Robert Lewandowski, mimo ważnego do 30 czerwca 2023 kontraktu, nie chce już grać w Bayernie Monachium. Choć 12 lipca powinien wznowić treningi do nowego sezonu, jest gotowy zastrajkować i odmówić udziału w przygotowaniach. To może mieć jednak poważne konsekwencje.
Od dłuższego czasu Lewandowskiemu zależy na transferze do FC Barcelony. Podobno jest już dogadany z katalońskim klubem, a ostatnio, podczas wczasów na Majorce, odbył rozmowę z trenerem Xavim Hernandezem. Obu stronom zależy, aby do transferu doszło przed 12 lipca. Bayern póki co zostaje jednak nieugięty i odrzucił końcem czerwca trzecią ofertę Barcelony. Oferta opiewała na 40 milionów euro. Bayern stwierdził, że może zacząć rozmowy, jeśli na stole pojawi się przynajmniej 50 milionów.
A co jeśli do transferu nie dojdzie i 33-latek zostanie w Monachium? Zdaniem prawnika dr Andreja Dalingera zawodnik może zdecydować się na strajk. - Nie można wykluczyć, że Lewandowski rozważy strajk. Przestanie przychodzić na treningi z nadzieją, że Bayern podda się presji i szybciej zgodzi się na transfer do Barcelony - stwierdził w rozmowie ze SPORT1. Podobno taka opcja była już brana pod uwagę w przypadku przenosin z Borussii Dortmund.
Może to być jednak bardzo kosztowne dla Polaka. - Tutaj prawo jest jasne: nie ma pracy – nie ma wynagrodzenia. Jeśli nie wypełni swojego umownego zobowiązania do pracy, Bayern może wstrzymać jego wypłatę - dodał. Dodatkowo klub mógłby nałożyć na Lewandowskiego karę umowną, która może wynieść wysokość dwóch miesięcznych pensji. - To by było dużo, biorąc pod uwagę roczne zarobki Lewandowskiego - ocenił Dalinger. Trzecią możliwością jest wystawienie upomnienia, które później mogłoby skutkować wypowiedzeniem.
Zdaniem prawnika scenariusz z odesłaniem polskiego napastnika na trybuny w kolejnym sezonie jest mało realny. - Celem Bayernu zawsze będzie wystawienie najlepszej możliwej drużyny – a Robert Lewandowski jest niewątpliwie częścią tego zespołu - podsumował Dalinger.