"Wierny pies Putina" robi z siebie pośmiewisko. Rybusowi dał Mercedesa, woził Salaha

Dawid Szymczak
Kiwał się z Maradoną, woził mercedesem Mohameda Salaha, mistrzom świata z Brazylii strzelił dwa gole, a Maciejowi Rybusowi podarował samochód. Ramzan Kadyrow, szef Republiki Czeczeńskiej, jest również honorowym prezesem Achmata Grozny, choć akurat honoru nie ma za grosz - porywa, torturuje, zabija. Gen. Roman Polko uważa, że to postać groteskowa. Znani sportowcy mają dodać mu powagi, a futbol - zbliżyć do czeczeńskiej biedoty.

Pusta niemal hala, kilkunastu koszykarzy na parkiecie i on - czeczeński przywódca w dresie. Pojawia się z ekipą filmowców w trakcie treningu i stara się trafić piłką do kosza. Salwę braw otrzymuje jeszcze przed pierwszą próbą. Rzuca raz, drugi i trzeci. Towarzyszą temu rytmiczne oklaski, ale Kadyrow trzyma piłkę, jakby grał w siatkówkę i nawet nie dorzuca do obręczy. Po szóstym razie traci cierpliwość i nerwowo wykopuje piłkę. Nagranie trafia do internetu, a odbiorcy śmieją się i przypominają, że jego piłkarskie umiejętności wcale nie są wyższe, więc to cud, że w ogóle w piłkę trafił. W meczu Czeczenia - Reszta Świata, który sam zorganizował, zapraszając do Groznego choćby Ronaldinho, Franco Baresiego, Ruuda Gullita czy Lothara Matthaeusa, przy próbie podania nie trafił w piłkę i prawie się przewrócił. To tragedia dla kogoś, kto wykorzystuje sport, by dodać sobie powagi. 

 
Zobacz wideo Widzew po ośmiu latach wrócił do ekstraklasy. "Już nigdy nie będzie szedł sam"

Buty z wysoką podeszwą i zdjęcia ze znanymi piłkarzami, które również dodają Kadyrowowi centymetrów

Dla Kadyrowa, którego obsesją jest bycie ważnym, traktowanym serio i wyjątkowo, to dyshonor. Szef Republiki Czeczeńskiej zakłada buty z grubą podeszwą, by dodać sobie centymetrów, przekonuje, że kiedyś przetoczył sobie krew od jednego z potomków proroka Mahometa, a pierwszego Rosjanina zabił, mając zaledwie 16 lat. Teraz robi groźną minę i straszy Europę rosyjską siłą. Świat poznał go w 2004 r., gdy już trzy godziny po zamachu na swojego ojca - Achmata Kadyrowa, przyjmował w Moskwie kondolencje od Władimira Putina. Miał na sobie jasnoniebieski dres i na tle kremlowskich drewnianych mebli zdobionych złotem wyglądał jak uczeń, który odłączył się od wycieczki. 

Trzymając się piłkarskiej terminologii, tak uwielbianej przez Kadyrowa, wtedy wszedł na boisko. Zmienił ojca i z dnia na dzień praktycznie przejął władzę w Czeczenii. Zaprowadził własny porządek - bez opozycji, demokracji, niewygodnych dziennikarzy, poszanowania prawa mniejszości i prawa w ogóle. Do dziś określa się "wiernym psem Putina", ramię w ramię z nim morduje Ukraińców i w zamian za miliardowe dotacje gwarantuje stabilizację na Kaukazie Północnym. W 2007 r. oficjalnie został prezydentem Republiki Czeczeńskiej, a od 2011 tytułuje się jej szefem. Awansował ze względu na pokrewieństwo z zamordowanym prezydentem. Nie miał żadnych zasług dla narodu, ani politycznego doświadczenia. Podczas pierwszej wojny czeczeńskiej mógł jedynie zaparzyć swojemu ojcu herbatę, a później, gdy ojciec przejął władzę, Ramzan zorganizował i dowodził służbą bezpieczeństwa złożoną z amnestionowanych byłych separatystów, która stała się de facto prywatną armią rodziny Kadyrowów. Dziennikarka Anna Politkowska twierdziła, że w domu urządził katownię dla przeciwników ojca. Zarzucała mu inspirowanie morderstw i udział w porwaniach, co w kolejnych latach potwierdziły organizacje broniące praw człowieka. 

Zdjęcia ze znanymi ludźmi są dla Kadyrowa jak buty z wysoką podeszwą - też dodają mu centymetrów. Pokazują jego rodakom, że liczy się na świecie. Skoro na jego zaproszenie w Groznym stawiają się Brazylijczycy, którzy w 2002 r. zostali mistrzami świata, musi być kimś ważnym. A skoro on, to i cała Czeczenia. Ludzie tam mieszkający, zmęczeni dwiema wojnami domowymi, łakną uznania i szacunku, dlatego tak cieszą się, gdy Jean-Claude Van Damme, Mike Tyson albo Floyd Mayweather ciepło wypowiedzą się o ich przywódcy. Chcą gonić świat. Dlatego wielu z nich było tak dumnych z dwóch szklanych wież, które Kadyrow wybudował w centrum Groznego. A że stoją puste, bo nie było, czym ich zagospodarować? Liczy się wysokość i wrażenie, które robią z zewnątrz.

Kadyrow przypomina osobę, która widząc na parkingu drogi samochód przystawia się do niego, pozuje na właściciela i każe robić zdjęcia. Tak przynajmniej opisuje to Mohamed Salah, który po mistrzostwach świata w 2018 r. miał przez niego olbrzymie wizerunkowe problemy.

Zaczęło się od tego, że egipska federacja zdecydowała, iż najlepszym miejscem na mundialową siedzibę będzie Grozny, bo miejscowi muzułmanie przyjmą ich z miłością i zapewnią wszelkie udogodnienia. Kadyrow, fan sportu, nie mógł przegapić takiej okazji. Salah opuścił pierwszy trening przez kontuzję. Siedział w hotelowym pokoju, gdy niespodziewanie do drzwi zapukał recepcjonista i poprosił, by prędko zszedł do lobby, bo czekają na niego bardzo ważni goście. Kadyrow odegrał przyjacielską scenkę. Zaprosił go do mercedesa i razem pojechali na trening. Kadyrow prowadził, Salah siedział jako pasażer, a zdjęcia obiegły świat. Obrońcy praw człowieka wytykali piłkarzowi Liverpoolu, że dał się wykorzystać tyranowi. On przekonywał, że był zmieszany, zaskoczony i we wszystko wrobiła go federacja. Ze związkiem kłócił się zresztą już wcześniej i nie pierwszy raz narzekał, że szefowie wplątują go w polityczne i towarzyskie gierki, zakłócając przy tym spokój, który przydałby mu się w trakcie tak ważnego turnieju. Po mistrzostwach nazwał hotel targowiskiem i skarżył się, że korytarzami bez przerwy przechadzali się celebryci i przyjaciele Kadyrowa, więc gdy tylko wychodził z pokoju, gonili za nim z aparatami. Groził szefom federacji, że jeśli nie dadzą mu spokoju, przestanie grać w reprezentacji.

Salah przedstawił swoją wersję wydarzeń. Kadyrow miał całkiem inną: zaprzyjaźnił się z piłkarzem, podrzucił go na trening, a później jeszcze zaprosił na kolację i mianował honorowym obywatelem republiki. Parę dni później zamówił mu jeszcze efektowny stukilogramowy tort na 26. urodziny. Przekonywał dziennikarzy, że Salah obiecał mu przyjechać do Czeczeni na kilka dni, bo bardzo mu się spodobało, a w czasie mistrzostw nie ma czasu, by wszystko zobaczyć. Ale więcej Salaha w Czeczenii nikt już nie widział. Kadyrowa to nie zmartwiło. Świat nie zwrócił już na to uwagi, a on znalazł kolejnych znanych i uwielbianych bohaterów, w blasku których mógł się ogrzać.  

Kaukaski Dubaj i propagandowa tuba

Kadyrow dostał po ojcu zrujnowaną wojnami Czeczenię, w której według niektórych szacunków pociski nie zniszczyły tylko 2 proc. budynków, a także klub z Groznego - Terek, który kilka lat temu - ku czci ojca - przechrzcił na Achmat. Razman za rosyjskie pieniądze działał w stolicy z takim rozmachem, że zaczęła być nazywana "kaukaskim Dubajem" i w 2009 r. Czeczenia dostała nawet nagrodę od ONZ za odbudowanie Groznego. Gdy miasto wstawało z kolan, Terek - oczko w głowie i Achmata, i Ramzana Kadyrowów - grało mecze w Czerkiesku, Lermatowie i Piatigorsku. Do Groznego wróciło dopiero w 2018 r. 

Zmiana nazwy klubu była konsekwencją sumiennej i wieloletniej achmatyzacji całego kraju. Ramzan zrobił wszystko, by przedstawiać ojca jako męczennika i bohatera, który po latach walk przywrócił w Czeczenii spokój. Dzieci uczą się o nim w szkołach z książki "Droga oświecona światłem", autorstwa szefa czeczeńskiego MSW, Armudia Ediłowa. W niemal każdym mieście jego imieniem nazywane są ulice i szkoły. Ma nawet swoją gwiazdę w konstelacji Lwa. Ale co innego nazwać imieniem starszego Kadyrowa gwiazdę, a co innego klub. Kibice protestowali, a Razman, jako honorowy prezes, był na tyle bezczelny, że przedstawiał zmianę nazwy jako inicjatywę ich samych. - W najbliższym czasie, zgodnie z prośbami tysięcy fanów, klub zostanie przemianowany na Achmat - mówił w 2017 r. prezes Achmat Aidamirow.

Achmat ma w Rosji fatalną opinię. Kojarzy się z ustawianymi meczami i wywieraniem niewyobrażalnej presji na sędziów. Znane są historie, jak Kadyrow chwyta za mikrofon stadionowego spikera i zaczyna wygrażać arbitrowi albo jeden z jego pachołków w przerwie schodzi do szatni i przypomina sędziemu, kto powinien wygrać. Jeden z sędziów miał wprost usłyszeć, że jeśli coś pójdzie nie po myśli Kadyrowa, może zostać zamordowany. Ale najgłośniej było o skandalu z 2004 r. w Pucharze Rosji. Co odważniejsi przyznają, że trofeum było podarkiem dla Kadyrowa od samego Putina. Klub spełnia oczywiście funkcję propagandową. Tworzy złudne wrażenie spokoju. Prowadzi do łatwych skojarzeń - że skoro w Czeczenii gra się w piłkę, to nie ma tam morderstw, terroru i przemocy. W Achmacie więcej jest zresztą polityki i dbania o dobry wizerunek niż czystego sportu.          

Na przykład w październiku 2017 Achmat grał prestiżowy mecz z Anży Machaczkała, który był zapowiadany jako starcie Czeczenii z Dagestanem. "Studenci czeczeńskich uczelni poinformowali, że władze republiki nakazały im zapewnić stuprocentową frekwencję na kolejnych meczach Achmatu w Groznym. Według nich rektorom grozi zwolnienie, a im samym wydalenie, jeśli się to nie uda" - pisała "Yuga.ru". "Kawkaski Uzel" uzupełniał: "Przedsiębiorcy i urzędnicy musieli po pierwsze przyjść sami na ten mecz, a po drugie przywieźć ze sobą jeszcze czterech kibiców. Jeśli przedsiębiorca jest właścicielem minivana, to musi przywieźć tyle osób, ile ma miejsc w samochodzie". 

Wbrew pozorom Achmat nie ma mocarstwowych planów. Kadyrowowi nie zależy na sukcesach. Raczej postrzega klub jako tubę propagandową - od lat widzi w sporcie dobrą analogię życia, więc szuka w nim przykładów odwagi, męstwa i zdrowej rywalizacji, by później wykorzystać je do swoich celów. Najbardziej lubi MMA i inne sztuki walki, ale one nie są tak popularne na świecie, jak futbol. Nie znaczy to, że Kadyrow kompletnie nie przejmuje się wynikami. Często popada ze skrajności w skrajność. Po zwycięstwach potrafi sowicie nagrodzić piłkarzy, o czym przekonał się Maciej Rybus, grający w Tereku między 2012 a 2016 r. Gdy Terek po jego golach pokonał w Moskwie Dynamo, po meczu w nagrodę dostał mercedesa. Miał tylko wybrać kolor. Za to po porażkach nieraz dochodziło do masowych zwolnień. Pracę tracili i trenerzy, i piłkarze.  

Skąd ma pieniądze na klub? Jak na wszystko. - Od Allaha - przekonuje. W rzeczywistości na Achmat Grozny zrzucają się wszyscy Czeczeni. Klub ma przedrostek ANO - awtonomnaja niekommierczeskaja organizacyja, czyli organizacja non-profit. - Na finansowanie sportu w Czeczenii składa się całe społeczeństwo. Fundacja im. Achmata Kadyrowa, której logo widnieje na koszulkach piłkarzy Achmata, ściąga haracz z każdego dorosłego obywatela republiki, którego wysokość zależy od sektora, w którym jest zatrudniony. Płacić muszą wszyscy, a propaganda od czasu do czasu wychwala pracowników sektora publicznego, którzy rzekomo dobrowolnie oddają fundacji swoje premie. Czeczeni mają więc mniej pieniędzy, a na mecze chodzą z przymusu - tłumaczył TVP Sport Karol Bochenek, znawca ligi rosyjskiej.

Klub pomaga też Kadyrowowi pozornie zbliżyć się do ludzi. Gdyby widzieli tylko jego pałace, słyszeli, że ma tygrysa i stadninę koni, a do tego oglądali na Instagramie, jak pławi się w luksusie, sami dotknięci biedą, mogliby go znienawidzić. Achmat pomaga mu złapać równowagę i zapozować na takiego samego kibica, jak oni. Też martwi się porażkami i cieszy po zwycięstwach. Całą paletę emocji jeszcze do niedawna pokazywał w mediach społecznościowych: podkreślał swoją siłę i brutalność, ale po chwili zmiękczał przekaz słodkim zdjęciem ze zwierzętami. Patrząc jedynie na obrazki, można było pomyśleć, że jest rosyjskim oligarchą albo raperem, który sam żyje dostatnio, ale zna problemy i troski każdego osiedla.

Jeszcze kilka lat temu można było odnieść wrażenie, że Kadyrow spełnia swój cel i zaczyna uchodzić za kontrowersyjną, ale budzącą zainteresowanie osobowość z pogranicza polityki i sportu. Infantylną, niekiedy budzącą politowanie, czasem strach. Zdarzało się, że był wciskany do różnych rankingów i przeglądów przywódców zwariowanych na punkcie piłki, a przy opisywaniu meczów Czeczenii z Brazylią i jego spotkań z Diego Maradoną niekiedy pomijano cały ich kontekst. Wojna w Ukrainie, w której żołnierze Kadyrowa biorą udział, jego groźby wysyłane w imieniu Putina, na którego smyczy chodzi, i krew, którą ma na rękach, dobitnie przypomniały, jak odrażającą jest postacią.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.