52. liga w Europie - gorsza od Gibraltaru i Malty - leje Polskę. Rewelacja pucharów

Dawid Szymczak
Kluby z jednej z najsłabszych europejskich lig - notowanej na 52. miejscu z 55. w rankingu UEFA - odnoszą historyczne sukcesy. Dwa islandzkie zespoły doszły do III rundy eliminacji Ligi Konferencji i zebrały dla swojej ligi najwięcej punktów ze wszystkich uczestników. Część zarobiły na polskich zespołach - Pogoni Szczecin i Lechu Poznań. Skąd te sukcesy? "Efekt postanowienia sprzed dwóch lat. Będzie jeszcze lepiej" - mówi Piotr Giedyk, znawca tamtejszej piłki.

W ligowym rankingu Islandia wciąż jest za Gibraltarem i Maltą na 52. miejscu, czyli czwartym od końca, a w Polsce kojarzy się z piłkarzami grającymi na pół etatu. Fakty są jednak takie, że przedstawiciele żadnej ligi biorącej udział w eliminacjach europejskich pucharów nie punktują lepiej od drużyn z wulkanicznej wyspy.

Zobacz wideo Koka, Dżem i kontrakt z Realem na 75 mln euro. Lewandowski jak "szedł, to biegł, bo nienawidzi chodzić"

O ich rosnącej sile przekonały się również polskie kluby - Pogoń Szczecin po zwycięstwie u siebie (4:1) w rewanżu przegrała 0:1, a Lech Poznań został pokonany przez Vikingur, najniżej sklasyfikowany klub w eliminacjach Ligi Konferencji. I nie było w tym przypadku, bo Islandczycy grali znacznie lepiej, stworzyli więcej okazji bramkowych i dzień po meczu narzekali, że nie wykorzystali szansy na wyższe zwycięstwo, które zapewniłoby większy spokój przed rewanżem w Poznaniu.

"Zwycięstwo Vikingura było zasłużone. Przeważali, z wyjątkiem początku drugiej połowy, gdy Lech stworzył sobie kilka groźnych okazji. To mistrzowie Islandii mogą być rozczarowani, że nie zdobyli więcej bramek, choć mieli taką możliwość. Obserwując grę Lecha szybko zrozumieliśmy, czemu zaczęli sezon słabo. Z ich ofensywną obrońcy miejscowych nie mieli większych kłopotów" - napisali redaktorzy strony visir.is.

Utrata miejsca w pucharach była wstrząsem. W Islandii doszło do zmian. "Widać ewidentny rozwój"

Poza Vikingurem w III rundzie eliminacji Ligi Konferencji gra jeszcze Breidablik, który w pierwszym meczu przegrał 1:3 z tureckim Basaksehirem. To przełom, bo Islandia w ostatnich latach spadła na koniec rankingu krajowego UEFA i straciła jedno miejsce w pucharach. Dzięki tegorocznym sukcesom już to miejsce odzyskała i w przyszłym roku wystawi w eliminacjach pucharów cztery zespoły.

- A w kolejnych latach powinno być jeszcze lepiej - przekonuje Piotr Giedyk, mieszkający w Islandii były redaktor „IcelandNews". - Już od 2016 r. widać ewidentny rozwój ligi islandzkiej, mimo że akurat w ostatnich trzech-czterech latach wyniki w europejskich pucharach były bardzo słabe. Właśnie to skłoniło działaczy do burzliwej dyskusji i działań. Zauważyli, że się rozwijają, inwestują coraz więcej pieniędzy, infrastrukturalnie idą do przodu, w klubach dochodzi do pełnej profesjonalizacji, poziom wewnątrz ligi rośnie, ale kompletnie nie przekłada się to na wyniki w Europie. Szukali rozwiązania. Wstrząsem była utrata tego jednego miejsca premiowanego awansem - opowiada.

- Powiedzieli sobie, że najważniejsze są wyniki w pucharach, bo one przyniosą pieniądze, których nie da się zarobić nigdzie indziej. Tylko dzięki grze w pucharach można dalej rozwijać kluby i całą ligę. Islandczycy mają taki cel, żeby jedna drużyna co roku lub co dwa lata grała w fazie grupowej Ligi Konferencji. Nie zakładają nawet, że to będzie za trzy czy cztery lata. Twierdzą, że da się to osiągnąć już teraz. Zresztą, już wcześniej, przed powstaniem Ligi Konferencji, podobne plany mieli wobec Ligi Europy. Potrzeba dobrej gry, odrobiony szczęścia w losowaniu i można to osiągnąć - tłumaczy Giedyk.

Będzie jeszcze lepiej. "Niedługo do Vikingura i Breidabliku powinien dołączyć Valur"

Jego zdaniem nie ma przypadku w tym, że akurat Vikingur i Breidablik dobrze spisują się w tej edycji pucharów, bo to najlepiej zarządzane kluby. Od kilku lat udaje im się utrzymywać ważnych piłkarzy i ściągać do siebie zdolnych Islandczyków, którzy mając kilkanaście lat odchodzili do akademii mocnych klubów z Danii czy Holandii. Oferują im coraz atrakcyjniejsze kontrakty, a przy tym budują drużyny z głową. Breidablik już w zeszłym sezonie skruszył lody w Europie, bo wyeliminował Racing Union (Luksemburg) i Austrię Wiedeń, a odpadł po niezłej grze w III rundzie z Aberdeen (Szkocja). W tym roku dołączył jeszcze Vikingur, który braki w budżecie nadrabia pomysłami - gra odważniej niż inne zespoły i nie odchodzi od swojego stylu w pucharach, o czym przekonał się Lech, który nie zastał zespołu broniącego się przed polem karnym i ograniczającego się jedynie do kontrataków.

- I tak nie zagrali na swoim normalnym poziomie, bo brakowało im Nikolaja Hansena, ale sam pomysł na grę był podobny jak we wszystkich meczach. Trener Arnar Gunnlaugsson zawsze stawia na ofensywę. Nie chce się chować, murować bramki i tylko wybijać piłki. Z Lechem zagrał podobnie jak z Malmoe. Dopuszczał wymianę ciosów - mówi Giedyk.

- Niedługo do Vikingura i Breidabliku powinien jeszcze dołączyć Valur, czyli klub poobijany, ale w pełni profesjonalny i jak na islandzkie warunki bogaty. Zakłada się, że odbuduje się też Hafnarfjordur, który przez lata był ligowym hegemonem, ale zupełnie to zaprzepaścił, jest w kryzysie i zajmuje dopiero 10 miejsce. Pieniądze, które tam są, powinny niedługo pozwolić wrócić na właściwe tory, czyli do gry o puchary - dodaje.

Łatwe zwycięstwo Lecha Poznań w rewanżu? Nie należy się tego spodziewać

- Widać chociażby w mediach społecznościowych, jak dumni są kibice Vikingura z tej III rundy eliminacji Ligi Konferencji. Cieszą się, chwalą się zwycięstwem z Lechem, bo rzeczywiście powodów do radości im nie brakuje. Są w lidze znacznie bogatsze kluby, jak Valur czy Fram, ale nawet nie grają w pucharach. A im - dzięki mądremu zarządzaniu, dobremu szkoleniu i odważnemu trenerowi z dobrymi pomysłami - to się udaje. W Breidabliku aż takiej radości nie ma, bo tam przedsezonowe ambicje sięgały wręcz awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji. To się najpewniej nie uda, bo zabrakło trochę szczęścia w losowaniu. Basaksehir to silniejszy klub i w pierwszym meczu wygrał 3:1, rewanż jest w Turcji, więc trudno będzie odwrócić ten wynik - uważa Giedyk.

- Islandzkim drużynom pomaga też to, że rozgrywają mecze nieprzerwanie od stycznia. Zimą jest tylko krótka przerwa, a później już regularnie gra się mecze. W lutym i marcu sparingi w ciepłych krajach, a od kwietnia ligowe. Latem nie ma żadnej przerwy, lipiec i sierpień to właściwie środek sezonu, więc wszystkie zespoły są w gazie. Jeśli odczuwają zmęczenie, mogą przełożyć ligowy mecz. Władze się na to zgadzają, ale nie każdy klub z tego korzysta - zaznacza.

Nie należy się spodziewać, że mecz Lech - Vikingur przebiegnie podobnie jak pierwsze spotkanie Pogoni z KR (4:1). - Pogoń miała łatwiejsze zadanie, bo KR jest w kryzysie, gra słabo i należało się spodziewać tak wysokiego wyniku. Tymczasem Vikingur awansując do III rundy eliminacji już osiągnął najlepszy wynik w historii, a po zwycięstwie pierwszym meczu apetyt na awans jeszcze wzrósł. Takie szanse trzeba wykorzystywać. Spodziewam się, że Vikingur zagra w Poznaniu podobnie jak w Malmoe i skończy się zaciętym meczem pełnym walki z wynikiem w okolicach remisu. Nic nie wskazuje na to, że Lech nagle się rozpędzi i wbije Vikingurowi trzy gole. Jest oczywiście taka możliwość, ale wielu racjonalnych przesłanek ku temu nie ma - podsumowuje Giedyk.

Sport.pl nadaje prosto z Barcelony

Prezentacja Roberta Lewandowskiego. Pierwszy mecz Polaka w barwach Barcelony na Camp Nou. A także reakcje kibiców, obrazki ze stadionu oraz miejsc, które właśnie teraz stają się sportowym i nie tylko sportowym domem kapitana reprezentacji Polski. To wszystko można śledzić na Sport.pl dzięki relacjom specjalnego wysłannika Dominika Wardzichowskiego. Obrazki, smaczki, relacje na żywo, zdjęcia i wideo. Do śledzenia w Sport.pl, a także na Instagramie i TikToku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.