura, to dali się jeszcze skontrować i doprowadzili do tragedii. Prawą stroną pomknął Erlingur Agnarsson, który zagrał wzdłuż bramki, a piłkę do niej z najbliższej odległości wbił Danijel Djurić.
Mimo że w ostatnich 10 minutach zawodnicy Johna van den Broma mieli kilka znakomitych okazji do strzelenia gola na 3:0, to nie potrafili dobić rywala. Co więcej, sami stracili bramkę, która dała Islandczykom dogrywkę.
W niej na szczęście Lech uniknął kompromitacji. W 96. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Filip Marchwiński, który podwyższył na 3:1. Dodatkowego czasu gry goście nie skończyli w komplecie w 110. minucie za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Julius Magnusson.
Mimo to w dogrywce nie uniknęliśmy deja vu. W 118. minucie lechici mieli rzut karny, który fatalnie zmarnował Afonso Sousa. Na szczęście tym razem nie było katastrofy. Chwilę później znakomicie zachował się Filip Szymczak, który świetnie podał w pole karne do Sousy. Portugalczyk minął bramkarza i uderzeniem do pustej bramki dał Lechowi wymęczony awans.
Jak źle zaprezentował się Lech, niech świadczy to, że mimo awansu, piłkarzy żegnały gwizdy.
"K***a mać, 'Kolejorz' grać", "Biegać, walczyć i się starać, w Lechu trzeba zap*******ć" - niosło się po stadionie w Poznaniu już po 20 minutach meczu z Vikingurem Rejkiawik. Mimo że mistrzowie Polski mieli odrabiać straty z pierwszego spotkania, które przegrali 0:1, to na początku rewanżu byli bezradni.
Zamiast atakować, Lech się bronił i mógł dziękować opatrzności i Filipowi Bednarkowi, że nie przegrywał 0:1. Już w 3. minucie bardzo groźny strzał oddał Ari Sigurpalsson, a piłka po rykoszecie minimalnie minęła bramkę Bednarka.
Pięć minut później po dośrodkowaniu z prawej strony minimalnie przestrzelił Viktor Andrason. W 13. minucie, po przypadkowym zagraniu, idealną okazję miał Agnarsson. Islandczyk stanął oko w oko z Bednarkiem, ale jego strzał z pola karnego był za lekki i dobrze interweniował bramkarz Lecha.
Kiedy napięcie i złość kibiców na stadionie rosły i zapowiadało się, że Vikingur strzeli gola, to Lech niespodziewanie zdobył bramkę. W 32. minucie z prawej strony dośrodkował Kristoffer Velde, a gola uderzeniem z pola karnego strzelił Mikael Ishak.
Od tego momentu gra Lecha zmieniła się o 180 stopni i tuż przed przerwą było 2:0. Z lewej strony dośrodkował Joel Pereira, a Velde wybiegł zza pleców obrońców i zdobył drugą bramkę dla poznaniaków.
Chociaż w drugiej połowie Lech był zespołem dużo lepszym, to długo nie tworzył okazji do strzelenia gola. Te pojawiły się dopiero w końcówce, kiedy Vikingur otworzył się w poszukiwaniu bramki na dogrywkę. W 81. minucie po podaniu Joao Amarala w słupek trafił Ishak.
Potem dwie świetne okazje zmarnował Amaral. Portugalczyk najpierw znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale nieudolnie lobował i gola nie było. - Amaral w formie minąłby bramkarza i podał Michałowi Skórasiowi na pustą bramkę - powiedział komentujący mecz w TVP Robert Podoliński.
Chwilę później pomocnik Lecha wpadł w pole karne i znów zawiódł w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Tym razem uderzył wysoko nad poprzeczką. Jeszcze w doliczonym czasie gry znakomite okazje zmarnowali Ishak oraz Sousa.
Nieskuteczność poznaniaków się na nich zemściła. Niespełna minutę przed końcem meczu lechici mieli piłkę na połowie rywali. Skóraś jednak pospieszył się z podaniem do Ishaka. Podaniem złym, do którego napastnik nie miał szansy dojść.
To wtedy zaczęła się kontra, która dała Islandczykom dogrywkę. Dogrywkę, w której na szczęście lepszy był Lech. Mistrzowie Polski awansowali do ostatniej rundy eliminacji LKE. W niej rywalem poznaniaków w będzie luksemburskie Dudelange, które przegrało w dwumeczu z Malmo w III rundzie eliminacji Ligi Europy. Pierwszy mecz już w czwartek.