Infantino życzy gigantom katastrofy. To byłby koniec futbolu, jaki znamy

Przy okazji ogłoszenia miast gospodarzy mistrzostw świata 2026, które odbędą w USA, Meksyku i Kanadzie, szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) Gianni Infantino ogłosił: "Do 2026 r. piłka nożna będzie sportem nr 1 w USA". Choć ta przepowiednia ma bardzo nikłe szanse powodzenia, warto się zastanowić, jak wielką byłaby katastrofą dla reszty piłkarskiego świata.

Słowa Infantino wywołały w USA raczej uśmiechy politowania. Dziennikarze piszą, że szef FIFA ulega jakieś iluzji i nie ma pojęcia, jak popularny w Ameryce jest futbol amerykański, skoro zakłada, iż piłka nożna jest w stanie go wyprzedzić w ciągu czterech lat. Załóżmy jednak, przez chwilę, że słowa Infantino mają jednak jakąś realną podstawę i piłka nożna przebije futbol amerykański w USA. Zastanówmy się, co to oznacza dla reszty świata. 

Zobacz wideo

NFL, czyli Liga Mistrzów i Premier League razem wzięte

Zacznijmy od faktu, że to dzięki futbolowi amerykańskiemu największy mundial w historii piłki nożnej z rekordową liczbą drużyn, rekordową liczbą meczów i rekordową liczbą widzów na trybunach będzie w ogóle możliwy. Wszystkie dziewięć amerykańskich stadionów, na których za cztery lata odbędzie się turniej, wybudowano dla zespołów NFL. Mogą pomieścić od 70 tys. do 90 tys. widzów. Może nawet 100 tys., jeśli w Los Angeles rozbudują widownię. Cztery z tych obiektów znajdują się w TOP10 najdroższych stadionów wszech czasów (Los Angeles, Nowy Jork, Atlanta i Dallas).  

Idźmy dalej. Porównajmy, jak Amerykanie kochają oglądać sport w telewizji, a jak reszta świata. Na pewno wielu kibiców natknęło się w internecie na wiadomości o miliardach ludzi oglądających Premier League czy Ligę Mistrzów. Weźmy więc do ręki badania. Z publikacji firmy Nielsen dowiadujemy się na przykład, że skumulowana globalna średnia liczba widzów (czyli dodana do siebie średnia liczba widzów każdego meczu) Premier League, jeśli chodzi o mecze na żywo, to 1,35 miliarda ludzi na świecie (dane z sezonu 2018/19, bo nowszych nie ma). Gigantyczna liczba. W Lidze Mistrzów ta suma – cytat za opiniotwórczym serwisem The Athletic – w sezonie 2018/19 wynosiła 1,3 miliarda. A jak to wygląda w NFL? Niestety takich zbiorczych danych jak w Premier League czy w Lidze Mistrzów nie ma. Na podstawie cząstkowych danych z USA, dotyczących 130 meczów NFL z sezonu 2021 tylko w stacjach ogólnokrajowych ta liczba skumulowanej średniej widowni meczów na żywo wynosiła 2,44 miliarda. Śmiało można więc na podstawie tego wyciągnąć wniosek, że NFL cieszy się tylko w USA dużo większą oglądalnością niż Liga Mistrzów i Premier League razem wzięte na całym świecie.  

Jedna NFL zarabia więcej niż wielka piątka lig europejskich

Sięgnijmy do jeszcze innych danych firmy Nielsen, światowego lidera, jeśli chodzi o firmy badającej oglądalność. Finał Ligi Mistrzów 2021 oglądało na całym świecie 48,7 mln. Super Bowl (finał NFL) tylko w USA w 2021 r. – 112,3 mln. 

Kolejne porównanie. Średnia liczba widzów na trybunach w sezonie zasadniczym, czyli bez play-off w NFL wyniosła 68,22 tysiąca na mecz w sezonie 2021. W Premier League w rozgrywkach 2020/21 – 40 tys., a w Lidze Mistrzów – 35 tys. 

A teraz porównajmy to, co najistotniejsze – pieniądze. NFL wypracowała w sezonie 2021 około 18 miliardów dolarów przychodów. Wszystkie kluby pięciu największych lig piłkarskich w Europie (Anglia, Hiszpania, Włochy, Niemcy i Francja) zarobiły według prognozy przychodów w sezonie 2021/22 ok. 16,34 miliarda dolarów. Ta różnica w kolejnych latach będzie jeszcze większa na korzyść Amerykanów, bo od sezonu 2023 wejdzie w życie nowa umowa telewizyjna (113 miliardów dolarów za 11 lata), która da lidze skokowy wzrost przychodów. 

NFL musi się ograniczać, a ligi piłkarskie nie

A najciekawsze jest to, że NFL w walce o swoje dochody musi się samo ograniczać, bo nie może grać meczów ani w piątki, ani w soboty. Te bardzo atrakcyjne, jeśli chodzi o przyciąganie kibiców, dni są zarezerwowane dla meczów drużyn szkół średnich i uniwersyteckich. To po pierwsze. A po drugie sezon futbolowy w USA trwa tylko od września do początku lutego, a nie niemal okrągły rok jak w europejskiej piłce nożnej. 

Idźmy dalej. Dziś salary cap w NFL, czyli nieprzekraczalny budżet na płace zawodników wynosi 208 milionów dolarów w każdej z 32 drużyn ligi. W Premier League więcej na tygodniówki zawodników wydaje tylko Manchester United (255 mln dolarów rocznie), ale wiadomo, że po niezakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów budżet na płace zostanie w tym klubie mocno obcięty. Druga w tej klasyfikacji według wiarygodnych danych serwisu Spotrac.com Chelsea wydaje na pensje zawodników: 199 mln dolarów rocznie, trzecie Manchester City – 175 mln, czyli – wyciągając wnioski – NFL to taka liga, w której występują 32 drużyny o finansowych możliwościach najlepszych klubów Premier League. 

Piłkarska super Superliga w USA zmiażdżyłaby resztę świata

Więc teraz wyobraźmy sobie, że w USA piłka nożna staje się numerem jeden i zamiast NFL mamy ligę MLS, która jest w stanie wygenerować taki sam poziom przychodów, takie samo zainteresowanie kibiców i sponsorów jak dziś NFL. Dla reszty piłkarskiego świata byłaby to dosłownie katastrofa. Przecież to byłaby super Superliga. Zmiażdżyłaby każdą konkurencję. Przyciągnęłaby największe gwiazdy i dyktowałaby warunki reszcie świata. Przy czym zaznaczmy, mówimy tylko o dochodach z USA, a przecież piłka nożna to sport globalny.  

Aż trudno sobie wyobrazić, jak to mogłoby wyglądać. Może jak w NHL, której kluby wybierają sobie w drafcie największe talenty z Europy. W ostatnich 5 latach średnio 90 młodych europejskich hokeistów rokrocznie wiązało się z klubami zza Oceanu. Wyobrażacie sobie tak wielki rokroczny odpływ talentów w piłce nożnej? Jak to wpłynęłoby na poziom i zainteresowanie w innych częściach świata?  

A może zagrożony byłby nawet mundial. Jak w baseballowej MLB, która organizuje razem ze światową federacją baseballu i softballu, turniej World Baseball Classic, który jest odpowiednikiem mistrzostw świata, choć o dość skromnym prestiżu. Nie ma bowiem mowy o obligatoryjnym zwalnianiu zawodników na turniej przez kluby MLB. O udziale w turnieju najlepszych graczy decyduje przede wszystkim interes klubu, a dopiero potem wolna wola zawodnika. Krajowe federacje nie mają właściwie nic do powiedzenia. 

A może będzie jak z koszykówką, gdzie wpływ NBA jest tak duży, że światowa federacja pod jej wpływem zmienia swoje przepisy. Jeśli tak by było, to mielibyśmy mecze piłkarskie w kwartach zamiast w połowach i obligatoryjne przerwy na reklamę. To byłaby już inna piłka nożna od tej, jaką znamy.

Europa może jeszcze długo spać spokojnie

Co by nie mówić Amerykanie i Kanadyjczycy po zbudowaniu przodujących lig w koszykówce, hokeju na lodzie czy baseballu widzą, jak dyktować swoje warunki reszcie świata, by ich drużyny rozwijały się przy jak najmniejszych kosztach pozyskiwania zawodników z zewnątrz.  

Na razie Europa jednak może spać spokojnie. To USA są dla niej dojną krową, a nie odwrotnie. Słowa Infantino o piłce nożnej jako sporcie nr 1 w Ameryce to mrzonki, które nie mają szans na realizację w dającej się przewidzieć perspektywie. Ostatnio co prawda MLS podpisała kontrakt na prawa telewizyjne z firmą Apple, która da jej 2,5 miliarda dolarów, ale w ciągu 10 lat. Razem z nową, nieparafowaną jeszcze umową z ESPN, ma to być 300-procentowy wzrost dochodów z tytułu pokazywania meczów. Widać potencjały do wzrostu jest, ale to wciąż 35 razy mniej niż będzie zarabiać NFL od sezonu 2023. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA