Do mistrza Turcji - Trabzonsporu - stracili aż 29 punktów. Znacznie bliżej im było do pierwszego spadkowicza - Rizesporu - którego wyprzedzili o 16 punktów. 13. miejsce na koniec sezonu to najgorszy wynik w historii klubu. Takie rzeczy w Galatasaray - najbardziej utytułowanym tureckim klubie - po prostu się nie dzieją.
A jednak w poprzednim sezonie się stały. 22-krotny mistrz Turcji, zdobywca Pucharu UEFA i Superpucharu Europy z 2000 roku, pod koniec stycznia ocierał się o dno ligowej tabeli. Mimo że Galatasaray uniknęło pierwszego, historycznego spadku, to jego problemy się nie skończyły.
Wręcz przeciwnie, one potrwają jeszcze co najmniej kilka lat. - To nie tak, że to był jeden, przypadkowy sezon. Problemem Galatasaray nie było to, że drużyna była źle prowadzona. Jego koszmar to efekt wielu lat życia ponad stan i fatalnego zarządzania - w rozmowie z "The Athletic" powiedział John McManus - znawca tureckiego futbolu.
Ci, którzy nie śledzili problemów Galatasaray, na pierwszy rzut oka mogliby z McManusem się nie zgodzić. Przecież niewiele ponad rok temu klub ze Stambułu mistrzostwo Turcji przegrał tylko przez gorszy bilans bramkowy. Ale to nie tak, że Galatasaray rozsypało się w 12 miesięcy.
Bardzo prawdopodobne jest, że mistrzostwo Turcji w 2021 roku tylko by zatuszowało i odłożyło w czasie problemy klubu. Katastrofa Galatasaray była nieunikniona. Nie miała ona jednej, konkretnej przyczyny. Było ich całe mnóstwo.
Najprościej będzie zacząć od kwestii sportowych. A tu problemów nie brakowało już w sezonie, w którym Galatasaray otarło się o mistrzostwo. Jeszcze w październiku 2020 roku drużyna Fatiha Terima zajmowała zaledwie 9. miejsce w tabeli. Dopiero druga, lepsza połowa sezonu sprawiła, że Galatasaray do końca mogło marzyć o mistrzostwie kraju. W tureckich mediach można jednak przeczytać, że bardziej wpłynęła na to słabsza forma mistrza - Besiktasu - który w ostatnich ośmiu kolejkach zdobył tylko 14 punktów.
Latem zeszłego roku drużyna Terima nie została wzmocniona. Transfery do klubu w większości okazały się niewypałami, a co więcej zespół opuścił jego lider - Gedson Fernandes. Portugalczyk trafił do Galatasaray w styczniu 2021 roku na zasadzie półrocznego wypożyczenia z Benfiki. Chociaż Fernandes w Stambule pokazał się z bardzo dobrej strony, to klub nie miał pieniędzy na wykupienie go.
Galatasaray na pewno nie pomogły też inne zdarzenia. Podstawowy bramkarz i kapitan zespołu - Fernando Muslera - stracił trzy miesiące z powodu poważnej kontuzji. Środkowy obrońca - Marcao - został zawieszony na sześć meczów za bójkę z kolegą z drużyny - Keremem Akturkoglu - w trakcie meczu.
Chociaż Terim to legenda nie tylko Galatasaray, ale też całego tureckiego futbolu, to on też okazał się problemem. W klubie uznali, że 68-letni szkoleniowiec nie nadąża za trendami, przez co jego treningi i styl gry zespołu są archaiczne.
Na Terima mieli też narzekać piłkarze. Kilku z nich miało iść na skargę do władz klubu, że przez słabe treningi nie czuli się dobrze fizycznie. Terim, dla którego była to czwarta kadencja w Galatasaray, został zwolniony w styczniu po porażce z Giresunsporem (0:1), kiedy jego zespół spadł na 13. miejsce w tabeli.
- Można powiedzieć, że Terim pracuje w pewnych cyklach. Jego styl oparty jest na znakomitych kontaktach z zawodnikami, z których wyciąga wszystko, co najlepsze. Wydaje się, że z grupy, którą miał, więcej już by nie wyciągnął. Ten cykl po prostu się skończył - powiedział McManus, cytowany przez "The Athletic".
Sprawa Terima nie była jednak jednoznaczna. Kibice nie chcieli jego zwolnienia, a kilka dni po fakcie na jednym z meczów pojawili się w maskach przedstawiających jego twarz. "Imperator Fatih Terim" - krzyczeli.
Problemem była postawa prezydenta klubu - Buraka Elmasa - który objął funkcję kilka miesięcy wcześniej. Elmas początkowo nie był faworytem wyborów, ale jako jedyny w kampanii zapowiedział, że za jego kadencji zespół prowadzić będzie Terim. Po objęciu stanowiska prezydent klubu podpisał z trenerem trzyletnią umowę, która miała obowiązywać do końca jego kadencji. Miała, ale obietnica szybko została wyrzucona do kosza.
Miejsce Terima zajął były asystent Pepa Guardioli w FC Barcelonie, Bayernie Monachium i Manchesterze City - Domenec Torrent. Hiszpan od razu zapowiedział, że pierwszy miesiąc pracy potraktuje jak obóz przygotowawczy, co może negatywnie odbić się na wynikach.
I rzeczywiście tak było. Galatasaray Torrenta przegrało pierwszy trzy mecze ligowe, by w kolejnych 15 przegrać tylko cztery razy. W klubie na problemy sportowe spojrzeli szerzej. W Stambule zatrudnili nie tylko nowego trenera, ale też nowego dyrektora sportowego - Pasquale Sensibile - który wcześniej pracował w AS Romie. Nad wszystkim w roli doradcy miał czuwać Luis Campos, który zbudował mistrzowskie AS Monaco w 2017 roku i Lille cztery lata później.
Wydawało się, że Galatasaray powoli zacznie się stabilizować i wychodzić na prostą. 21 czerwca Torrent został jednak zwolniony z pracy. Oficjalnie przez kiepskie wyniki. Tureckie media dały jednak do zrozumienia, że Torrent nigdy nie został zaakceptowany przez zespół i polubiony przez kibiców. Ci nie mogli mu wybaczyć, że zajął miejsce ich kochanego Terima.
Od miesiąca Galatasaray buduje klubowa legenda - Okan Buruk - który jako piłkarz spędził tam 12 lat, zdobywając łącznie 13 tytułów. Chociaż Buruk w 2018 roku zdobył Puchar Turcji z Akhisarsporem, a dwa lata później wygrał ligę z Basaksehirem, to na razie można powiedzieć o nim, że był zdecydowanie lepszym piłkarzem niż szkoleniowcem.
Jako zawodnik grał nie tylko w Galatasaray, ale też m.in. w Interze Mediolan. Z reprezentacją Turcji, w której zagrał 56 razy, zdobył brązowy medal na mundialu w 2002 roku. Po mistrzostwie kraju z Basaksehirem jego kariera trenerska mocno wyhamowała. Kilka miesięcy po tym sukcesie Buruk został zwolniony i od tamtej pory nie znalazł zatrudnienia.
Galatasaray wyciągnęło do niego rękę i łatwo zauważyć, że obie strony bardzo się potrzebują. Drużyna chce wrócić do walki o mistrzostwo, trener rozwiać wątpliwości co do swoich umiejętności. Ale to będzie szalenie trudna misja.
Przede wszystkim dlatego, że Galatasaray nie ma pieniędzy, by pomóc Burukowi w przebudowie zespołu. To największy problem klubu i prawdopodobnie główna przyczyna jego ostatniej zapaści. Galatasaray, tak jak wszystkie tureckie kluby, jest w fatalnej kondycji ekonomicznej.
- Jesteśmy zerem na boisku i mamy zerowy stan konta w banku! - wykrzykiwał zimą Metin Ozturk, który bez powodzenia startował w ostatnich wyborach na prezydenta klubu. Ozturk całą winę chciał zrzucić na Elmasa, ale to byłoby zwyczajnym kłamstwem.
Galatasaray tak samo jak inni krajowi giganci - Besiktas, Fenerbahce i Trabzonspor - generuje ogromne straty przez lata rozpasania i życia ponad stan. W 2000 r. zadłużenie wszystkich klubów Super Lig wynosiło 60 mln euro. Obecnie zadłużenie samej wielkiej czwórki wynosi aż 1,7 mld euro. W ciągu ostatnich ośmiu lat zadłużenie w tych klubach miało wzrosnąć aż o 579 proc.! Dług Galatasaray szacowany jest na 410 mln euro.
Skąd wzięły się aż takie problemy? Przede wszystkim z podpisywania ekskluzywnych, bardzo drogich umów z gwiazdami, które najczęściej były już pod formą i nie mogły znaleźć zatrudnienia w silniejszych klubach. Kiedy największe kluby na świecie im dziękowały, Turcy przyjmowali z otwartymi ramionami i płacili ogromne pieniądze.
Tylko w ostatnich latach w Galatasaray zagrali m.in. Wesley Sneijder, Didier Drogba, Lukas Podolski czy Radamel Falcao. Dla przykładu: Drogba i Sneijder w Galatasaray zarabiali łącznie około 13 mln euro rocznie. Największą wtopą okazał się Falcao, który przez dwa sezony z powodu kontuzji opuścił ponad połowę meczów. Umowa Kolumbijczyka została rozwiązana na rok przed wygaśnięciem, ale jego pobyt w klubie i tak pochłonął łącznie 25 mln euro.
W 2016 r. Galatasaray otrzymało roczny zakaz gry w europejskich pucharach za łamanie przepisów Finansowego Fair Play. Dopiero kolejne kary oraz groźby dłuższej banicji w europejskich pucharach sprawiły, że klub zaczął masowo wyzbywać się piłkarzy na gwiazdorskich kontraktach.
Ogromnym problemem klubu i całej ligi są też kryzys gospodarczy i potężna inflacja. Chociaż większość z przychodów tureckich klubów płacona jest w lirach, to kontrakty zawodników płacone były głównie w euro. A stosunek jednej waluty do drugiej drastycznie się pogorszył. 10 lat temu 1 euro kosztowało 2,2 liry. Obecnie kurs wynosi ponad 18 lir!
Nadzieją na wyjście z finansowego kryzysu jest rządowa pomoc. Tureckie władze przy pomocy czterech banków nakazały restrukturyzację zadłużenia i wprowadzenie programu jego spłaty. Program ten zakłada, że wielka czwórka uwolni się od długów do 2030 roku.
- Nie mieliśmy innego wyjścia. Tureckie kluby od dawna nie są stabilne finansowo. Najwięksi byli krok od upadku - mówił prezes tureckiego związku, Yildirim Demiroren.
Galatasaray musiało radykalnie zmienić zachowanie na rynku transferowym. Dzisiaj już nikt nie myśli o sprowadzaniu wielkich gwiazd. Klub zacisnął pasa i w tym okienku sprowadził sześciu piłkarzy, z których żaden nie był droższy niż cztery mln euro. Pierwszy zespół wzmocniło też kilku zawodników z klubowej akademii.
Dzisiaj w Galatasaray nikt nie płaci wielkich pieniędzy. Ani zawodnikom, ani agentom. "The Athletic" poinformowało, że tylko w ciągu ostatnich pięciu lat klub zapłacił menedżerom aż 40 mln euro, czyli tyle, ile kluby ze środka tabeli Premier League. Różnica jest jednak taka, że tamtejsze kluby należą do najbogatszych na świecie.
Bardzo mocne ograniczenia finansowe sprawiają, że trudno wyobrazić sobie, by Galatasaray w jeden sezon wróciło na szczyt. Odbudowa jedynego tureckiego zdobywcy europejskiego trofeum może potrwać latami. Z drugiej strony, gorzej niż w poprzednim sezonie chyba już być nie może.