Jak Lech chciał Kądziora kupić. "Gdybyśmy się zgodzili, to Damian by się lekko obraził"

Sporo w ostatnich tygodniach mówiło się o transferze Damiana Kądziora do Lecha Poznań. Skrzydłowy pozostał jednak w Piaście Gliwice, a kulisy rozmów między klubami ujawnił działacz Piasta, Bodgan Wilk

Lech Poznań już w zeszłym roku chciał pozyskać Damiana Kądziora, jednak pomysł ten nie do końca odpowiadał strategii ówczesnego trenera Macieja Skorźy. Temat powrócił początkiem czerwca, kiedy odbyły się pierwsze rozmowy, a sam zawodnik, ze względu na grę w pucharach, był zainteresowany przejściem do Poznania. Transfer z Piasta Gliwice nie doszedł do skutku, a kulisy negocjacji wyjawił dyrektor sportowy gliwickiego klubu, Bogdan Wilk.

Zobacz wideo Widzew po ośmiu latach wrócił do ekstraklasy. "Już nigdy nie będzie szedł sam"

Kulisy transferu Kądziora do Lecha Poznań. Zbyt niska oferta mistrzów kraju

Piast miał spore oczekiwania i za sprzedaż Kądziora liczył na ponad milion euro zysku. Lech w pierwszej ofercie zaproponował za zakup ofensywnego pomocnika 500 tys. euro, co oczywiście nie zyskało uznania gliwiczan. Choć później kwota oferowana przez "Kolejorza" miała wzrosnąć do 600-700 tys. euro, do transferu nie doszło. Wtedy Bogdan Wilk w rozmowie z Weszlo.com powiedział wprost, że piłkarz wart jest znacznie więcej. - Gdybyśmy się zgodzili, to chyba sam Damian by się na nas lekko obraził, że go nie doceniamy. Ta oferta jest po prostu za niska - stwierdził działacz.

Teraz dyrektor sportowy Piasta ponownie zabrał głos w tej sprawie. Wilk w bardzo podobnym tonie podsumował rozmowy z Lechem w Canal+Sport. - Damian Kądzior na pewno wart jest dużo. Ma wielką wartość dla zespołu i wiem, o co pan pyta. Dlaczego nie zgodziliśmy się na to, żeby odszedł? Uznaliśmy, że kwota, jaka jest zaproponowana za takiego zawodnika, o takiej klasie, była za niska. - powiedział Wilk. Kądzior ma już za sobą pierwszy występ w barwach Piasta w tym sezonie Ekstraklasy. Ofensywny pomocnik zaprezentował się w przegranym 0:1 sobotnim meczu z Zagłębiem Lublin

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.